Pokazywanie postów oznaczonych etykietą święty. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą święty. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 15 października 2024

 

Honorat Koźmiński- święty wymagający

Bł. Honorat Koźmiński kapucyn, patron rozeznających powołanie, wzywany przy modlitwie o nawrócenie ateistów i ateuszów, wskazuje bardzo konkretną, choć bezkompromisową drogę do świętości. Jego propozycja wyrosła z doświadczenia osobistego nawrócenia w pierwszej chwili wydaje się rygorystyczna i niedosiężna, w rzeczywistości zawiera płynące z Ewangelii praktyczne wskazówki niezbędne do duchowego rozwoju. Uważna analiza owych wskazań, a także całego życia Świętego, odsłania postać wiernego syna św. Franciszka kroczącego po śladach Chrystusa i pragnącego żyć dla chwały Bożej w całkowitym zapomnieniu o sobie. Powtarzał: „Chwała Boża to jest główny cel życia naszego”[1]. W Testamencie spisanym około 17 lat przed śmiercią, umieścił słowa świadczące o jego wielkim pragnieniu oddania chwały Bogu: „I pragnę dlatego głównie być zbawionym, żebym mógł Go przez całą wieczność wielbić. Gotów jednak jestem wszystko poświęcić i wyrzec się szczęścia swego doczesnego i wiecznego, aby On tylko od wszelkiego stworzenia nieba i ziemi był chwalony i uwielbiony na wieki”[2]. Honorat Koźmiński, konwertyta, pragnący w młodości zostać architektem, poświęcił swe życie zakonne budowaniu świętości własnej i tych wszystkich, których Bóg postawił na jego drodze. Unikał przy tym rozgłosu, czy spektakularnych działań, przekonany, że „doskonałość nasza nie polega na czynieniu rzeczy wielkich i osobliwych, ale na spełnianiu codziennych naszych czynności w sposób doskonały”[3]. Podobnie jak św. Franciszek, inspirował się osobą Chrystusa i Jego Słowem: „życie nasze powinno być odbiciem tych cnót Jezusa Chrystusa, które nam w tajemnicy Ołtarza przedstawia: pokory, posłuszeństwa, ubóstwa, cierpliwości, miłości i miłosierdzia”[4]. Podobnie jak u Biedaczyny, cnotą, która szczególnie jaśniała w osobie Honorata była pokora. Z uległością poddał się represjom zaborcy: kontroli, przesiedleniom, niesłusznym pomówieniom, świadomemu niszczeniu dzieła jego życia. Przekonany, że „nie ma nic pożyteczniejszego dla duszy jak upokorzenie”[5], swym duchowym córkom polecał: „Utrzymujcie w sobie cechę świętej pokory, miejcie zawsze głębokie w sercu przekonanie o waszej nędzy i uważajcie się za maluczkie i najniższe ze wszystkich istot na ziemi”[6]. Te słowa świadczą o dogłębnym zrozumieniu myśli Serafickiego Ojca. Znajdywało ono zastosowanie w szeregu praktycznych wskazań, jak choćby: „należy być pokornym w całym przestawaniu z ludźmi, z nikim się nie sprzeczać, każdemu ustępować, nikogo nie lekceważyć, mowy drugim nie przerywać, wszystkie upokorzenia skądkolwiek bądź spadły, spokojnie, a nawet wesoło znosić”[7].

Miłość Honorata do bliźniego wyrażała się w trosce o jego zbawienie, ale też godny, bezpieczny byt. W notatniku duchowym systematycznie opisującym organizację własnego życia wewnętrznego, wyznał: „Od czasu wstąpienia do Zakonu zawsze na myśli to miałem, żeby można ludziom dać poznać miłość Bożą”[8]. Założone przez niego zgromadzenia niehabitowe dzięki idei ukrycia mogły wejść w każde środowisko, by od wewnątrz przemieniać go i napełniać Bożą obecnością. Dzięki temu dokonywało się powoli odnowienie narodu i skuteczna walka o polskość, bowiem miłość do ojczyzny stanowiła jedną z cech wyróżniających Honorata, a jego patriotyczne zaangażowanie zamknąć można w słowach: „Tutaj róbmy co się da, i ratujmy naszą biedną Ojczyznę, a przyszłość Panu Bogu zostawmy”[9]. Ukryta walka z zaborcą przybrała postać wiernego trwania mimo ciągłych szykan, zagrzewania do wytrwania innych, a szczególnie współbraci, niestrudzonego apostolstwa, które stale ograniczane i szykanowane, przybrało wreszcie postać cichej posługi w konfesjonale. To właśnie konfesjonał stał się symbolem jego zaangażowania i sposobem oddziaływania na społeczeństwo. Dzięki niemu mógł w pełni rozwinąć osobisty charyzmat odczytywania powołań i kierowania nimi według Bożego zamysłu. Dzięki otwartości na głos Ducha Świętego, ale też umiejętności dostrzeżenia potrzeby chwili, Honorat stał się założycielem 27 ukrytych zgromadzeń zakonnych oraz pomysłodawcą trójstopniowej organizacji społeczeństwa: oprócz członków życia wspólnego funkcjonowały osoby zjednoczone (zaangażowani w apostolat środowiskowy, choć nie prowadzący życia wspólnego) oraz stowarzyszone (nie składając ślubów, żyli jak tercjarze). Niezwykle owocna praca w konfesjonale bazowała na pracy wewnętrznej zakonnika. Rozmiłowanie w Eucharystii, żywy kult maryjny, czas spędzony na modlitwie, której poświęcał siedem do ośmiu godzin dziennie, stanowiły źródło jego siły i aktywności. Wierzył, że wierność miłości braterskiej, modlitwie i pokucie pozwolą przetrwać zakonowi Braci Mniejszych Kapucynów skazanemu przez rząd carski na całkowitą zagładę: „Jeżeli zakon odpowiada wiernie swemu powołaniu, żadna siła na świecie zniszczyć go nie potrafi”[10]. Dla braci był wzorem zakonnej obserwancji i intensywnej pracy nad sobą. Surowość jego życia tłumaczą słowa, które kierował do penitentów: „Nigdy nie złączysz się z Bogiem, jeśli się od wszystkiego nie oderwiesz”[11]. Powołanie i wynikające z niego obowiązki zakonne traktował poważnie, jako sposób upodobnienia do Zbawiciela: „Profesja zakonna jest poświęceniem się na ciągłe i nieustanne męczeństwo, bo człowiek dzień w dzień ponawia tę ofiarę”[12].

W zdumienie wprawiała nie tylko gorliwość Honorata w trosce o własne uświęcenie, ale też jego kreatywność i pracowitość: „Praca jest pierwszą ofiarą, jaką człowiek z ciała swego, ze zmysłów swoich i z członków swoich i ze swoich zdolności Panu Bogu codziennie składać powinien”[13]. Te cechy ujawnione już w początkach życia zakonnego znalazły nową formę wyrazu w warunkach represji rządu carskiego, który przez kasaty i internowanie próbował złamać ducha zakonników. W nowej sytuacji izolacji i odcięcia od dotychczasowych form aktywności duszpasterskiej, Honorat oddał się intensywnemu życiu modlitwy i trosce o odnowę życia zakonnego według reguły i kapucyńskich konstytucji. Ujawniła się jego miłość do rodziny zakonnej i głębokie zrozumienie powołania, co dobrze oddają słowa: „Gdybym tysiąc razy żył na świecie, tysiąc razy bym obrał to życie, a nie inne”[14]. Gdy po internowaniu do Zakroczymia, zakonnicy otrzymali od zaborcy atrakcyjną propozycję opuszczenia Królestwa, niespełna trzydziestoletni wówczas Honorat, z mocą ogłosił braciom: „Tu nas Bóg chce mieć, a więc tu pracować będziemy!”[15]. Bardzo trudną sytuację zakonu przyjął jako dopust Boży oraz kierował się przekonaniem: „nie powinniśmy chcieć zbawiać innych dusz lub w większej liczbie, lub w innym miejscu, lub w innym czasie, lub w inny sposób, jak te dusze i tyle, i tam, i wtedy, i tak, , jak się Bogu podoba. Inaczej nie szukalibyśmy woli Bożej, lecz własnej”[16]. W istocie, mimo ograniczeń działalności duszpasterskiej, Honorat z pełnym zapałem oddał się licznym obowiązkom. Wiele wysiłku włożył w odbudowę życia wspólnotowego, wykazując się ofiarnością i uniżeniem, choć wymagało to wiele samozaparcia i ofiary: „nic tak nie wyrabia człowieka duchowo, jak życie wspólne, gdzie się ścierają różne charaktery, znosząc się wzajemnie”[17]. Niemal zupełnie pozbawiony możliwości aktywności zewnętrznej, odkrył wartość czasu poświęconemu wydłużonej modlitwie i ascezie, zrozumiał bowiem, że „nigdy nie dojdziemy do doskonałej modlitwy i bogobojności, jeżeli serca naszego nie oderwiemy od rzeczy ziemskich”[18]. Zapiski, jakie prowadził ujawniają imponujący wysiłek, jaki włożył w poznanie prawdy o Bogu i sobie, praktykę trwania w Bożej obecności oraz umiejętność wykorzystania czasu i sytuacji, celem osobistego uświęcenia. Szczególnie bliską stała mu się Maryja, której akt oddania w niewolnictwo miłości podpisał własną krwią. Był przekonany, że „naród, który tak żywo kocha Maryję, nigdy zginąć nie może”[19]. Ten intensywny czas zaowocował między innymi koncepcją duchowej odnowy narodu przez powołanie do istnienia ukrytych zgromadzeń. Charyzmatyczna umiejętność kierowania ludzkimi duszami przez posługę w konfesjonale przyczyniła się do urzeczywistnienia koncepcji duchowej odnowy narodu polskiego przez posłanie członków ukrytych zgromadzeń do biednych miast, zapadłych wiosek, fabryk, sklepów, zajazdów, w myśl: „Pragnąc ratować bliźnich i pozyskać tych, co od Kościoła stronią, trzeba z jednej strony zaprzeć się siebie i poświęcić się Bogu, a z drugiej należy jak na misjach przybrać formy ludzi ze świata i pojedynczo wśród nich się wciskać, żeby ich z religią i Kościołem oswoić i do nich przyciągnąć”[20]. Pracował ponad siły jako spowiednik i kierownik duchowy w konfesjonale, prowadząc obfitą korespondencję, przygotowując ustawy dla założonych przez siebie wspólnot, korygując je oraz w miarę możliwości wizytując. Uczył apostolstwa przykładu, powtarzając: „uczyliśmy dotąd słowy, zacznijmy teraz nauczać przykładami”[21]. Choć jego ukryta, a zarazem niezwykle skuteczna organizacja zgromadzeń ukrytych będąca w istocie konspiracyjną walką z prześladowcą, związana była z dotkliwym prześladowaniem i represjami, Honorat nie ustępował i nie dał się zastraszyć, a do wierności raz podjętym postanowieniom zagrzewał siebie i innych słowami: „Im większe trudności, tym większy pożytek z nich być może”[22]. Nie ustawał w zaangażowaniu dla sprawy narodowej i trosce o uświęcenie, mimo upływu lat i pogarszającego się stanu zdrowia. Pozostawił po sobie ogromną spuściznę pisarską, będącą jednym ze sposobów jego apostołowania, o czym sam świadczył: „Pisaniem chciałem trochę służyć duszom, którym jestem zobowiązany”[23]. Samych listów zachowało się 3901, trzy monumentalne dzieła: Powieść nad powieściami. Historia miłości Bożej względem rodzaju ludzkiego (Obszerna teologia historii), Czym jest Maryja? (encyklopedia maryjna), Święty Franciszek Seraficki, Jego życie, wielkie dzieła, duch, dary, pisma i nauki i ich odbicie w naśladowcach Jego (kompilacja wszystkiego, co dotyczy założyciela zakonu i franciszkanizmu w świecie). Tylko część tych pism zostało wydrukowanych, pozostałe zachowały się w rękopisach.

 Patrząc z perspektywy czasu na Świętego, który beatyfikowany 16.10 1988 roku przez papieża Jana Pawła II, pozostał mimo upływu czasu wciąż tajemniczy i mało znany, nasuwają się jego słowa: „Pragnę umierać tak, jak On, od wszystkich i najbliższych opuszczony i wzgardzony, nie widząc żadnego owocu z prac moich i żadnej pociechy od braci obecnych”[24]. Starał się zawsze kierować miłością, co sam wyznał: „Tak, mój Boże, Ciebie jednego tylko kocham miłością prawdziwą, rozumną, rozmyślną, dobrowolną, całkowitą, której wszystkie uczucia mego serca są poddane. Ludzi także tylko dla Ciebie kochać mogę…”[25]. Do Chrystusa upodobniła go również uległość woli Bożej, która stanowiła dla niego priorytet: „Wola Boska niech będzie dla mnie wszystkim. Wolę z woli Boskiej być robaczkiem, niż bez niej pierwszym serafinem, wolę z woli Boskiej nic nie robić, niż bez niej nawrócić cały świat”[26]. Posłuszeństwo woli Bożej wyraziło się u niego głębokim zrozumieniem posłuszeństwa przełożonym: „kto się raz doskonale oddał pod posłuszeństwo, już nie powinien sobie prawa wyboru zostawiać”[27]. Tak rozumiane posłuszeństwo łączy się z cnotą pokory, która podobnie, jak u św. Franciszka kazała mu zapomnieć o sobie, by skoncentrować się całkowicie na służbie Bogu i człowiekowi. Punktem wyjścia była akceptacja własnej grzeszności i zależności od Boga: „Człowiek koniecznie musi uznać się niczym, żeby znalazł w Bogu wszystko, musi się uznać złem największym, żeby poznał Boską dobroć niewymowną”[28]. Podobnie jak św. Franciszek, który w napisanej przed śmiercią ostatniej woli, podsumował swoje życie jako ciąg Bożych interwencji, tak Honorat,-jego duchowy syn, stwierdził: „Poznaję i wyznaję, że całe moje życie było pasmem nieprzerwanym ciągłych Boskich dobrodziejstw”[29]. Wyznaniu temu nie przeczy fakt, że droga Honorata była w dużej części drogą krzyżową: 52 lata internowania, inwigilacja, pomówienia, zawiedzione nadzieje, odsunięcie od możliwości kierowania założonymi przez siebie zgromadzeniami oraz narzucona zmiana ich charakteru, wreszcie zmaganie ze słabością ciała, które do ostatnich godzin życia poddawał surowym wymogom pokuty. Wszystko to świadczy o dojrzałym przeżywaniu rzeczywistości krzyża, o którym mawiał: „Krzyż to nadzieja jedyna, droga do nieba, to jedyny środek uświęcenia, to źródło łaski wszelakiej”[30].

Bilans 87 lat życia bł. Honorata liczy dziś dwanaście zgromadzeń niehabitowych oraz 2 habitowe, a także mniszki klaryski kapucynki, którym Honorat pomógł się organizować. Zgromadzenia honorackie odczytując znaki czasu, zmieniały niekiedy pierwotne posłannictwo, jednak wciąż kontynuują zamysł założyciela, by żyć na chwałę Boga i ku pożytkowi społeczeństwa. Wciąż rozwijają się zapoczątkowane przez bł. Honorata inicjatywy religijne, jak Żywy Różaniec, czy pielgrzymowanie na Jasną Górę. Dla wszystkich ludzi Święty, który żył w perspektywie wieczności, może być nauczycielem przeżywania codzienności i skutecznym orędownikiem obecnych trudnych czasów, a jego motto : „Będę pamiętał wychodząc z klasztoru, że wychodzę od Chrystusa, idę do Chrystusa i do Chrystusa wracam-jako Chrystusowy”[31], może służyć jako konkretna wskazówka na drodze do świętości, której idea stale towarzyszyła Honoratowi: „ Moim pierwszym obowiązkiem jest dążyć do świętości. O resztę Bóg sam się zatroszczy”[32].

s.Anna Chrystiana Koba CMBB


 

fot. Joanna Stępczyńska

 

 



[1] K.Wójtowicz, Honorat Koźmiński. Mądrość budowania- myśli, Wrocław 1988, str.18.

[2] Bł. Honorat Koźmiński, Notatnik duchowy, Warszawa 1991, str. 487.

[3]K.Wójtowicz, j.w. str. 49.

[4] K.Wójtowicz, j.w. str. 29.

[5] K.Wójtowicz,j.w. str. 44.

[6] K.Wójtowicz, j.w. str. 45.

[7]K.Wójtowicz, j.w. str. 49.

[8] K.Wójtowicz, j.w. str. 17.

[9] K.Wójtowicz, j.w. str. 36.

[10] K.Wójtowicz,j.w. str. 38.

[11] K.Wójtowicz, j.., str. 43.

[12]K.Wójtowicz, j.w. str. 44.

[13] K.Wótowicz, j.w. str.46.

[14] K.Wójtowicz, j.w.str.18.

[15] Ewa Jabłońska-Deptuła, Trwanie i budowa. Honorat Koźmiński 1829-1916, Wyd. Sióstr Loretanek, Warszawa 1986, str. 73.

[16] S.Oliwia Kusek, (wybór myśli) Dobrego dnia z bł. Honoratem Koźmińskim. Myśli na każdy dzień roku, wyd. św. Paweł, str. 25.

[17] K.Wójtowicz, j.w., str. 34.

[18] K.Wójtowicz, j.w. str. 38.

[19] K.Wójtowicz, j.w. str. 22.

[20]K.Wójtowicz, j.w. str. 40.

[21] K.Wójtowicz, j.w. str. 36.

[22]K.Wójtowicz, j.w. str.37.

[23] K.Wójtowicz, j.w. str.51.

[24] J.w., str. 51.

[25]s.Oliwia Kusek, j.w. str. 25.

[26] s.oliwia Kusek, j.w. str. 19.

[27] K.Wójtowicz, j.w. str. 37.

[28] K.Wójtowicz, j.w. str.37.

[29] J.w.,str.51.

[30] s.Oliwia Kusek, j.w, str.17.

[31] K.Wójtowicz, j.w. str.18.

wtorek, 3 września 2024

ludzka strona świętego

 

Franciszek z Asyżu - ludzki święty

 

Świadectwa tych, którzy osobiście spotkali św. Franciszku z Asyżu są bardzo różnorodne, a niekiedy sprzeczne ze sobą. Jedni gardzili nim i poddawali w wątpliwość jego autentyzm, inni zauroczeni magnetyzmem jego osoby pozwalali się porwać świeżości nauki, którą głosił nie tylko słowem, ale nade wszystko życiem. I tak sułtan Egiptu Malik al-Kamil, pozostając pod wrażeniem jego odwagi i ubóstwa, „podziwiał go jako kogoś innego niż wszyscy pozostali”(Vb 56), podczas, gdy biskup Terni Rajner wskazując na niego palcem, publicznie nazwał „człowiekiem wzgardzonym i nieuczonym”(CAss 10, 4). Jaki w istocie był Franciszek z Asyżu? Jak postrzegali go ci, którzy żyli z nim na co dzień? Czy można określić cechy jego osobowości, wreszcie: na czym polega fenomen tego Świętego?

Od dziecka otoczony troskliwą opieką, jako, że „był zawsze słabego zdrowia (…) był człowiekiem kruchym i wątłym z natury”(SpLem 20,14). W młodości dał się poznać jako rozpieszczony przez rodziców lekkoduch, jak sam później wyznał, „często pożywienie miał wykwintne i dobrane, gdyż nie tknąłby się nawet potraw, których nie lubił”(3Soc 22,2). Autor Zbioru Asyskiego potwierdza: „od młodości był człowiekiem delikatnym i słabym fizycznie i będąc w świecie nie mógł żyć inaczej, jak tylko otoczony troskliwą opieką”(CAss 50,21). Gdy posiadł umiejętność liczenia, czytania i pisania, ojciec zaczął wdrażać go w arkana kupiectwa licząc, że w przyszłości nie tylko przejmie rodzinny interes, ale rozwinie go i znacznie powiększy - i tak już spore bogactwo. W istocie, młodzieniec okazał się utalentowanym i zręcznym kupcem, a inteligencja, bystrość umysłu, pogoda ducha, komunikatywność i wspaniałomyślność przysparzały mu powszechnej sympatii. Szybko dał się poznać jako ekscentryczny lider asyskiej młodzieży i sprawny organizator dobrej zabawy. W tej roli czuł się znakomicie, był bowiem duszą towarzystwa i lubił być w centrum zainteresowania. Pierwszy biograf tak charakteryzuje młodzieńcze lata Franciszka: „prawie do dwudziestego piątego roku życia mizernie tracił i trwonił swój czas. A nawet bardziej grzesznie niż jego rówieśnicy brnął w próżności, podżegał ich do złego i bardziej od nich hołdował głupocie. Wzbudzał ogólny podziw, a w pogoni za próżną chwałą nie dał się nikomu prześcignąć w żartach, w krotochwilach, w dowcipach, w piosenkach, w miękkich i powiewnych strojach”(VbF 1, 1-3). Autor Relacji Trzech Towarzyszy precyzuje: „ nie miał żadnego umiaru w ubieraniu się, sprawiał sobie zawsze droższe szaty niż mu przystało. W swej płochości był tak bardzo próżny, że czasami nakazywał szyć dla siebie ubranie częściowo z bardzo drogiego materiału, a częściowo z bardzo lichego” (3Soc 2,7-8).

Obracał się niemal wyłącznie w środowisku wyższej klasy społecznej (maiores), pośród szlachty i rycerstwa, z pasją chłonąc rycerskie opowieści o wojnach i miłosnych podbojach, z rozmarzeniem słuchając pieśni wędrownych trubadurów i przygodnych minstreli. Jakże trafne wydaje się więc stwierdzenie Celano, że: „jako młodzieniec był tak układny w postępowaniu, że robił na wszystkich wrażenie, jakoby pochodził z wyższej sfery, nie od swoich rodziców”(Mem 4,5). Umiłowanie muzyki i śpiewu towarzyszyły mu do ostatnich dni, jeszcze  na łożu śmierci każe braciom śpiewać Pieśń Brata Słońca.

Cechowała go szlachetność w postępowaniu i wyrażaniu się, „tak, że nie powiedział nikomu słowa uwłaczającego i grubiańskiego, co więcej, będąc młodzieńcem wesołym i swobodnym postanowił sobie nie reagować w ogóle na nieprzyzwoite słowa”(3Soc 3,1). Także w późniejszym życiu unikał plotkarzy: „jeśli kiedy gadali, zakrywał uszy, żeby nie skalać swego słuchu”(Mem 182,3), a na oszczerców polecał nakładać ciężkie kary.

Dworskość była jego stylem bycia, który zachował na całe życie i nawet po nawróceniu i wyborze życia wśród ubogich i trędowatych, nie przeszkodziła mu w realizacji ewangelicznych ideałów, lecz okazała się skutecznym sposobem oddziaływania na społeczeństwo, pomostem łączącym dwie, wydawać by się mogło nie przystające do siebie rzeczywistości: zabawę i pokutę. To twórcze, pionierskie połączenie ukazuje niespotykaną odwagę i śmiałość przekraczania konwenansów przez tego, który najpierw aspirował do pozycji dworzanina i rycerza będąc tylko kupcem, a następnie przekroczył inną barierę swych czasów: nie mając święceń kapłańskich, zdecydował się być jednym z tych, którzy publicznie głoszą, a nawet wprowadzają do liturgii Kościoła nowatorskie rozwiązania.

Wejście na drogę nawrócenia spowodowało, że Franciszek zmienił ukierunkowanie, wybrał nowego Pana swego życia i Jemu podporządkował wszystkie dążenia. Mimo to wciąż pozostał sobą -radosnym kuglarzem, skutkiem czego jak magnes przyciągał do siebie rzesze ludzi urzeczonych jego oryginalnością. Pomocną mu była pomysłowość, ekspresja, upodobanie w teatralnych gestach i formach wyrazu, z których korzystał celem wzmocnienia zamierzonego efektu. Tak było na przykład w czasie kazania dla mieszkańców Asyżu, gdy Franciszek zapragnął publicznie się upokorzyć. W bramie miasta nakazał jednemu bratu, by uwiązał mu powróz u szyi i ciągnąc przez całe miasto jak przestępcę, wołał głosem herolda: „Oto widzicie obżartucha, który tuczył się kurzym mięsem, które zajadał, a wyście tego nie widzieli”(VbF 52, 5). Inny brat uczestniczący w tym przedstawieniu miał dodatkowo wysypać na jego głowę miskę popiołu. (por. CAss 80).Z pewnością był to nietuzinkowy sposób głoszenia, mocno oddziałujący na słuchaczy. „ Jego słowo było jak płonący ogień, przenikało głębiny serca i umysły wszystkich napełniało podziwem. Zdawał się być całkowicie innym, niż był przedtem, a patrząc w niebo, nie chciał spoglądać na ziemię”(VbF 23,2). Już samo pojawienie się Franciszka skutkowało powszechnym entuzjazmem i gromadziło tłumy. To właśnie w otoczeniu tłumu najpełniej ujawniał się magnetyzm jego oddziaływania na pojedynczego słuchacza. Według relacji Celańczyka: „Bardzo często, kiedy głosił Słowo Boże wśród wielu tysięcy ludzi, był tak spokojny, jakby prowadził przyjacielską rozmowę z socjuszem. Nawet największą rzeszę ludzi traktował jakby jednego człowieka, a do jednego przemawiał z taką samą pilnością, jak do wielkiego zgromadzenia”(VbF 72,4). Widać tu jego wyjątkową zdolność empatii, wyczuwania uczuć, pragnień i wewnętrznych bolączek. Doświadczył tego osobiście kard. Hugolin, który „nigdy nie był aż tak zmieszany, czy wzburzony w duchu, żeby po spotkaniu i rozmowie ze świętym ojcem, nie odeszła od niego wszelka pochmurność i nie stał się znów pogodny”(Vb 80).

Od młodości cechowała go pełna szacunku postawa otwartości na człowieka, dlatego: „Czcił prałatów i kapłanów świętego Kościoła. Czcił także starszych; szlachciców i bogatych szanował; ubogich zaś kochał serdecznie i im współczuł. Dla wszystkich wreszcie okazywał się poddanym sługą”(De inceptione 37,5). Celańczyk potwierdzając Franciszkową postawę powszechnego braterstwa, zaznacza: „ górował nad wszystkimi sercem wolnym i szlachetnym. Ci, którzy doświadczyli jego wielkoduszności, wiedzą, jak we wszystkim był wolny, jak wyrozumiały, jak we wszystkim bezpieczny i odważny, z jaką mocą, z jakim zapałem ducha podeptał wszystko, co światowe”(VbF 120,7).

 Właśnie światowość stanowiła klimat jego wzrastania. Od najmłodszych lat przyzwyczajony do luksusu kochał przepych, bogactwo i elegancję, stąd niemal „naturalnie aspirował do górowania nad innymi, dzierżenia prymatu. Wierzył w świetlaną przyszłość: „Cóż myślicie o mnie? Jeszcze będę uwielbiany przez cały świat”(3Soc 4,4). Jego przyszłość jednak nie mogła wiązać się, wbrew oczekiwaniom ojca, z karierą kupiecką, gdyż Franciszek był naturalnie hojny, a nawet rozrzutny i lekką ręką marnotrawił ojcowski majątek: „ wszystko co miał lub zarobił, trwonił na uczty i inne zabawy”(3Soc 2,3). Wspomagał też potrzebujących, starając się, by proszący o wsparcie nigdy nie odeszli z pustymi rękami.

Był bardzo wrażliwy na los ubogich i chorych. Ich towarzystwo, choć prowokowało do szukania odpowiedzi na pytanie o sens cierpienia, nie przeszkadzało mu, wręcz „lubił przebywać wśród ubogich rozdzielając obficie jałmużny”(3Soc 3,4). Według św. Bonawentury podjętemu w młodości postanowieniu, by nigdy nie odmówić proszącemu w imię Bożej miłości, „z niesłabnącą gorliwością pozostał wierny aż do śmierci”(LegM I,1,5). Doktor Seraficki zapisał też: „wydawało się, iż ma macierzyńskie serce w spieszeniu z pomocą biednym ludziom w ich potrzebach (…) Dusza jego miała taką litość wobec chorych i biednych, że tym, którym nie mógł pomóc pracą rąk, pomagał życzliwym współczuciem, gdy tylko zauważył u kogoś jakiś brak czy potrzebę, zaraz w jego intencji zwracał się z gorącą modlitwą do Chrystusa. Ponieważ we wszystkich ubogich widział obraz Chrystusa, dlatego nawet wówczas, gdy otrzymał dla siebie coś koniecznego do życia, często dawał to spotkanym biedakom twierdząc, jakoby była to ich własność, którą im winien zwrócić. Żadnej rzeczy wprost nie oszczędził – ani płaszcza, ani tuniki, ani książek, ani nawet paramentów ołtarza, by to wszystko skwapliwie, gdy tylko mógł, oddać potrzebującym, a nawet, pragnąc wypełnić obowiązek miłosierdzia, był gotów wydać samego siebie.”(Legm III,7,1-5).

Cenił sobie bliskość natury: piękne widoki, potęgę żywiołów, obecność zwierząt, urok kwiatów. Wszystko to współgrało z jego zmysłem estetycznym i odnosiło go do Boga. Cennego świadectwa dostarcza Zwierciadło doskonałości: „My, którzy byliśmy z nim, widzieliśmy, że tak bardzo cieszył się wewnętrznie i zewnętrznie prawie wszystkimi stworzeniami, iż wydawało się, że gdy je dotykał lub widział, duch jego był nie na ziemi lecz w niebie”(SpPerf 118,10). Św. Bonawentura upatruje źródło wyjątkowo bliskiej relacji Franciszka z naturą w jego ubóstwie oraz uznaniu Boga za początek wszelkiego istnienia, skutkiem tego „pełen prostoty i prawości przywrócony został do stanu pierwotnej niewinności”(Legm III,6,5).

Jego domeną była duchowa głębia i zdolność radykalnego zawierzenia Bogu, która zaowocowała oddaniem Mu pełnej kontroli nad własnym życiem. Refleksyjna natura, dociekliwość w poszukiwaniu prawdy oraz odwaga poddania w wątpliwość dotychczasowego sposobu myślenia,  sprzyjały metanoi i pozwoliły mu rozpocząć życie według wskazań Ewangelii. To nowe życie wymagało przewartościowania. O ile dotychczas był skoncentrowany na sobie „oczekiwał podziwu we wszystkich swych uczynkach” (Vb 2), o tyle dotknięcie Boga sprawiło, że „nie chciał być zauważany. Na wszelki sposób uciekał przed podziwem, by nie popaść w próżność”(VbF 54,4). Do głębi przeświadczony o własnej niedoskonałości, przekonywał o niej innych, by w ten sposób uchronić się przed niebezpieczeństwem pychy i wyniosłości. Mówił: „Jestem większym grzesznikiem, niż jakikolwiek inny człowiek żyjący na tym świecie” (CAss 65, 21). Zgodnie ze świadectwem Celano: „Wydawało się, że zapomniał o własnych zasługach, upatrywał w sobie same braki, większy nacisk kładł na to, czym nie był, aniżeli na to, czym był” (Mem 140,6). Prostota i pokora stały się w krótkim czasie jego cechami charakterystycznymi, cenił je także u innych, szczególnie swoich braci, których zachęcał, by „żyli w zgodzie ze wszystkimi ludźmi i względem wszystkich okazywali się jak małe dzieci”(CAss 19,1).

Od momentu wejścia na drogę nawrócenia „strzegł ewangelicznej perły”(por. 3Soc 8,2) i rzadko oraz zdawkowo dzielił się tym, czego Pan Bóg pozwolił mu doświadczyć w życiu duchowym. Twierdził:„ Błogosławiony sługa, który w niebie gromadzi dobra, jakie Pan mu okazał i nie pragnie ujawniać ich ludziom dla zdobycia uznania, bo sam Najwyższy okaże jego czyny tym, którym zechce”(Np 28). Przykładem jego powściągliwości jest chęć ukrycia faktu stygmatyzacji, czy surowych praktyk pokutnych, np. wtedy, gdy zaproszony na posiłek przez ludzi świeckich, zjadał tylko odrobinę smacznych pokarmów, zawsze znajdując jakąś wymówkę, by nie domyślono się, że odmawia sobie z powodu umartwiania się (por. 3Soc 15,1).

Pracowitość i sumienność to cechy, które ujawniły się już w początkach nawrócenia, po otrzymaniu misji odbudowy zrujnowanego Kościoła, bowiem „kiedy pocił się przy remoncie tego kościoła, zgodnie z rozkazem, jaki otrzymał od Chrystusa, stał się z delikatnego paniczyka twardym mężczyzną, zaprawionym do trudu”(VbF 14,3). W testamencie wspomina: „I ja pracowałem własnymi rękami i pragnę pracować i chcę stanowczo, aby wszyscy inni bracia oddawali się pracy”(T 20). Oprócz podkreślonej przez Celano płochości i niezwykłej śmiałości (por. VbF 4,6), był z pewnością odważny, solidarny z innymi mieszkańcami rodzinnego Asyżu i gotowy ryzykować życiem, by walczyć w słusznej sprawie, jak miało to miejsce w 1202 roku podczas zbrojnego konfliktu Asyżu z Perugią. Więzienie w Perugii, w którym znalazł się po przegranej bitwie pod Collestrada ujawniło szlachetność jego charakteru, gdy bowiem jeden z rycerzy, z którymi był więziony znieważył towarzysza niedoli wskutek czego został odrzucony przez innych, tylko Franciszek nie odmówił mu swego towarzystwa i innych zachęcał do tego samego (por. 3Soc 4,5).

Analiza etapów nawrócenia Franciszka odsłania jego duchowy rozwój, bohaterstwo, otwartość wobec nowych doświadczeń, zdolność podejmowania wciąż nowych wyzwań. Gdy w Spoleto usłyszał głos wzywający do powrotu do rodzinnego miasta, uczynił to natychmiast, nie zważając na ludzkie sądy i kpiny. Podobna determinacja oraz pilność we wprowadzaniu w życie Bożych natchnień i ewangelicznych wskazań, towarzyszyła mu odtąd stale: „Nie był bowiem głuchym słuchaczem Ewangelii, ale wszystko, co słyszał, zachowywał w chwalebnej pamięci i starał się wypełnić dokładnie, co do litery”(VbF 22,10). Świadczy to o jego sumienności i ambicji. Był radykalny i gorliwy we wszystkich swoich działaniach: „pilny i żarliwy w modlitwach, postach, czuwaniach, kazaniach i podróżach apostolskich, w troskliwości i współczuciu dla bliźnich, we wzgardzie dla siebie samego” (3Soc 68,3). Ta żarliwość nie tyle nie osłabła z wiekiem, ale wręcz wzmogła się. Mimo braku sił chciał powrócić do pierwotnej surowości życia i pracy, a braci zachęcał: „Bracia, zacznijmy służyć Panu Bogu, ponieważ dotychczas prawie niceśmy nie postąpili, albo bardzo niewiele. Nie sądził, że już osiągnął cel, ale niestrudzenie trwał w świętym nastawieniu na nowe i zawsze chciał zaczynać od początku”(VbF 102,6).

Stałość i wierność raz obranym celom dobrze oddają słowa: „Nie cofnął się, aż to, co niegdyś doskonale rozpoczął, jeszcze doskonalej wypełnił (…) nigdy nie ustał w biegu do doskonałości”(Mem 210,1).

Najwięcej o Franciszku powiedzieć mogliby bracia, z którymi żył na co dzień, którzy towarzyszyli mu w radościach i smutkach. Braterstwo stanowiło dla niego wartość priorytetową, którą kształtował przez odpowiedzialny i pełen szacunku stosunek do braci. Każdego z nich przyjął z życzliwością, akceptacją i wdzięcznością, jako Boży dar (por. T 14). Podjął się sumiennego wdrażania ich w ewangeliczny sposób życia i „ po uprzednim poradzeniu się Pana, według swego uznania, dawał braciom napomnienia, nagany i rozkazy. Wszakże wszystko, co mówił im słownie, najpierw z przejęciem i gorliwie pokazywał im w czynie”(De inceptione 37, 3). Względem braci wykazał się troskliwością, zrozumieniem i ogromnym szacunkiem dla ich wrażliwości i odmienności . Nie bał się zaufać i pozostawić im sporą przestrzeń wolności, o czym świadczy chociażby rada udzielona bratu Leonowi: „jakikolwiek sposób wydaje ci się lepszy, aby podobać się Panu Bogu i iść Jego śladami, i za Jego ubóstwem, postępuj tak z błogosławieństwem Pana Boga i z moim pozwoleniem.” (LL,3). Jako nauczyciel braci był wymagający i konsekwentny: „Nie cierpiał w sobie lub innych, aby coś godnego kary uszło bezkarnie”(Jl 24,8). Cechowała go wyrozumiałość i troska. Choć sam stosował surowe praktyki pokutne, swych braci napominał: : „Bracia moi, tak mówię wam, aby każdy z was zważał na swój organizm (…) niech dostarczy swojemu ciału to, co konieczne” (CAss 50,11). Dostrzec tu można rozdźwięk między surowym odniesieniem do własnego ciała, a łagodnością w stosunku do braci (por. Mem 129,5). Sprzeczność ta nie burzy jednak zadziwiającej harmonii między jego ciałem i duchem: „Taka była w nim zgodność ciała z duchem, takie posłuszeństwo, że kiedy on usiłował osiągnąć świętość, to ono [ciało] nie tylko nie przeciwstawiało się, ale starało się go uprzedzać”(VbF 97,5).

Potrafił z braćmi zgodnie współpracować, w razie potrzeby ustąpić, ale też zawalczyć o to, by przeprowadzić do końca coś, co postrzegał jako Bożą wolę. Jest to szczególnie widoczne, gdy weźmie się pod uwagę jego determinację i trud włożone w obronę ewangelicznego ideału oraz przygotowanie wraz z braćmi tekstu reguły. Choć oficjalnie zrzekł się przełożeństwa, w rzeczywistości do końca odpowiedzialnie kierował zakonem, skutecznie wpływając na kierunek jego rozwoju.

 W odbiorze był jednoznaczny i klarowny, niekiedy postrzegany jako surowy, gdyż według Celano „był bardzo stanowczy i nie zważał na nic, jak tylko na to, co należało do Pana”(VbF 72,3). Ta stanowczość w połączeniu z ewangelicznym radykalizmem oraz impulsywnością budziły respekt. Gdy jeden z braci wbrew wyraźnemu zakazowi udał się do żeńskiego klasztoru, zgodnie z relacją Memoriale Franciszek „surowo go zgromił, miotając słowa trudne do powtórzenia” (Mem 206,1). Podobnie bratu, który przybył do niego bez obediencji, zabrał kaptur i wrzucił do ognia. Nikt z obecnych nie próbował go wyciągać, jako że „bano się wzburzonego nieco oblicza ojca”(Mem 154,2). Gwałtowne reakcje Franciszka prowokowali szczególnie bracia dopuszczający się publicznego zgorszenia, a wówczas „publicznych gorszycieli karał surowym przekleństwem(por. LegM VIII,3). Zdarzały mu się reakcje raptowne, nie przemyślane , których później żałował. Było tak choćby wtedy, gdy znużony nachalnymi prośbami pewnego nowicjusza udzielił mu pozwolenia na posiadanie psałterza, jednak po namyśle pożałował tego, uklęknął przed nim i przyznał się do błędu (por. CAss 105). Autentyczny w swym postępowaniu „działał we wszystkim otwarcie, bez żadnej obłudy”(VbF 36,2).

Mimo wyjątkowo gwałtownych, niekiedy reakcji, powszechnie postrzegano go jako człowieka pokoju, łagodnego i ugodowego, troszczył się bowiem o jedność wśród braci, przywrócenie pokoju między zwaśnionymi ludźmi (por. CAss 84 ), a nawet całymi miastami (por. Mem 37).

Cechowało go personalistyczne spojrzenie na człowieka, zawsze uwzględniał indywidualną kondycję człowieka i starał się dostosowywać do niej swoje zachowanie: „Szczególną łagodnością darzył i cierpliwie znosił tych chorych, o których wiedział, że są jak chwiejące się dzieci, dręczone pokusami i upadające na duchu. W stosunku do nich unikał szorstkich nagan, tam gdzie nie widział niebezpieczeństwa grzechu; oszczędzał rózgi, żeby oszczędzić duszy”(Mem 177,1-2).

Był pewny siebie i prostolinijny, czego dowodem są jego liczne, rzeczowe rozmowy z wielkimi tego świata: burmistrzem, kardynałami, opatami, sułtanem, a nawet papieżami. Nie bał się prosić, a nawet napominać, powołując się na Boski autorytet.

Tomasz z Celano, który znał Franciszka osobiście, jako jedyny z biografów przekazał nam szczegóły jego wyglądu, a także sposobu bycia: „jak wyglądał pięknie, jasno i chwalebnie w niewinności życia, w prostocie słów, w czystości serca, w miłości Boga, w ukochaniu braci, w gorącym posłuszeństwie, w zgodnej uległości, w anielskim wejrzeniu! Słodki w obyczajach, miły z natury, przyjemny w mowie, bardzo uprzejmy w zachęcaniu, jak najbardziej wierny w dochowaniu sekretu, roztropny w radzie, skuteczny w działaniu, upodobany przez wszystkich. Spokojny umysłem, słodki duchem, trzeźwy myśleniem, porwany kontemplacją, wytrwały w modlitwie i żarliwy we wszystkim. Stały w postanowieniach, niewzruszony w cnocie, wytrwały w życzliwości i taki sam we wszystkim. Szybki do przebaczania, nieskory do gniewu, lotny w pojmowaniu, znakomity w pamięci, subtelny w rozumowaniu, oględny w wyborze, a we wszystkim prosty. Surowy dla siebie, miłosierny dla innych, taktowny we wszystkim”(VbF 83,1).

W Memoriale dodaje: „chociaż nie studiował żadnych nauk, to jednak uczył się od Boga tej mądrości, co w górze jest i oświecał się blaskiem wiecznego światła, dlatego wcale niezgorzej rozumiał Pismo Święte. Jego czysty umysł, wolny od wszelkiego skażenia, przenikał skrytości tajemnic. Tam, gdzie nie docierał poprzez wiedzę szkolną, dochodził za pomocą kochającej miłości. Czasami czytał Pismo Święte, a co raz zapadło mu w duszę, zapisywał na zawsze w sercu. Miał pamięć do ksiąg Pisma Świętego, a to dlatego, że co raz usłyszał, przetrawiał z nabożną miłością”(Mem102,1-4). Benedyktyńscy opaci i uczeni dominikanie, którzy zetknęli się z Franciszkiem byli pod wrażeniem jego mądrości i duchowej głębi.

 Celano wspomina nawet o sumieniu Franciszka: „Jego sumienie świadczyło o całkowitej niewinności, wszakże nie dawało mu spokoju, dopóki poprzez bardzo pilne czuwanie nad sobą nie uleczył i nie uzdrowił zranionego ducha” (VbF54,3). Choć wrażliwe sumienie nie wyrzucało mu grzechu, on jednak starał się naprawić najmniejsze nawet niedoskonałości, niejednokrotnie kosztem własnego upokorzenia: „Pragnąc aby wszyscy uważali go za całkowicie lichego, nie wstydził się wyznawać swoich grzechów w kazaniach, ale też jeśli coś złośliwego o kimś pomyślał, wyznając to temu, o kim myślał, pokornie prosił go o przebaczenie”(Bess 33,6). Ponieważ Franciszek wielokrotnie przedstawiał się publicznie jako wielki grzesznik, a prywatnie nigdy nie spowiadał się z nieczystości cielesnej, jego przyjaciel i spowiednik br. Leon postanowił dowiedzieć się, czy rzeczywiście jego penitent jest wolny od tego rodzaju przewinień. Choć nie śmiał zapytać o to wprost, niewinność Franciszka została mu cudownie objawiona. Autor tego świadectwa Bernard z Bessy postuluje, że dziewicza czystość Franciszka nagrodzona została przez Boga łaską stygmatów (por. Bess 5,14-15).

Analiza Franciszkowej relacji z Bogiem odsłania jego bogatą osobowość, zdolną budować trwałą, intymną więź wyłącznej miłości: „jak codziennie i stale głosił Jezusa, jak słodko i rozkosznie rozprawiał o Nim, jak łagodnie i z pełną miłością rozmawiał na Jego temat. Z obfitości serca usta mówią. Światłe źródło miłości napełniało jego całe wnętrze i biło na zewnątrz. Zaprawdę bardzo dużo miał wspólnego z Jezusem. Jezusa nosił w sercu, Jezusa na ustach, Jezusa w uszach, Jezusa w oczach, Jezusa na rękach, Jezusa w całym ciele”(VbF 115,3-5). Był autentycznym świadkiem Boga, co jednoznacznie poświadczyli ci, którzy mieli z nim kontakt.

U Franciszka widoczne jest połączenie dwóch cech osobowości: intro i ekstrawersji. Przed nawróceniem, gdy jego zachowania były spontaniczne, a wola nie poddana pracy nad sobą i posłuszeństwu Duchowi Świętemu, dał się poznać jako klasyczny ekstrawertyk skupiający na sobie uwagę otoczenia, otoczony rzeszą rówieśników: „ popularny i lubiany ciągnął za sobą niegodziwy ogon wielu, którzy (…) przylgnęli do niego i którzy szli za nim jak za głową i wodzem” (JL1,5). Po nawróceniu natomiast, gdy„ wszedł w siebie i zaczął się zastanawiać”(VbF 3,2), dokonał przewartościowania i zwrócił się w kierunku Boga ze szczerym postanowieniem, by pełnić tylko Jego wolę i żyć Ewangelią. Odtąd coraz bardziej wolny od presji opinii publicznej i chęci przypodobania się jakiemukolwiek człowiekowi, poszukuje samotności, w której rozkoszuje się przebywaniem z umiłowanym Bogiem, syci się Jego mądrością, by następnie powodowany troską o zbawienie dusz oraz wypełnienie Bożego wezwania, z wielkim poświęceniem wzywać do pokuty. Pomogła mu w tym cecha ekstrawersji. Introwersja natomiast przyczyniła się do przerywania misji głoszenia systematycznymi pobytami na pustelniach, by następnie z nowym zapałem kontynuować działania apostolskie. Tak więc dwie przeciwstawne cechy osobowości u Franciszka bezkonfliktowo współistniały i naprzemiennie ujawniały się w jego życiu osobistym, braterskimi, misyjnym pomagając mu wypełnić otrzymane od Boga powołanie.

Do fenomenu św. Franciszka z Asyżu należy fakt, że choć obdarowany tak niezwykłymi łaskami jak stygmatyzacja, czy zdolność uzdrawiania, mimo stałego obcowania z Bogiem i wielkiego upodobnienia do Niego, pozostał tak bardzo ludzki i bliski szczególnie najsłabszym oraz ubogim materialnie, moralnie i duchowo. Fascynuje droga, jaką przeszedł od zniewolenia koncentracją na sobie i marzeniem o własnej wielkości, do wolności dawania siebie w miłości i radości Bożego dziecka.

Tak na pytanie o fenomen Franciszka odpowiada br. Emil Kumka OFM Conv: „Wytłumaczenie jest jedno - miłosierdzie, które u niego jest odbiciem miłosierdzia Boga, doznanego i przyjętego w pełni, jako mocy przemieniającej i przewartościowującej całe istnienie osoby”[1].

S. Chrystiana Anna Koba CMBB


fot. Sacro Convento 2023, Francesco con la cicala

 



[1] O. Emil Kumka OFM Conv, Co zrobiłby św. Franciszek?, wyd. Bratni Zew, Kraków 2022 r., str. 17.

bracia mniejsi konwentualni

  Bracia Mniejsi Konwentualni Pośród licznych relacji o jedności pierwszych braci mniejszych, ich wzajemnej miłości i trosce o wspólne bud...