Święty z orzechowego drzewa
Niezmiennie utrzymuje się w czołówce najpopularniejszych
świętych, i to niezależnie od upływającego czasu. Niekiedy mylony jest ze św.
Franciszkiem, gdyż podobnie jak on, przedstawia się go z tonsurą i w brązowym habicie przepasanym
sznurem. Gdzie leży sekret wyjątkowości św. Antoniego z Padwy? I jak wyjaśnić
tytuł patrona rzeczy zgubionych, który przysporzył mu tak liczne grono
sympatyków?
Urodził się w 1195 r. w Portugalii, w zamożnej rodzinie
szlacheckiej. Na chrzcie otrzymał imię Ferdynand. Płynąca w jego żyłach
błękitna krew, oraz pierworództwo dawały mu przywilej dziedziczenia znacznego
majątku. Pobożność i wrodzona inteligencja, którą później zadziwił tak wielu,
ujawniły się już w wieku dziecięcym. Nie sprawiał problemów wychowawczych, ale
też nie należał do osób bezkrytycznie przyjmujących powszechnie powielane
schematy. Obracał się w środowisku wyższych sfer, a mimo to, nie uległ
panującym w niektórych ich kręgach niemoralności i hipokryzji. Nie poddał się
także tendencji skupienia na sobie i pokusie oddania się w niewolę próżnym
rozrywkom. Wręcz przeciwnie: to, co stanowiło obiekt aspiracji rówieśników, dla
niego było niczym przytłaczający balast; nieistotny wobec bogactwa Bożej rzeczywistości, którą
powoli, lecz konsekwencje zaczął odkrywać w ciszy i samotności. Miał 15 lat,
kiedy zdecydował się rozpocząć życie monastyczne, wstępując do Kanoników
regularnych św. Augustyna w Lizbonie. Przynaglany pragnieniem głoszenia Dobrej
Nowiny, oddał się sumiennie nauce. Początkowy spokój płynący z przekonania, że
oto odnalazł swoje miejsce w świecie, z czasem ustąpił miejsca nurtującym go myślom,
że Bóg przygotował dla niego inną misję. Zaczął odczuwać wewnętrzne rozdarcie:
z jednej strony gwarantujący pewne poczucie bezpieczeństwa uporządkowany rytm
monastycznego opactwa, z drugiej dziwny niepokój i nagląca potrzeba poznania
czegoś nowego, dokonania czynu naprawdę heroicznego. W tej trudnej sytuacji duchowego
zmagania, okazał się wytrwały w rozeznawaniu woli Bożej i wierny najgłębszym
intuicjom swego serca. Przebłyskiem światła okazało się przybycie do
miejscowości, gdzie przebywało 5 braci mniejszych, wysłanych przez św.
Franciszka z Asyżu na misje do Afryki. Niedługo potem świat chrześcijański
obiegła wstrząsająca wiadomość o śmierci franciszkańskich misjonarzy,
zamordowanych przez muzułmanów. Dla Ferdynanda był to wystarczająco silny impuls
do działania. Kiedy ciała męczenników zostały sprowadzone do Portugalii i
pogrzebane z należną czcią, klęcząc nad ich grobem, podjął ostateczną decyzję: zostanie
bratem mniejszym, by udać się do muzułmanów i umrzeć za wiarę. Prosząc o
przyjęcie do franciszkanów, podał właśnie taki warunek: zostanie wysłany do
Saracenów. Był rok 1220, kiedy płonąc pragnieniem męczeństwa przyjął brązowy
habit i nowe imię: Antoni. Razem z towarzyszącym mu bratem wyruszył prosto do Maroka. Właśnie tu, gdzie
spodziewał się wypełnienia najgłębszego pragnienia swego serca, spotkało go
bolesne rozczarowanie. Pragnął głosić Chrystusa, przypieczętować miłość do
Niego męczeńską śmiercią, a złożony gorączką malaryczną, sam potrzebował
pomocy. Choć początkowo dostrzegał jedynie druzgocącą klęskę, z czasem
zrozumiał, że Bóg jest większy od ludzkich planów i kalkulacji, a zadaniem
człowieka jest pokorne posłuszeństwo Jego woli. Patrząc z ufnością w
przyszłość, gotowy przyjąć wszystko, co Pan Bóg dla niego przygotował, zdecydował
się powrócić do ojczyzny. Statek nie dotarł jednak do wyznaczonego portu, lecz
burza morska przywiodła go do wybrzeży Sycylii, gdzie miało dokonać się
spotkanie Antoniego ze św. Franciszkiem z Asyżu i kolejny zwrot w jego życiu.
Choć od Asyżu dzieliło go 860 km, wyruszył pieszo na zbliżającą się z okazji
Pięćdziesiątnicy kapitułę generalną braci mniejszych. Widok Biedaczyny,
możliwość wysłuchania jego słów skierowanych do braci, wywarły na Antonim
ogromne wrażenie i wzbudziły jeszcze większy podziw dla charyzmatycznego założyciela
zakonu. Najprawdopodobniej chciał pozostać niezauważonym, co w tłumie około 5
tysięcy braci, nie było trudne. Ponieważ był kapłanem, został przydzielony do
niewielkiej grupy braci mieszkających w eremie w Apeninach. Dzielił swój czas
na kapłańską posługę, oraz samotną modlitwę w odosobnionej grocie. Skromny i
małomówny, wśród braci nie wyróżniał się niczym szczególnym. Traktowano go jak
prostego brata, nie domyślając się jego szlachetnego pochodzenia i wysokiego
wykształcenia. Jakże wielkie było więc powszechne zdziwienie, gdy podczas
jednej z uroczystych Eucharystii, celebrowanych przez wybitnych kaznodziejów, właśnie
on został wybrany do wygłoszenia okolicznościowego kazania. Zwięzłość i
prostota jego wypowiedzi nie tylko nie przysłoniły głębi i teologicznej poprawności,
ale ujawniły najwyższy kunszt oratorskiej sztuki, a dla wrażliwego na Boże
natchnienia Antoniego epizod ten stanowił Boże wezwanie do działania. W jego
życiu rozpoczął się zupełnie nowy rozdział. Z ogromnym poświęceniem zaczął
służyć nie tylko jako wędrowny kaznodzieja, ale także nauczyciel teologii wśród
swoich braci. Stosowana przez niego metoda nauczania opierała się na czytaniu Biblii
i komentowaniu jej w świetle pism ojców Kościoła. Późniejsi badacze jego
dorobku kaznodziejskiego, zwrócili uwagę na widoczną w nim nieprzeciętną
znajomość Pisma Świętego, a samego Antoniego uznali mistrzem metody
konkordancji. W głoszeniu nie oszczędzał się, dostrzegając potrzebę
ewangelizacji ludu oraz odparcia błędnych tez katarów, którzy dysponując
zdolnymi mówcami, z łatwością odciągali prosty lud od Kościoła. Wychodząc
naprzeciw potrzebie teologicznego przygotowania duchowieństwa, otworzył
pierwszą franciszkańską szkołę teologiczną w Boloni. Organizacja kształcenia kapłanów
zakonu franciszkańskiego trwała także po przeniesieniu do Francji. Tam również
z zapałem głosił kazania oraz prowadził publiczne dyskusje z heretykami. Choć
dał się poznać jako bezkompromisowy obrońca prawdy, odważnie piętnujący
wykroczenia także ludzi Kościoła, zyskał powszechną sympatię i uznanie. Jeden z
tekstów źródłowych zawiera następującą relację: „Podziwiali w nim ludzie geniusz przenikliwości i piękny sposób
mówienia. Każde jego słowo było starannie dobrane. Ucząc prawdy, oddawał
każdemu, co jego[1]”. Kazania Antoniego przyciągały coraz
więcej osób tak, że kościoły nie były w stanie pomieścić tłumów. Czas wolny od
głoszenia spędzał na modlitwie i rozważaniach w samotności. Nowy etap w jego
życiu wyznaczyła bolesna wiadomość o śmierci św. Franciszka. Był rok 1226,kiedy
Antoni próbując powrócić do Italii, doświadczył niejako powtórnie wydarzeń,
które miały miejsce 7 lat wcześniej; sztorm na morzu znów doprowadził go do
wybrzeży Sycylii, po czym jak kiedyś wyruszył na kapitułę generalną, odbywającą
się w Dniu Zesłania Ducha Świętego. Tym razem jednak nie był już anonimowym
bratem, mogącym wmieszać się w tłum, bowiem przyjęto go z szacunkiem i
podziwem, a w dowód wdzięczności za niezłomne głoszenie Słowa i służbę braciom
na polu dydaktycznym, został mianowany prowincjałem bardzo dużej części płn.
Włoch. Ten niewątpliwy zaszczyt nie wpłynął na jego dotychczasowy sposób bycia,
właściwy bratu mniejszemu. Zgodnie ze świadectwem br. Giovanniego Rigauld: „Wybrany
na przełożonego, nie wydawał się zwierzchnikiem, lecz towarzyszem braci. Chciał
być uważany za jednego z nich, a nawet za najniższego ze wszystkich(…)
pamiętając o tym, że Chrystus umył nogi swoim uczniom, i on mył nogi braciom i
angażował się w utrzymanie w czystości kuchennych sprzętów[2]”.
Wobec coraz wyraźniej pogłębiającego się kryzysu Braci Mniejszych, przyczynił
się do właściwego rozumienia kwestii wzajemnej relacji Konstytucji i Testamentu
św. Franciszka. Wydana w 1228 r. bulla Quo
elongati, stanowiła zwieńczenie walki o wierność pierwotnym ideałom
Założyciela. W walce tej Antoni wykazał się nie tylko wysokim poziomem
kulturalnym, intelektualnym i teologicznym, ale także głęboką znajomością Biedaczyny
i lojalnością wzgl. jego ideałów. Gdy pogarszający się stan zdrowia nie
pozwalał mu już na pełnienie funkcji prowincjała, Antoni otrzymał przywilej
wyboru miejsca, w którym mógłby poświęcić się głoszeniu Bożego Słowa. Wybrał
Padwę i choć słabnące siły przemawiały za tym, by zaczął się oszczędzać, on
dostrzegając upadek moralny i niesprawiedliwe prawo, podjął stanowczą walkę z
lichwą, wyzyskiem biedaków i niesprawiedliwością. Jego słowa były ostre,
konkretne, piętnujące winnych. Ambona i konfesjonał to dwa miejsca, gdzie
najczęściej można było go spotkać. Spalał się w zupełnym zapomnieniu o sobie.
Szczególnie intensywnie przeżył wielki post 1231 r., niemal w całości
poświęcony głoszeniu kazań oraz posłudze w konfesjonale. Tłumy ludzi wszystkich
stanów, gromadziły się na rozległych łąkach. By zająć odpowiednie miejsce, ludzie
przychodzili z pochodniami już nocą. Choć zdarzało się, że zebrany tłum liczył
około 30 tys. Ludzi, słuchano go z tak wielkim szacunkiem i przejęciem, że
panowała niemal niezmącona cisza. Co jakiś czas słyszano w mieście o spektakularnym
nawróceniu, lub niezwykłym cudzie dokonanym za przyczyną Antoniego. Ludzie
kochali go okazując przywiązanie i ogromną cześć, on natomiast coraz wyraźniej zaczął
odczuwać zmęczenie. Pogarszający się stan zdrowia niejako zmusił go do
odsunięcia „na bok”. Zamieszkał poza murami miasta, z dala od tłumów. Dni
upływały mu na modlitwie, czytaniu Biblii, porządkowaniu spisanych kazań i
samotnych spacerach na łonie natury. Podczas jednego z nich dostrzegł stary
orzech o rozłożystych konarach. Widok ten tak go oczarował, że zapragnął w tym
miejscu pozostać. Właściciel posiadłości, na której znajdowało się drzewo,
nakazał przygotować mu wśród konarów wiszącą celkę, wyłożoną matami. odtąd
Antoni całe dni spędzał w swej nietypowej pustelni na orzechowym drzewie.
Działo się tak do czasu, aż poczuł że mimo zaledwie 36 lat, narastające cierpienie
i brak sił zwiastują zbliżający się kres ziemskiego życia. 13 czerwca 1231 r. z
pomocą braci zszedł z orzecha i zdecydował się powrócić do Padwy, by w gronie
najbliższych zakończyć życie. Ten zamiar nie doszedł do skutku, bowiem śmierć
zastała go w drodze, podczas postoju w hospicjum. Czując zbliżający się koniec,
wielbił Boga psalmami, a ostatnie słowa, które wypowiedział, brzmiały: „Widzę
mojego Pana!”. Ze wzgl. na liczne cuda pośmiertne, kult św. Antoniego
rozszerzał się coraz bardziej. Po trwającym zaledwie kilka miesięcy procesie
kanonizacyjnym, został ogłoszony świętym. Oficjalna decyzja wydana w 1232 r.
poprzedzona została odczytaniem 53 cudów dokonanych za wstawiennictwem św.
Antoniego. W miejscu starego orzecha – pustelni, powstało sanktuarium „św.
Antoniego od orzecha”. W 1946 r. p. Pius XII nadał św. Antoniemu tytuł Doktora
Ewangelicznego (Doctor Evangelicus)
wykazując bliskość tekstów jego kazań do materii ewangelii. Potwierdził w ten
sposób uznanie Kościoła, które już wcześniej wyraził papież Grzegorza IX, który nazywając go Arką
Testamentów (Arca Testamenti), dla
podkreślenia umiejętności odczytania głębi Pisma Św.
Tym, co w sposób szczególny uderza w biografii św. Antoniego
jest wierność, z jaką wypełnił charyzmat św. Franciszka z Asyżu. Zachwycony
jego radykalizmem, wytrwale wcielał w życie wartości stanowiące o tożsamości
brata mniejszego, szczególnie ideały małości i ubóstwa. Podobieństwo jest tak
ścisłe, że dotyczy nawet zbieżności pewnych wydarzeń, jak: troska o zbawienie
człowieka wyrażająca się w niezwykle gorliwym wzywaniu do pokuty, odwaga i
bezkompromisowość głoszenia w zupełnym zapomnieniu o sobie, podróż do Maroka w
poszukiwaniu męczeńskiej śmierci, a następnie ponoszenie do końca życia skutków
tej misji w postaci nabytej wówczas choroby, umiłowanie modlitwy widoczne w
poszukiwaniu samotności pustelni, czy wreszcie rozpoczęta jeszcze przed
śmiercią świętych braci walka mieszkańców o relikwie, oraz niesłychanie krótkie
procesy kanonizacyjne, poświadczone wieloma cudownymi wydarzeniami. Obaj byli
cudotwórcami, dokonując licznych uzdrowień, oraz tak spektakularnych czynów,
jak kazanie do ptaków (św. Franciszek), czy kazanie do ryb (św. Antoni). W
życiorysach obu świętych pojawiają się także zeznania świadków, którzy
obserwowali ich nadprzyrodzone spotkanie z Dzieciątkiem Jezus. Stąd wzięło się
powszechne przedstawianie św. Antoniego, trzymającego na rękach małego Jezusa,
zwykle opartego na biblii i z niewielką skrzyneczką u stóp. Temu wizerunkowi
niekiedy towarzyszy podpis „chleb dla
ubogich”. Stanowi on przybliżenie prawdy, że postać św. Antoniego od dawna
inspirowała do dobroczynności. Inicjatywa pod nazwą „chleb św. Antoniego”,
której celem jest niesienie pomocy żywieniowej najbardziej potrzebującym, jest
powszechnie znana na całym świecie, a ma swój początek w powstałym krótko po
śmierci świętego zwyczaju ofiarowania mąki lub chleba ubogim, zwłaszcza
wielodzietnym rodzinom. Mimo upływu czasu popularność Antoniego nie maleje.
Wciąż jest jednym z najbardziej lubianych i rozpoznawalnych świętych. W Europie
nie sposób znaleźć kościoła katolickiego, w którym nie byłoby jego podobizny.
Spotkać je można nawet w kościołach protestanckich, czy anglikańskich. Ta
ogromna sympatia wypływa w dużej mierze z przekonania, że św. Antoni jest szczególnie pomocny w odnalezieniu
zagubionych przedmiotów, osób czy wartości i właśnie te intencje są mu
powierzane najczęściej. Pytanie, skąd wzięła się ta tradycja, kieruje nas w
stronę historii spotkań świętego. Otóż dla tych, którym dane było uczestniczyć
w jego kazaniach, czy przysłuchiwać się apologetycznym dyskusjom, które
prowadził z heretykami, stawało się jasne, że jego celem jest pomóc zagubionemu
człowiekowi odnaleźć utracone wartości i prawdziwy sens życia oraz nakierować
go na drogę prowadzącą do zbawienia. Stąd zamiast nazywać św. Antoniego
patronem rzeczy zagubionych, może właściwszym byłoby mówić: patron od rzeczy,
które warto znaleźć. S. Chrystiana Anna Koba CMBB
[1]Domenico
Agasso jr „Święty Antoni z Padwy. Mistrz ewangelicznej pokory” wyd. święty
Paweł 2017, Str.53
[2] Domenico Agasso jr „Święty Antoni z Padwy.
Mistrz ewangelicznej pokory” wyd. święty Paweł 2017, Str.57