Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pieśń. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pieśń. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 11 czerwca 2024

siostra śmierć

 

Niech przyjdzie siostra moja śmierć!(CAss100,10)

 Św. Franciszek osłabiony i bliski śmierci przebywał w pałacu biskupa Asyżu Gwidona. Jego połatany habit z lichego materiału przypominającego siermiężny wór i czapka obszyta podobnym suknem, którą bracia sporządzili mu, by zakryć rany po bliznach powstałych podczas leczenia oczu, jaskrawo kontrastowały z jawnym zbytkiem biskupiego pałacu. Jeden z obecnych tam braci przypatrując się wyniszczonemu ciału świętego, zapytał go z uśmiechem: „Za ile sprzedasz Panu te wszystkie twoje worki? Liczne baldachimy i jedwabie będą okrywać to twoje małe ciało, które teraz odziane jest workiem[1]”(SpPerf 109,1). Zapewne nie zdawał sobie sprawy, że ten niewinny żart był w rzeczywistości proroctwem, które już wkrótce miało stać się faktem. Franciszek natomiast, z wiadomą sobie swobodą podjął ów kupiecki dialog i z radością ducha, odparł: „Prawdę mówisz, bo będzie tak na cześć i chwałę mojego Pana”(SpPerf 109,3). W istocie, 16 lipca 1228 roku w Asyżu, podczas ceremonii kanonizacji św. Franciszka, której przewodniczył papież Grzegorz IX wraz z kolegium kardynałów, biskupów i prałatów, obecne były nieprzebrane rzesze wiernych urzeczonych świętością Biedaczyny, oddających mu cześć i z wiarą oczekujących jego wstawiennictwa u Boga. Kazanie wygłosił sam papież, a zgodnie z relacją Juliana ze Spiry, szacunek dla Biedaczyny wyrażony został także „chwałą strojów, blaskiem świateł, dźwiękiem dzwonów, brzmieniem trąb, okrzykiem i śpiewem chwalących, szumem i oklaskami cieszących się, jak również z bardzo wielkimi uroczystościami, o których trzeba by długo opowiadać…” (Jl 73,3).

To publiczne dziękczynienie Bogu za niezwykłe życie Biedaczyny z Asyżu poprzedzone było jego stopniowym wycofywaniem się z kierowania braćmi oraz przygotowywaniem ich na moment, kiedy pozostaną pozbawieni swego lidera. Gdy po otrzymaniu stygmatów stan zdrowia Franciszka coraz bardziej się pogarszał, on sam, znając datę swego odejścia, gorliwie przygotowywał się do niego. Pierwsza przepowiednia dotycząca śmierci została mu przekazana przez br. Eliasza, który w Foligno, podczas proroczego snu ujrzał starszego, ubranego na biało kapłana, który polecił mu przekazać Franciszkowi, że za dwa lata zakończy swe życie. Zgodnie z relacją Zwierciadła doskonałości, choć dotąd Franciszek często rozważał koniec swego życia, od tego momentu stał się w tej praktyce jeszcze staranniejszy.(por. 2Zw 121,8). Drugą, znacznie dokładniejszą datę śmierci usłyszał z ust zaprzyjaźnionego lekarza Bongiovanniego, który oznajmił: „umrzesz pod koniec września lub czwartego października”(SpPerf 122,6). Słowa te nie tyle nie napełniły go smutkiem, czy trwogą, co ożywiły ufne oczekiwanie, bowiem stanowiły zapowiedź rychłego spełnienia się trawiącej go tęsknoty za spotkaniem z umiłowanym ponad wszystko Bogiem. Tomasz z Celano trafnie określił ten stan słowami: „pragnął wejść do nieba, od którego oddzielała go tylko ściana ciała, jako, że stał się obywatelem wśród aniołów”(Mem 94,1). Wewnętrzna tęsknota w zetknięciu z nagłą wiadomością o zbliżającym się końcu eskalowała wybuchem radości i Franciszek podniósłszy ręce w kierunku nieba i wykrzyknął: „Niech przyjdzie siostra moja śmierć!(CAss100,10).

Ów zaskakujący dla obecnych przejaw radości oraz szczera deklaracja radosnego opuszczenia doczesności, były owocem długotrwałego, stopniowego umierania sobie – rezygnacji z własnej woli i projektów, oraz wynikiem ofiarnej miłości wzgl. bliźnich, którą św. Bonawentura ujął w słowa: „był gotów wydać samego siebie”(Legm 3,7,5).

Wydarzeniem, które niewątpliwie ukierunkowało jego życie na obumieranie sobie i bycie darem dla innych, było mistyczne spotkanie z Ukrzyżowanym w kościele san Damiano. Według Tomasza z Celano: „Odtąd jego świętą duszę przeszyło współcierpienie z Ukrzyżowanym”(Mem10,8), natomiast św. Bonawentura sprecyzował: „Pragnął być we wszystkim podobny do ukrzyżowanego Chrystusa, który ubogi, bolejący i obnażony wisiał na krzyżu” (1B 14,4). Ogrom Bożej miłości ujawniony w okrutnej śmierci krzyżowej tak nim wstrząsnął, że postanowił współuczestniczyć w tej zbawczej ofierze, szukając możliwości śmierci męczeńskiej. W tym celu usilnie próbował dostać się do Ziemi świętej, gdzie trwały krwawe prześladowania chrześcijan. O tym, jak wielki żar rozpalał jego serce, świadczy opis podróży do Maroka sporządzony przez Celańczyka: „A tak go ponosiło to pragnienie, że śpieszył jak pijany duchem do spełnienia swego zamiaru” (VbF 56,5).Dla św. Bonawentury spełnieniem pragnienia męczeństwa były stygmaty, dzięki którym Franciszek „zrozumiał, że ma być zupełnie przemieniony na podobieństwo Ukrzyżowanego Chrystusa, ale nie przez męczeństwo ciała, lecz przez żar duszy” (Legm 6,2). Współcierpienie z Ukrzyżowanym oraz świadomość pełnienia Jego woli sprawiły, że mógł szczerze powiedzieć: „przez Jego łaskę i miłosierdzie tak jestem złączony i zjednoczony z moim Panem, że jednakowo jestem zadowolony ze śmierci i z życia”(SpLem 5). Gotowość Franciszka na spotkanie ze śmiercią była z pewnością także owocem jego wieloletniego cierpienia i rozważania o kruchości ludzkiego istnienia: „Im bardziej zbliżał się do śmierci, tym bardziej starał się z całą doskonałością rozważać, jak mógłby żyć i umrzeć w całkowitej pokorze i ubóstwie”(CAss11,14).

Motyw przygotowania na śmierć przewija się w jego nauczaniu: odpowiedzialnych za sprawowanie władzy napomina: „Zastanówcie się i zobaczcie, ponieważ zbliża się dzień śmierci (LRz 2); w regule wzywa braci: „Czyńcie pokutę, czyńcie godne owoce pokuty, bo wkrótce umrzemy!”(1Reg3), zaś w Liście do wiernych, w formie krótkiej przypowieści prezentuje dramat śmierci grzeszników, którzy nie chcą się nawrócić: „Ciało jedzą robaki i tak zgubili ciało i duszę w tym krótkim życiu i pójdą do piekła, gdzie będą cierpieć męki bez końca”(1LW8). Także do św. Klary i jej sióstr, wystosował zachętę: „Żyjcie zawsze w prawdzie, abyście mogły umrzeć w posłuszeństwie” (ZUbP2). W tych słowach przypomina, że wierność do końca Chrystusowi jest uczestnictwem w Jego posłuszeństwie Ojcu aż do śmierci. Świadomy wyzwania, jakim są relacje interpersonalne, o oddawaniu życia mówił często w kontekście życia wspólnotowego: o posłuszeństwie- „kto woli znosić prześladowanie, niż odłączyć się od braci, ten trwa rzeczywiście w doskonałym posłuszeństwie, bo życie swoje oddaje za braci swoich”(Nap 3,9); o poświęceniu- „jeśli bowiem matka kocha i karmi syna swego cielesnego, o ileż troskliwiej powinien każdy kochać i karmić swego brata duchowego!” (2 Reg 6,8); o gotowości na męczeństwo- „niech pamiętają, że oddali się i ofiarowali swe ciała Panu Jezusowi Chrystusowi. I z miłości do Niego powinni się wydawać nieprzyjaciołom tak widzialnym, jak niewidzialnym”(1 Reg 16,10). Był głęboko przekonany, że decyzja uśmiercenia egoistycznych dążeń i wypływających z pychy aspiracji, jest niezbędnym warunkiem rozwoju duchowego i pogłębienia zażyłości z Bogiem. W Pozdrowieniu cnót w wymowny sposób przedstawia prawdę, że warunkiem posiadania cnót jest rezygnacja z samego siebie: „Nie ma w ogóle na całym świecie żadnego człowieka, który mógłby jedną z was [cnót] posiadać, jeśli wcześniej nie umarłby”(Pcn 5).

 Śmierć Franciszka, choć spowodowała powszechne poruszenie, nie była czymś zaskakującym. Chorowity i słaby praktycznie od dzieciństwa, po nawróceniu wyniszczał swoje ciało surową ascezą. Choć bracia starali się ulżyć mu w cierpieniu, dostarczając wartościowszego pożywienia czy dodatkowych okryć, on ubrania rozdawał ubogim i wzbraniał się przed przyjęciem podsuwanych pokarmów. Przede wszystkim jednak, ze względu na pragnienie współcierpienia z Chrystusem, uparcie odmawiał leczenia, do tego stopnia, że w sposób autorytarny interweniować musiał sam kardynał protektor: „rozkazuję ci, abyś pozwolił leczyć się i przyjść sobie z pomocą”(SpPerf 91, 6).

Fizyczne odchodzenie Franciszka było rozciągnięte w czasie, gdyż wiązało się ze stopniowym pogarszaniem stanu jego zdrowia. Gdy w połowie 1225 roku przebywał w Sienie z powodu choroby oczu, wzmogły się jego cierpienia związane z niedomaganiem żołądka i wątroby tak, że bardzo wymiotował krwią i sam był przekonany, że nadszedł czas śmierci. Wówczas pod naciskiem towarzyszących mu braci podyktował br. Benedyktowi z Pirato swą ostatnią wolę, stanowiącą pełną troski zachętę do wzajemnej miłości, wierności ubóstwu oraz uległości hierarchom Kościoła- tzw. Testament sieneński (TS). Gdy br. Eliasz pełniący wówczas funkcję wikariusza generalnego Zakonu, przybył do Sieny, zdrowie Franciszka poprawiło się na tyle, że wspólnie udali się do pustelni Celle w Kortonie. Po niedługim czasie jednak na powrót wzmógł się nieżyt żołądka oraz pojawił obrzęk brzucha i nóg, więc Franciszek poprosił o przewiezienie do swego rodzinnego miasta.

 Mieszkańcy Asyżu powitali go z radością i czcią, bowiem postrzegali w nim świętego i oczekiwali, że po śmierci, ich miasto zostanie ubogacone cennymi relikwiami. Tak więc, gdy cierpiący Franciszek został złożony w pałacu biskupa Asyżu, mieszkańcy otoczyli jego mury i nocą pełnili wartę w obawie, by w razie śmierci nie wyniesiono potajemnie świętego ciała. Franciszek czuł się coraz gorzej, tak, że nie tylko nie mógł się już poruszać, ale też stopniowo tracił naturalną ciepłotę ciała. Obecni przy nim lekarze i bracia dziwili się, że jeszcze żyje, skoro ciało wydawało się już martwe: „po wyniszczeniu ciała jedynie skóra przylegała do kości”(Mem 106,7). Gdy jeden z braci zapytał go, co wolałby znosić: tą przewlekłą chorobę, czy dotkliwe lecz gwałtowne męczeństwo? Odpowiedź świętego była następująca: „Zawsze to było i jest mi droższe, to słodsze i łatwiejsze do przyjęcia, co Panu naszemu bardziej się podoba we mnie i ze mną zrobić, żeby zawsze się zgadzać z Jego jedynie wolą i we wszystkim być Mu posłusznym”(VbF 107,3), po czym dodał, że śmierć męczeńska wydaje mu się mniej bolesna, niż choćby trzy dni obecnej choroby. Brat Leon, który dotąd stale towarzyszył Franciszkowi, opatrując rany stygmatów i troszcząc się o niego w chorobach, świadomy tego, że czas ich rozstania zbliża nieuchronnie, zapragnął w sercu, by po śmierci świętego ojca otrzymać jego tunikę. Nie wyjawił mu jednak swego pragnienia, stąd zdziwił się, gdy w pewnej chwili Franciszek oznajmił mu, że już wkrótce tunika ta stanie się jego własnością (por. 2 Cel 50). Święty ojciec polecił mu też, by celem wzmocnienia jego ducha, wspólnie z br. Aniołem radośnie śpiewali mu Pochwałę Stworzeń.[2]Wówczas to przed ostatnią zwrotką nakazał dopisać pochwałę Boga za siostrę śmierć(PSł 12-13). Bracia śpiewali pieśń wielokrotnie w ciągu dnia, zaś Franciszek, zbyt osłabiony, by im towarzyszyć, recytował głośno psalm 142-Głosem moim wołałem do Pana(por. SpPerf 217, 6). Z jego inicjatywy radosny śpiew braci rozlegał się także nocą, dla pociechy i zbudowania czuwających wokół pałacu mieszkańców miasta. Brat Eliasz, choć wyraził słowa uznania dla radości Poverella, upomniał go, obawiając się, że ta entuzjastyczna pieśń w obliczu zbliżającej się śmierci, może przyczynić się do zgorszenia ludzi świeckich. W odpowiedzi Franciszek wyjawił mu genezę swej radości: „jestem tak zjednoczony i złączony z moim Panem, że dzięki Jego miłosierdziu mogę spokojnie radować się w Najwyższym”(SpPerf 121,11).

Przyczyną jego tak pogodnego oczekiwania na śmierć, z pewnością było także otrzymane pół roku wcześniej Boże zapewnienie o udziale w królestwie niebieskim, jako nagroda za wytrwałe znoszenie doczesnych cierpień. Stało się ono bezpośrednim impulsem do napisania Pochwały Stworzeń. Gdy później Franciszek opowiadał to wydarzenie braciom, zapewnił ich, że odtąd pragnie cieszyć się ze wszystkich swych cierpień (por. CAss83,20).

Pod koniec życia oderwany od tego, co przemijające i skoncentrowany na Bogu pozostał jednocześnie zatroskany o dalsze losy tych, którzy za jego przykładem wstąpili na ewangeliczną drogę. Gdy dowiedział się, że ciężko chora Klara martwi się, że nie zobaczy go już przed swoją śmiercią, kierowany uczuciem ojcowskiej miłość, posłał dla niej list z błogosławieństwem oraz odpuszczeniem ewentualnych uchybień względem Ewangelii i jego zaleceń -sLKl. By pocieszyć Klarę i wszystkie siostry, przekazał jej zapewnienie: „niech wie, że przed śmiercią tak ona, jak i jej siostry ujrzą mnie i z mego powodu będą bardzo pocieszone”(SpPerf 108,7). Franciszek zapragnął pożegnać się także ze swą przyjaciółką Jakobiną z Settesoli, bogatą szlachcianką, podyktował więc list, w którym powiadomił ją o swym poważnym stanie, oraz prosił o żałobne sukno w kolorze popiołu oraz mostacciolo – słodkie ciasto, które szczególnie lubił, a którym częstowała go w Rzymie. Podczas, gdy szukano brata, który mógłby dostarczyć list, pani Jakobina uprzedzona Bożym natchnieniem, przybyła do Porcjunkuli przywożąc ze sobą wszystko, o co chciał prosić ją Franciszek. Dodatkowo przywiozła ze sobą wiele świec, płótno na twarz, oraz poduszkę pod głowę. (por. sLJak). Choć kobietom nie wolno była wchodzić do Porcjunkuli, Franciszek uchylił ów przepis wypowiadając słowa: „Otwórzcie wrota i wprowadźcie ją do środka, ponieważ dla brata Jakobiny nie musimy stosować zakazu wchodzenia kobiet”(Tractat 37,9).Ucieszył się bardzo tym nieoczekiwanym spotkaniem, jednak nie mógł z powodu osłabienia zjeść przygotowanego ciasta. Pamiętając, że smakowało ono bardzo bratu Bernardowi, posłał po niego i przy tej okazji obdarzył go specjalnym błogosławieństwem, po czym podyktował jednemu z braci tekst o charakterze testamentalnym, który zachował się w formie streszczenia- BłB. Jest ono świadectwem szczególnej miłości Franciszka do brata Bernarda, swego pierwszego naśladowcy, który ze wzgl. na heroiczny gest rozdania ubogim wielkiego bogactwa, zasługiwał w jego oczach na szczególny szacunek i miłość braci.

Tak więc w ostatnim okresie życia Franciszka powstały aż 4 ważne pisma: Testament sieneński (TS), Testament (T), błogosławieństwo dla brata Bernarda (BłB) oraz skierowane do św. Klary i jej sióstr: Ostatnia wola (OWKl) i Błogosławieństwo(sLKl).

Franciszek do końca pozostał zwyczajnym człowiekiem, który wypatrując śmierci, zajmował się tak prozaicznymi sprawami, jak szczegóły własnego pogrzebu, czy ochota skosztowania naci młodej pietruszki (por. Mem51), czy swej ulubionej potrawy, przygotowanej przez panią Jakobinę z Settesoli.

Mimo troskliwej opieki, obecności braci oraz lekarzy, nie pozostał długo w pałacu bp. Gwidona, gdyż pragnął umrzeć w Porcjunkuli – miejscu szczególnie przez siebie umiłowanym. Bracia przenieśli go tam na noszach, zatrzymując się po drodze, by święty mógł pobłogosławić miasto Asyż. Według Tomasza z Celano, przed wyruszeniem miało także miejsce specjalne błogosławieństwo wikariusza br. Eliasza Buonbarone (por. VbF 109; Vb 84).

 Pożegnanie Franciszka z braćmi w Porcjunkuli przybrało formę nabożeństwa wzorowanego na liturgii Wielkiego Czwartku, on sam był zresztą przekonany, że dniem tej ostatniej „celebracji” z najbliższymi  jest właśnie czwartek. Poprosił o odczytanie opisu ostatniej wieczerzy z ewangelii wg św. Jana (J 12,1). Pragnął powtórzyć gest łamania chleba, lecz nie mając dość siły, skorzystał z pomocy jednego z braci, po czym podzielił chleb między zebranych(por. SpPerf 88) i udzielił im ogólnej absolucji, a także pobłogosławił zgromadzonych oraz nieobecnych, również tych, którzy w przyszłości wstąpią do zakonu. Świadectwa poszczególnych biografów różnią się nieco szczegółami, jednak rekonstrukcja ostatnich chwil życia Franciszka przedstawia go jako brata mniejszego do końca świadomego swej tożsamości oraz misji bycia przykładem dla braci. Zgodnie z relacją św. Bonawentury: „Porwany porywem ducha, położył się obnażony na gołej ziemi(…) swoim zwyczajem skierował twarz ku niebu, koncentrując się cały na jego chwale. Lewą ręką zakrył ranę prawego boku, aby nie była widoczna. Powiedział do braci: Ja wykonałem to, co do mnie należało, a o tym, co do was należy, niech was pouczy Chrystus”(por. LegM 14,3). Tomasz z Celano przekazał szczegół o położeniu Franciszka na włosienicy i posypaniu popiołem (por. Vb 87; VbF 110,3). Obecny wśród braci gwardian znając Franciszkowe umiłowanie pokory i ubóstwa, pożyczył mu pod posłuszeństwem habit, spodnie, sznur i kapturek na głowę (por. Mem 215,7), dając tym samym ostatni przed śmiercią powód do radości. Franciszek przeszedł do domu Ojca jako prawdziwy Biedaczyna„w czterdziestym piątym roku swego życia”(Bess 8,1), wieczorem 3 października 1226 roku. Było to po pierwszych nieszporach niedzieli 4 października, zgodnie z tym, co pod koniec XIII wieku zapisał biograf Bernard z Bessy: „Nie tylko znał wcześniej czas swojej śmierci, ale przepowiedział w przybliżeniu dzień, w którym miał odejść”(Bess 8,4). W chwili śmierci nad Porcjunkulę nadleciało stado skowronków, które jakiś czas krążyły nad tym miejscem radośnie śpiewając. Było to zjawisko niezwykłe, gdyż normalnie aktywność tych ptaków po zmroku zanika. Bracia zinterpretowali ich zachowanie jako ostatni hołd oddany temu, który za życia zachęcał je do uwielbiania Pana. Niejaki br. Jakub widział duszę Franciszka, jak pod postacią świetlistej gwiazdy na jasnym obłoku wstępowała do nieba.(por. Jl 70,1; 1B 14,14,6,2), inny brat podczas modlitwy doświadczył wizji Franciszka ubranego w czerwoną dalmatykę, przewodzącemu nieprzeliczonemu tłumowi (por. Bess 8,5), natomiast bp Asyżu Guido II, przebywający wówczas w sanktuarium w Gargano, ujrzał w nocy Franciszka, który oznajmił mu: „Oto opuszczam świat i idę do nieba” (LegM 14,6,3).

Ciało zmarłego zostało udostępnione wszystkim, którzy wiedzeni pobożnością przybyli do Porcjunkuli. Mieli oni okazję po raz pierwszy obejrzeć stygmaty, dotąd starannie ukrywane. Biografowie przekazali dokładny opis ciała, które zachowane od stężenia pośmiertnego, przypominało ciało małego dziecka, a zgodnie z zapisem św. Bonawentury: „ciało, które z powodu choroby, jak i z natury miało ciemny odcień, teraz promieniowało wielką jasnością, jakby już chciało posiadać piękno ciała uwielbionego w niebie”(LegM 15,2,4). Następnego dnia rano mieszkańcy Asyżu i okolic, którzy tłumnie przybyli do Porcjunkuli, uformowali orszak pogrzebowy, po czym z hymnami, pieśniami i radosnymi okrzykami, niosąc w dłoniach gałązki drzew, odprowadzili braci niosących ciało Franciszka do san Damiano, gdzie Klara i jej siostry pożegnały go z płaczem. Miejscem pochówku był kościół św. Jerzego w Asyżu, gdzie jako dziecko Franciszek uczył się czytać i pisać, i gdzie wygłosił swoje pierwsze kazanie. Ciało spoczęło w kamiennym sarkofagu, przygotowanym wcześniej przez brata Eliasza.

Po skończonych uroczystościach pogrzebowych br. Eliasz, z racji pełnionego urzędu przystąpił do redagowania pisma zawiadamiającego o śmierci założyciela Zakonu. List zaadresowany do br. Grzegorza z Neapolu, w rzeczywistości skierowany był do ogółu braci i stanowił oficjalne stwierdzenie faktu stygmatyzacji św. Franciszka oraz pierwszy dokładny opis stygmatów.

Na podstawie doniesień o licznych cudach za wstawiennictwem Franciszka, dokonanych za życia i po śmierci, ówczesny papież Grzegorz IX przebywający wówczas w Perugii wraz z innymi dostojnikami Kurii Rzymskiej, przeprowadził proces kanonizacyjny zakończony decyzją o kanonizacji, która odbyła się 16 lipca 1228 roku w Asyżu. 3 dni później papież ogłosił światu swą decyzję w bulli kanonizacyjnej Mira circa nos. Schemat interpretacyjny zastosowany w bulli posłużył Tomaszowi z Celano, który na polecenie papieża podjął się napisania pierwszej oficjalnej biografii św. Franciszka, skierowanej do wszystkich wiernych. Tak na przełomie 1228 i 1229 roku powstał Życiorys pierwszy (VbF).

Papież zlecił też budowę nowego kościoła ku czci św. Franciszka, który byłby miejscem bezpiecznego przechowywania jego relikwii oraz oddawania im należnej czci. Prace budowlane pod nadzorem br. Eliasza rozpoczęte jeszcze tego roku postępowały tak szybko, że już dwa lata później zakończono budowę dolnej bazyliki z przyległym skromnym Sacro Convento. Budowla wzniesiona została na tzw. Colle del Paradiso (Wzgórze Rajskie) blisko murów miejskich. 25 maja 1230 roku dokonano uroczystego przeniesienia doczesnych szczątków świętego z kościoła św. Jerzego do krypty pod ołtarzem w dolnej bazylice. W zastępstwie papieża Grzegorza IX, którego zatrzymały ważne sprawy, przybyła z Perugii delegacja z listem usprawiedliwiającym jego nieobecność oraz zawiadamiającym o nowym cudzie wskrzeszenia zmarłego za sprawą św. Franciszka. Ponadto papież przysłał bogato zdobiony złoty krzyż z relikwiami drzewa na którym umierał Chrystus, ozdobne naczynia i szaty liturgiczne oraz wiele innych darów. Wydarzenie translacji zgromadziło tyle wiernych, że miasto nie było w stanie ich pomieścić, stąd pielgrzymi rozsiedli się grupami na polach.(por. Bess 8).  S. Chrystiana Anna Koba CMBB



[1] Worem nazywano zazwyczaj szorstki materiał używany do różnych celów; mnisi używali worów z lichej czarnej wełny na wierzchnie ubrania robocze. Franciszek chciał mieć habit ubogi, z najlichszego materiału – za przypis do ZA 4,2, str. 1527 Źródła Franciszkańskie, wyd. Bratni Zew Kraków, 2005.

[2] Wg Celano (1 Cel 109;Vb85) odbywało się to w Porcjunkuli; natomiast ZA99 I 2 Zw 121- w  pałacu biskupa

fot. fr. Paweł Teperski OFM Cap-akwarela fr. Efrem z KcyniOFM Cap

poniedziałek, 10 czerwca 2024

Pieśń słoneczna

 

Pieśń Brata Słońca – kantyk wdzięczności zrodzony w cierpieniu

Pieśń słoneczna nazywana też Pochwałą stworzeń, Pochwały Pana z powodu stworzeń, bądź jak chciał sam autor: Pieśń Brata Słońca, to jedno z najbardziej znanych i najczęściej tłumaczonych dzieł literatury chrześcijańskiej. Powstała w języku staro włoskim, wbrew powszechnej wówczas praktyce używania w przestrzeni Kościoła przede wszystkim języka łacińskiego. Ze wzgl. na formę językową, zaliczyć ją należy do średniowiecznej prozy rymowanej, a zgodnie z intencją Franciszka, była traktowana jako utwór przeznaczony do śpiewania. Franciszek osobiście ułożył melodię, której nauczył swoich towarzyszy. Najstarsza zachowana kopia pochodząca z 1250 r. posiada puste miejsce na nuty pomiędzy pierwszą i drugą linią. Ponieważ nie zostały one wpisane zarówno w tym, jak i w innych rękopisach, dziś nie można odtworzyć pierwotnej melodii, która prawdopodobnie miała charakter psalmowy.

Niezwykłe są okoliczności powstania utworu. Został napisany na dwa lata przed śmiercią Świętego, gdy coraz bardziej cierpiał na liczne choroby - zgodnie z relacją św. Bonawentury: „zaczął popadać na przeróżne choroby i to tak ciężko, że na jego ciele nie pozostało prawie miejsce, którego by nie przeszywał wielki ból i cierpienie” (1B 14, 2,1). Pod koniec zimy 1225 r. Franciszek przebywał w klasztorze Ubogich Pań w San Damiano, w niewielkiej celi zbudowanej ze słomianych mat. Leżał tam chory przez 50 dni czekając na wiosenne ocieplenie, by można było przewieźć go do Fonte Colombo, gdzie miał zostać poddany zabiegowi kauteryzacji[1], który zdaniem ówczesnych lekarzy miał mu pomóc w niezwykle bolesnej chorobie oczu, której nabawił się podczas podróży do Egiptu. Przebywał w zupełnej ciemności, gdyż zarówno światło słońca za dnia, jak i światło ognia nocą sprawiało mu nieznośny ból. Cierpienie to w połączeniu z innymi, licznymi chorobami ciała, a także cierpieniem duchowym sprawiło, że nie mógł spać, ani przez chwilę odpocząć. Ponadto w miejscu gdzie przebywał, pojawiło się wiele myszy, które nieustannie biegały po nim, utrudniały spożywanie posiłków i przeszkadzały podczas modlitwy. Plaga myszy była tak uciążliwa, że Franciszek dostrzegł w niej działanie szatana. Pewnej nocy udręczony do granic wytrzymałości, jak zapisał Tomasz z Celano: „zaczął w głębi serca użalać się sam nad sobą” (2 Cel 213,1) i żarliwie błagać Boga o cierpliwość w tym trudnym czasie. W odpowiedzi Pan Bóg jako nagrodę za znoszone cierpienia obiecał mu skarb przewyższający wszelkie bogactwa ziemskie. Tym skarbem była obietnica królestwa niebieskiego.

Rano Franciszek opowiedział braciom, jak niezwykłą pociechę otrzymał od Boga, po czym pełen wewnętrznej radości przystąpił do układania Pochwały Pana z powodu Jego stworzeń, jak sam określił: „dla pobudzenia serc ich słuchających do chwalenia Boga, by sam Pan doznawał od ludzi czci w swoich stworzeniach” (2Zw 118, 12). Motywem powstania pieśni było także dostrzeżenie ludzkiej niewdzięczności za niezliczone Boże dobrodziejstwa: „Codziennie jesteśmy niewdzięczni za tak wielką łaskę[dzieło stworzenia], ponieważ nie chwalimy za nią naszego Stwórcy i ich dawcy tak jak byśmy powinni”(ZA 83,22). Stąd Franciszek zachęcał wszystkich, by chwalili Boga za stworzenia, z których codziennie korzystają, „Sam czynił to zawsze, aż do dnia śmierci” (2 Zw 119,4). Nawet w obliczu zbliżającej się śmierci, gdy leżał chory w pałacu biskupa Asyżu, dla wzmocnienia swego ducha, by nie osłabł z powodu coraz większego cierpienia, często w ciągu dnia prosił braci, by śpiewali mu Pochwały Pana. Czynili to na jego prośbę także w nocy. Gdy cierpienia Franciszka  jeszcze bardziej się wzmogły, jeden z braci pocieszył go, że nadchodząca śmierć będzie dla niego przejściem z trudu i doświadczeń doczesności do spoczynku i chwały wieczności. Na to pełen radosnego oczekiwania na spotkanie z Bogiem odpowiedział z zapałem: „Jeżeli więc mam wkrótce umrzeć zawołajcie mi brata Anioła i brata Leona, aby mi zaśpiewali o siostrze śmierci” (1Zw 10,10). Właśnie w tym czasie, w perspektywie kresu ziemskiej pielgrzymki, Franciszek podyktował ostatnią zwrotkę na cześć siostry śmierci - „Pochwalony bądź, Panie mój, przez siostrę naszą śmierć cielesną”(PSł 12) – gdzie śmierć fizyczną przedstawia jako naturalne zwieńczenie ludzkiego życia, przestrzega natomiast przed „śmiercią drugą”, czyli wiecznym potępieniem, które odłącza duszę ludzką od Bożej miłości.

Także przedostatnia strofa mówiąca o pokoju została dopisana jako odpowiedź na konkretną sytuację, celem zażegnania sporu między burmistrzem i biskupem Asyżu. Gdy Biedaczyna usłyszał, że powstał między nimi poważny konflikt i zapałali ku sobie uczuciem nienawiści, zapragnął przyczynić się do ich pojednania i w tym celu ułożył nową zwrotkę - błogosławieństwo przebaczających, po czym polecił dwóm braciom odśpiewać pieśń w obecności zwaśnionych, gdyż jak wyznał: „mam nadzieję w Panu, że On sam natychmiast upokorzy ich serca i powrócą do pierwotnej miłości” (2Zw 101,9). Pragnienie Franciszka spełniło się. Po wysłuchaniu Pochwał Pana zarówno burmistrz, jak i biskup, wzruszeni do łez i pełni skruchy uścisnęli się wzajemnie i powrócili do jedności. Zdarzenie to stanowi unaocznienie misji braci mniejszych, którzy zgodnie z zamysłem założyciela, będąc ioculatores Domini - Bożymi kuglarzami, „powinni poruszać serca ludzi i wznosić je ku duchowej radości” (ZA 83, 28). Po ułożeniu pieśni Franciszek wezwał br. Pacyfika, który przed przyłączeniem się do niego był utalentowanym muzykiem i poetą, by jako ioculatores Domini wraz z kilkoma innymi braćmi głosili Słowo Boże. Zgodnie z koncepcją Franciszka, jeden z braci obdarzony charyzmatem przepowiadania, miał wygłosić kazanie do ludu, a po nim wraz z pozostałymi braćmi odśpiewać Pochwały Pana. Na zakończenie kaznodzieja miał oznajmić: „Jesteśmy kuglarzami Pana i chcemy być wynagrodzeni przez was tym, żebyście mianowicie trwali w prawdziwej pokucie” (ZA83,27). Tak Pieśń słoneczna stała się użytecznym narzędziem Franciszkowego sposobu ewangelizacji, który polegał na przekazywaniu zasadniczych praw wiary poprzez oddziaływanie na ludową wyobraźnię - od zabawy do pokuty. Prostota i niekonwencjonalny, a zarazem ujmujący sposób przekazu, okazały się skutecznym sposobem dotarcia do przeciętnego człowieka, by przekazać mu prawdę o Bożym pięknie i wszechmocy. Tak wiarygodnie mógł głosić tylko ktoś, kto sam do głębi był przekonany o wartości i prawdzie przekazywanego orędzia. Franciszkowa pieśń uwielbienia za dzieło stworzenia wypłynęła z jego osobistego zachwytu Bogiem, którego odnalazł w świecie. Wymowne jest świadectwo jednego z jego towarzyszy: „My, który byliśmy z nim, widzieliśmy, że tak bardzo cieszył się wewnętrznie i zewnętrznie prawie wszystkimi stworzeniami, iż wydawało się, że gdy je dotykał lub widział, duch jego był nie na ziemi, lecz w niebie” (2Zw 118,10). Wysoki poziom wrażliwości oraz empatii czyniły jego spojrzenie tak przenikliwym, że nie zatrzymując się jedynie na zewnętrznej strukturze stworzenia, dotykał jego istoty. Św. Bonawentura w Życiorysie większym napisał, że poprzez piękno widzialne „wznosił się do ożywiającej Przyczyny i Racji ostatecznej. We wszystkim co piękne, widział Najpiękniejszego; dzięki śladom zostawionym w rzeczach, wszędzie znajdował Umiłowanego” (1B 9,1, 6). Stworzenie stało się dla niego przestrzenią spotkania z Bogiem. Odniesienie do Boga tego co cenne, piękne i dobre sprawiło, że wypłynęła z jego serca składająca się z 10 strof pieśń wdzięczności i chwały. Franciszek – brat wszystkich stworzeń z nimi, przez nie i w ich imieniu radośnie chwali Boga. Przyzywa je w określonej kolejności: od nieba (słońce, księżyc, gwiazdy, chmury) do ziemi (powietrze, woda, ogień, rośliny) i następnie do człowieka. Franciszkowe spojrzenie na człowieka tożsame z przyjętą przez niego postawą minoritas nie koncentruje się na ludzkiej sile, pięknie, możliwości panowania nad światem, lecz na zdolności do cierpliwości, krzewienia pokoju i świadomego przeżywania cierpienia. Tak, jakby Biedaczyna chciał pokazać, że prawdziwa wielkość człowieka tkwi w jego zdolności do panowania nad samym sobą. Pieśń słoneczna jako odpowiedź na mistyczne przeżycie, podczas którego Franciszek otrzymał zapewnienie o przyszłym udziale w Królestwie Bożym, jest pieśnią mistyczną; zawiera ukrytą aluzję do Chrystusa, którego ślady noszą na sobie wszystkie stworzenia. Mistyka Franciszka nie jest jednak oderwana od zwyczajnej ludzkiej egzystencji. Obok elementów przyrody, które niemal instynktownie prowadzą do wychwalania ich Stwórcy, pojawiają się także te komponenty życia, które nie należą do chlubnych czy budzących zachwyt: choroba, cierpienie i śmierć. Ich obecność świadczy o mądrości Biedaczyny, który „ukrył” w tym pięknym, radosnym hymnie dyskretne wezwanie do pokuty i braterskie ostrzeżenie przed największym nieszczęściem człowieka, jakim jest wieczne potępienie.

Franciszkowa postawa uwielbienia widoczna w Pieśni słonecznej jest naturalną konsekwencją jego decyzji naśladowania Chrystusa ubogiego – „Nie chciał mieć nic na własność, ażeby wszystko móc posiąść o wiele pełniej w Panu” (1 Cel 44). Radykalne ubóstwo uczyniło go wolnym od każdej rzeczy, a uwalniając serce od powszechnej chęci panowania czy przywłaszczania, przywróciło zdrowe relacje ze wszystkimi stworzeniami. Relacje tak bliskie, jak miało to miejsce przed winą grzechu pierworodnego. Wyjątkowo trafnie ujął to św. Bonawentura: „chociaż niczego z rzeczy tego świata nie posiadał na własność, to wydawało się, iż w Stwórcy tego świata był właścicielem wszystkich dóbr(…) Posiadał wszystko w Bogu, a Boga we wszystkim” (2B 3,6). Każde stworzenie mówiło mu o Bogu, prowadziło do Niego, stanowiło objawienie Bożej dobroci i piękna.

Encyklika Laudato Si[2]’ papieża Franciszka w podobny sposób prezentuje kwestię godności i wzajemnej zależności bytów stworzonych: „Świat stworzony na wzór Boga jest siecią relacji. Stworzenia skierowane są ku Bogu, a cechą wszystkich istot żywych jest dążenie do innego stworzenia tak, że we wszechświecie można znaleźć niezliczone, trwałe relacje, które wzajemnie tajemniczo się przeplatają. Zachęca to nas nie tylko do podziwiania wielu powiązań istniejących między stworzeniami, ale prowadzi także do odkrycia klucza naszej samorealizacji. Byt ludzki bowiem tym bardziej się rozwija, tym bardziej dojrzewa i tym bardziej się uświęca, im bardziej wchodzi w relacje, przekraczając siebie, aby żyć w komunii z Bogiem, z innymi i ze wszystkimi stworzeniami” (pkt. 240). Pieśń słoneczna stanowi zachętę do odkrywania Boga, zachwytu przejawami Jego piękna oraz wychwalania Go na wzór św. Franciszka, który stał się niejako głosem całego stworzenia. Ostatnia strofa: „Chwalcie i błogosławcie mojego Pana, dziękujcie Mu i służcie z wielką pokorą” PSł 14) wraz z pierwszą mówiącą, że tylko Najwyższy Bóg jest godzien chwały, tworzą jakby klamrę spinająca cały utwór i podkreślającą główne jego przesłanie: wielbienie Boga. Znając już zasadniczą myśl, która przyświecała Biedaczynie dyktującemu tekst Pieśni słonecznej, można byłoby w zasadzie zakończyć rozważania na jej temat. Nie sposób jednak pominąć milczeniem dwóch kwestii, które narzucają się uważnemu czytelnikowi: czy nie jest jakimś paradoksem, że uprzywilejowaną pozycję pośród wymienionych  stworzeń zajmują ogień i słońce - dwa źródła światła, które ze wzgl. na chorobę oczu sprawiały Franciszkowi niewymowny ból? Dlaczego właśnie one wydają się stanowić najsilniejszy bodziec do oddawania chwały Bogu? I druga kwestia: jak to możliwe, że ten, który głosił kazania ptakom, rozmawiał z wilkiem, obcował przyjaźnie z wieloma zwierzętami, nawet rybami, czy owadami, w ułożonej przez siebie Pochwale stworzeń, pomija całkowitym milczeniem tak bliski mu świat zwierzęcy? Odpowiedzi na pierwsze pytanie udziela sam Franciszek słowami: „Wszyscy jesteśmy jakby ślepi, a Pan przez te dwa stworzenia oświeca nasze oczy” (ZA 83,33). Wydaje się, że wypowiadając te słowa nie miał na myśli wyłącznie ślepoty spowodowanej brakiem naturalnego światła, ale także, a może nawet przede wszystkim  tą, będącą konsekwencją oddalenia od Boga, który w Piśmie Świętym nazywany jest Słońcem sprawiedliwości (Ml 4,2). Piękno Boga uosabiane przez słońce i ogień jest tak potężne, że niknie wobec niego bolesne wspomnienie trudnego do zniesienia działania promieni słonecznych, czy blasku ognia. Gdy chodzi o drugą kwestię, warto odnieść się do teorii zaproponowanej przez Raola Mansellego[3], zgodnie z którą nieobecność w Pieśni istot żywych, to zamierzony zamysł autora, który w ten sposób uchronił się przed zaburzeniem równowagi całości utworu oraz poetyckiej jedności, która zaistniała w Pieśni między światem a człowiekiem, dla którego ów świat został stworzony.

Pieśń słoneczna choć powstała ponad 8 wieków temu, wciąż zachowuje swoją aktualność. Świat współczesny pogrążony w kryzysie ekonomicznym o światowym zasięgu, wydaje się potrzebować kogoś, kto z mocą Biedaczyny z Asyżu przypomni mu o pierwszeństwie Boga oraz misji  człowieka, który został wezwany nie tylko by panować nad stworzeniem, ale także troszczyć się o niego. To powołanie człowieka dobrze streszcza kończąca encyklikę Laudato Si’ modlitwa za naszą ziemię:

 „Wszechmogący Boże,

który jesteś w całym wszechświecie

oraz w najmniejszym z Twoich stworzeń,

Ty, który otaczasz swą czułością wszystko, co istnieje,

ześlij na nas moc swojej miłości,

byśmy zatroszczyli się o życie i piękno.

Napełnij nas pokojem, abyśmy żyli jak bracia i siostry

i nikomu nie wyrządzali krzywdy.

Boże ubogich,

pomóż nam uratować opuszczonych i zapomnianych tej ziemi,

którzy znaczą tak wiele w Twoich oczach.

Ulecz nasze życie,

byśmy strzegli świata, a nie łupili go,

byśmy rozsiewali piękno,

a nie skażenie i zniszczenie.

Dotknij serc

tych, którzy szukają jedynie zysków

kosztem ubogich i ziemi.

Naucz nas odkrywania wartości każdej rzeczy,

kontemplowania w zadziwieniu,

uznania, że jesteśmy głęboko zjednoczeni

z każdym stworzeniem

w naszej pielgrzymce ku Twej nieskończonej światłości.

Dziękujemy, że jesteś z nami każdego dnia.

Wspieraj nas, prosimy, w naszych zmaganiach

na rzecz sprawiedliwości, miłości i pokoju” (pkt. 245)[4].

 



[1] Stosowany przez ówczesnych lekarzy bolesny zabieg przypalania żył rozpalonym w ogniu żelazem

[2] http://www.vatican.va/content/dam/francesco/pdf/encyclicals/documents/papa-francesco_20150524_enciclica-laudato-si_pl.pdf

[3] Raoul Manselli „ święty Franciszek z Asyżu. Editio maior”

[4] http://www.vatican.va/content/dam/francesco/pdf/encyclicals/documents/papa-francesco_20150524_enciclica-laudato-si_pl.pdf


fot. fr. Paweł Teperski OFM Cap-akwarela fr. Efrem z Kcyni OFM Cap

bracia mniejsi konwentualni

  Bracia Mniejsi Konwentualni Pośród licznych relacji o jedności pierwszych braci mniejszych, ich wzajemnej miłości i trosce o wspólne bud...