niedziela, 30 czerwca 2024

wola Boża

 Filozofia św. Franciszka z Asyżu

Gdy doszli do rozstaju dróg, brat Masseo skierował na Franciszka pytające spojrzenie, spodziewając się, że wskaże drogę. Rzeczywiście, ten, który w chwilach niepewności zwykł był pytać swego Boga o zdanie, powiedział krótko: Tą drogą pójdziemy, którą zechce Bóg, po czym kazał mu stanąć pośrodku i z zamkniętymi oczami szybko kręcić się w kółko, jak to czasem robią małe dzieci. Zdumiony Masseo bez słowa sprzeciwu przystąpił do wypełniania polecenia i obracał się tak długo, aż zakręciło mu się w głowie i upadł. – W jakim kierunku zwrócona jest twoja twarz? - Spytał Franciszek. - W kierunku Sieny odparł. -„To jest droga, którą mamy iść według woli Pana” (Actus 11), pewnym głosem oznajmił Franciszek. Choć epizod ten może wydawać się infantylny i nie do końca przystający do aury mądrości jednego z największych Świętych - Franciszka z Asyżu, jednak trafnie ukazuje jego życiową koncepcję, którą św. Bonawentura ujął w słowach: „Ze szczególnym oddaniem starał się poznać, na jakiej drodze i w jaki sposób mógłby doskonalej służyć Bogu, zgodnie z Jego upodobaniem”(LegM 12,2).

Tej orientacji na wolę Bożą nie nauczył się w domu rodzinnym, gdyż stamtąd wyniósł raczej skłonność do samouwielbienia i planowania swego życia z rozmachem, w nastawieniu na sukces i długotrwałe korzyści. Pierwszym impulsem do zmiany myślenia, a co za tym idzie, także postępowania, było doświadczenie cierpienia i kruchości ludzkiej egzystencji, które stało się jego udziałem podczas wojny z Perugią zakończonej niewolą oraz przedłużającą się chorobą. Pod wpływem cierpienia „wszedł w siebie i zaczął się zastanawiać”(VbF 3,2). Św. Bonawentura interpretuje ten czas jako przygotowanie duszy do zbawczego działania Ducha Świętego (por. LegM 1,2,2). Jego bezpośrednie oddziaływanie dało się zaobserwować nieco później, w Spoleto. Tam Franciszek ponownie doświadczył słabości ciała, co przerwało podróż do Apulii i pogrzebało marzenia o sławie i spektakularnych czynach. Bolesne rozczarowanie znalazło ujście w szczerej modlitwie-pytaniu, która spontanicznie wypłynęła z jego serca: „Panie, co chcesz, abym czynił?(3Soc 6,7).W odpowiedzi usłyszał wezwanie do powrotu , by w Asyżu otrzymać światło odnośnie przyszłości. Nie zwlekając wrócił do rodzinnego miasta i pielęgnując w sercu pamięć niezwykłego spotkania, niemal każdego dnia udawał się do ustronnej groty w pobliżu Asyżu, by tam w żarliwej modlitwie błagać Boga o objawienie Jego woli. Pewnego dnia usłyszał w odpowiedzi następujące słowa: „Franciszku, trzeba, abyś to wszystko co kochałeś i pragnąłeś posiadać według ciała, uznał za godne wzgardy i nienawiści, jeżeli chcesz znać moją wolę”(3Coc 11,1). Niezrozumiała początkowo obietnica znalazła swe wypełnienie w konfrontacji z trędowatym, która przez trud przełamania własnego egoizmu i pychy, stała się początkiem świadomej drogi pokuty, o czym pod koniec życia Franciszek zaświadczył w Testamencie: „Mnie, bratu Franciszkowi Pan dał tak rozpocząć życie pokuty…”(por. T 1).

Odkrywanie nowej drogi, jaką Bóg wyznaczył Franciszkowi w Kościele dokonywało się stopniowo i wymagało od niego rezygnacji z własnych projektów, a także modlitewnego skupienia oraz posłuszeństwa natchnieniom Ducha Świętego. Domagało się także cierpliwości i pokornej akceptacji faktu, że to Bóg jest Panem czasu i to On decyduje, kiedy przyjdzie zrozumienie umożliwiające postawienie kolejnego kroku na drodze nawrócenia. Franciszek nie jeden raz doświadczył bolesnych ciemności i oczekiwania w niepewności na objawienie się woli Bożej. Było tak chociażby w początkach nawrócenia, gdy u stóp krzyża san Damiano modlił się słowami: „rozjaśnij ciemności mojego serca”, także po odbudowie trzech zrujnowanych kościołów, gdy przez ponad dwa lata prowadził samotne życie pokutnika, aż do momentu otrzymania Słowa, które nakreśliło przed nim jasną wizję życia radami ewangelicznymi. Te okresy ciemności wymuszały na nim poruszanie się niejako po omacku, opierając się jedynie na wierze, że czuwa nad nim dobry Bóg, który ma najlepszy scenariusz dla jego życia. Tej zasady trzymał się stale, stąd autor Zbioru Asyskiego mógł napisać: „Błogosławiony Franciszek od czasu swego nawrócenia aż do dnia swojej śmierci starał się usilnie, aby zawsze - w czasie zdrowia i choroby – poznawać i wypełniać wolę Pana”(De inceptione 6). Bóg przekazywał mu swą wolę bezpośrednio, podczas modlitwy, o czym zaświadczył w słowach: „Pan w swoim miłosierdziu udzielił mi tej łaski, że w modlitwie otrzymuję jeszcze rozeznanie wszystkiego, co Mu się podoba, lub nie podoba”(Spec Perf 67,15). Takim bezpośrednim objawieniem woli Bożej było wezwanie do odbudowy Kościoła, które otrzymał w czasie modlitwy w San Damiano ( por. 3 Soc 13). Nierzadko przekaz woli Bożej miał miejsce podczas proroczych snów i wizji (sen o pałacu pełnym zbroi rycerskiej - Mem 6; tajemniczy dialog w Spoleto - 3 Soc 6; wizja rozwoju Zakon - VbF 27; obietnica Królestwa w zamian za znoszone cierpienie - Spec Perf 100).

Objawienie woli Bożej dokonywało się również za pomocą Pisma Świętego. Niekiedy Franciszek uciekał się do popularnego wówczas sortes apostolorum. Źródła przedstawiają trzy sytuacje, gdy Franciszek na cześć Trójcy Świętej trzykrotnie otwierał księgę Biblii, szukając w niej odpowiedzi na dręczące go pytania: w kościele św. Mikołaja, gdy pojawili się pierwsi naśladowcy Bernard i Piotr (por. De inceptione 10), gdy mierzył się z pokusą gromadzenia ksiąg (por. Spec Perf 4) oraz podczas pobytu na Alwerni, gdzie pytał Boga, w jaki sposób mógłby jeszcze bardziej zbliżyć się do Niego (por. VbF 91,5). Otrzymana zapowiedź cierpienia nie przeraziła go, gdyż „jako człowiek mający ducha Bożego gotów był cierpieć wszystkie uciski ducha i znosić wszystkie udręki ciała, byle tylko otrzymać zapewnienie, że spełni się w nim miłosiernie wola Ojca niebieskiego”(VbF 92,4).

Niekiedy poznanie woli Ojca otrzymywał za pośrednictwem ludzi, jak miało to miejsce chociażby w początkach kształtowania się braterstwa, gdy dzięki modlitwie wstawienniczej brata Sylwestra i św. Klary zrozumiał, że jego powołaniem jest łączenie kontemplacji i czynnego apostolstwa (Spec Perf 67), gdy zaś Pan dał mu towarzyszy oraz wskazówki do życia zgodnie z Ewangelią, udali się wspólnie do papieża Innocentego III , by prosić o zatwierdzenie tego sposobu życia, gdyż to dawało im gwarancję pełnienia woli Bożej (por. De inceptione 31). Poza tym Franciszek miał zwyczaj, że gdy wybierał się do jakiejś prowincji na głoszenie pokuty, „najpierw prosił Pana i wysyłał braci na modlitwę, by Pan skierował jego serce do pójścia tam, gdzie Mu się bardziej podobało”( Spec Perf 65,5). Był także przekonany, że wolę Bożą mogą przekazywać człowiekowi nawet demony pozostające w służbie Pana Boga: gdy goszcząc pewnego razu u kardynała Leona od świętego Krzyża, został dotkliwie pobity przez złe duchy, zinterpretował to jako Boże napomnienie, by wszędzie, gdzie przebywa dawać dobry przykład swym braciom (por. Cass 17). Ze skruchą przyjął to bolesne pouczenie i skrupulatnie się do niego stosował, gdyż zgodnie ze słowami św. Bonawentury: „Na tym polegała jego największa filozofia i jego największe pragnienie, że jak długo żył, radził się mądrych i niewykształconych, doskonałych i niedoskonałych, małych i wielkich, w jaki sposób mógłby pewniej osiągnąć szczyt doskonałości”(LegM 12, 2).

Choć w życiu Franciszka nie brakowało cierpienia i wielokrotnie musiał zmagać się z przeciwnościami , postawa otwartości na wolę Bożą sprawiła, że żadna z trudnych sytuacji na trwałe nie pozbawiła go radości i pokoju serca, a jego odpowiedzią na narastający ból fizyczny była modlitwa wdzięczności: „Panie Boże, dziękuję Ci za te wszystkie bóle i proszę Cię, mój Panie, abyś je stokrotnie pomnożył, jeżeli takie jest Twoje upodobanie (…) ponieważ wypełnienie Twojej woli będzie dla mnie największą pociechą” (LegM 14,2,7). Powiadał, że wola Boga czyni lekkim wszystko, co jest trudne”(Vb83). Gdy zbliżał się do śmierci i wzmogło się jego cierpienie, jeden z braci zapytał wprost, czy wolałby znosić: tą przewlekłą chorobę, czy jakiekolwiek męczeństwo od kata. Biedaczyna spokojnie odparł: „Zawsze to było i jest mi droższe, to słodsze i łatwiejsze do przyjęcia, co Panu naszemu bardziej się podoba we mnie i ze mną zrobić, żeby zawsze się zgadzać z Jego jedynie wolą i we wszystkim być Mu posłusznym”(VbF 107,3). Słowa te zdradzają jego dogłębne przekonanie, że należy przyjmować wszystko, co nas spotyka, gdyż nic nie dzieje się bez woli Tego, który „ma wszelkie dobro, który sam jest dobry”(RegNB 17,18). Myśl tę klarownie przedstawił w Liście do Ministra, gdzie doświadczającemu przemocy i trudności w życiu wspólnotowym bratu radzi, by to wszystko przyjmował jako wolę Bożą: „I tego właśnie pragnij, a nie czego innego. I to przez prawdziwe posłuszeństwo wobec Pana Boga i wobec mnie, bo wiem na pewno, że to jest prawdziwe posłuszeństwo”(LM 3).Przekonuje jednocześnie, że jedyną słuszną odpowiedzią na prześladowanie jest miłość: „I kochaj tych, którzy sprawiają ci te trudności. I nie żądaj od nich czego innego, tylko tego, co Bóg ci da. I kochaj ich za to i nie pragnij, aby byli lepszymi chrześcijanami”(LM 5-7). Przeświadczenie, że pełnienie woli Bożej jest tożsame z praktykowaniem przykazania miłości Boga i bliźniego, odnajdujemy także we Franciszkowym Komentarzu do modlitwy Ojcze nasz, w którym poucza, że realizacja tego najważniejszego przykazania wymaga pełnego zaangażowania wszystkich sił serca, duszy i umysłu.

Pozdrowienie cnót natomiast przekazuje prawdę o tym, że wszystkie, nawet prozaiczne wydarzenia codzienności podlegają Bożej wszechmocy. Postawa otwartości wobec wszystkiego, co nas spotyka jest więc ostatecznie posłuszeństwem woli Bożej, gdyż: „[święte posłuszeństwo] czyni człowieka poddanym i uległym wszystkim ludziom, którzy są na całym świecie, i nie tylko samym ludziom, lecz także dzikim i okrutnym zwierzętom, aby mogły z nim czynić, co zechcą, na ile Pan z wysoka pozwoli”(Pcn16-18). Choć jako przełożony generalny minorytów, wielokrotnie doświadczał nieposłuszeństwa ze strony braci, a także wielu innych trudności w kierowaniu zakonem, wyznał: „sam Najwyższy udzielił Mi tej łaski, że chcę być zadowolony ze wszystkiego, jak ten, kto jest najmniejszy w zakonie”(CAss11,2). Pokornie przyjmował wszystkie cierpienia, a jednocześnie wytrwale stawał w obronie wyznawanych ideałów, wykazując się przy tym determinacją i odwagą. Ich źródłem była świadomość otrzymania ewangelicznego powołania bezpośrednio od Boga, jak czytamy w Testamencie: „I nikt mi nie wskazywał co mam czynić, lecz sam Najwyższy objawił mi, że powinienem żyć według Ewangelii świętej” (T14). Szacunek względem Bożego autorytetu prowadził go do bezwzględnego i natychmiastowego posłuszeństwa, czego przykładem było dosłowne potraktowanie wezwania do odbudowy kościoła, zakończone własnoręcznym wyremontowaniem trzech niewielkich kościołów w okolicy Asyżu, a także przystąpienie do głoszenia pokuty niemal natychmiast po usłyszeniu Słowa o rozesłaniu uczniów: „wstał natychmiast, przepasał się i nie zwlekając ani chwili, wyruszył w drogę”(LegM 12,2). Nie bez powodu więc Tomasz z Celano napisał o nim: „Nie był bowiem głuchym słuchaczem Ewangelii, ale wszystko co słyszał, zachowywał w chwalebnej pamięci i starał się wypełnić dokładnie, co do litery”(VbF 22,4).

Pragnienie poznania i wiernej realizacji woli Bożej było u Franciszka owocem kontemplacji Chrystusa z miłości posłusznego woli Ojca. To zbawcze posłuszeństwo Syna Bożego stawiał braciom jako wzór do naśladowania: „Pan nasz Jezus Chrystus oddał życie swoje, aby nie uchylić się od posłuszeństwa wobec swego Najświętszego Ojca”(LZ 46). Owocem takiej postawy była według niego szczególnie bliska relacja braterstwa z Chrystusem: „braćmi dla Niego jesteśmy, kiedy spełniamy wolę Ojca, który jest w niebie”(1LW 9). Także świadomość konsekwencji grzechu pierworodnego, który nazywał nieposłuszeństwem i „przywłaszczeniem sobie swojej woli”(Nap 2,3), kierowała go w stronę posłuszeństwa przełożonym, które postrzegał jako udział w posłuszeństwie Chrystusa (por. Nap3). W regule zalecał: „Bracia zaś, którzy są podwładnymi, niech pamiętają, że dla Boga wyrzekli się własnej woli. Dlatego nakazuję im stanowczo, aby byli posłuszni swoim ministrom we wszystkim, co przyrzekli Panu zachowywać, a co nie sprzeciwia się ich sumieniu i regule naszej”(RegB 10,3).

Według Franciszka wyrzeczenie się własnej woli to konsekwencja porzucenia świata, a zarazem jedyna słuszna droga dla tych, którzy wybrali życie radami ewangelicznymi: „Teraz zaś, skoro porzuciliśmy świat, nic innego nie mamy czynić, tylko spełniać wolę Pana i Jemu samemu się podobać”(RegNB 22,9). To podobanie się Bogu i pełnienie Jego woli stanowiło dla niego podstawowe kryterium przy podejmowaniu decyzji, które zalecał też swoim braciom: „Jakikolwiek sposób wydaje ci się lepszy, aby podobać się Panu Bogu i iść Jego śladami, i za Jego ubóstwem, postępuj tak z błogosławieństwem Boga i z moim pozwoleniem” (LL3). 

Św. Bonawentura tak precyzuje tą Franciszkową koncepcję porzucenia świata: „W żaden sposób nie wyrzeka się doskonale świata, kto w zakamarkach swego serca zostawia choćby najmniejsze miejsca dla własnego sposobu myślenia”(LegM 7,2,2). O tym, jak trudny, a zarazem wyzwalający proces wywłaszczenia kryje się za tymi słowami, Biedaczyna przekonał się osobiście, gdy gwałtowny wzrost liczebny braci, przyłączenie się wielu wykształconych i zwolenników monastycznego porządku, stały się źródłem napięć i rozłamów w harmonijnym dotąd minoryckim braterstwie. Wobec niebezpieczeństwa wewnętrznego rozłamu, w 1220 roku Franciszek zrzekł się urzędu ministra generalnego oraz wystąpił do papieża Honoriusza III z prośbą o mianowanie kard. Hugolina di Segni kardynałem protektorem Zakonu Braci Mniejszych (por. De inceptione 45,1). Choć troska o poszczególnych braci oraz całościową wizję braterstwa nadal zajmowały w jego sercu szczególne miejsce, faktycznie odsunął się od bezpośredniego kierowania Zakonem, powierzając go opiece Bożej Opatrzności. Tą rezygnację z własnej woli i ufne zdanie się na wolę Bożą dobrze oddaje jego deklaracja zawarta w krótszej redakcji Zwierciadła doskonałości: „większą pomocą, z jaką mogę przyjść zakonowi braci jest to, bym codziennie trwał na modlitwie za niego do Pana, aby nim kierował, zachował go, osłaniał i bronił”(SpecLem 40,18). Ta z pewnością trudna i w jakiś sposób heroiczna decyzja, to świadectwo jego ubóstwa oraz zawierzenia Bogu. 

Ponieważ całe życie wytrwale pełnił wolę Bożą, również w obliczu śmierci złożył wobec braci świadectwo wierności względem Bożych zamysłów. Po zdjęciu odzienia z płótna na worki, gdy obnażony leżał na ziemi, powiedział do otaczających go braci: „Ja wykonałem to, co do mnie należało, a o tym, co do was należy, niech was pouczy Chrystus”(LegM 14,3,4). 

s. Chrystiana Anna Koba CMBB



fot. Poggio Bustone, Italia, sierpień 2024


sobota, 15 czerwca 2024

800-lecie stygmaty św. Franciszka 1224-2024.

 

Pięć najpiękniejszych pereł

              Choć św. Franciszek z Asyżu dożył zaledwie 45 lat (por. Bess 8,1), to pod koniec życia „jego ciało było tak zniszczone, że niemal tylko skóra pokrywała jego kości”.(LegM XIV,2,2). Nie oszczędzał siebie na co dzień, a świadomy bycia wzorem i przykładem dla wszystkich braci „nie chciał przyjmować podczas swoich chorób nie tylko żadnych lekarstw, lecz nawet koniecznego pożywienia”(CAss79,6). Troska o zbawienie dusz pochłaniała go tak bardzo, że nie dawał ciału żadnego wytchnienia albo bardzo niewiele, lecz krążąc po różnych częściach świata, w trudzie przepowiadania nie przestawał go trapić rozmaitymi i niezwykłymi umartwieniami”(Jl 64,1). Był w tym zawsze bardzo gorliwy, a w miarę upływu lat, ten zapał ciągle wzrastał. Cierpieniom fizycznym towarzyszyły duchowe, gdyż niejednokrotnie był prześladowany przez złego ducha oraz zmagał się z trudnościami płynącymi z kierowaniem stale wzrastającym liczebnie zakonem . Jego jasna wizja ubóstwa i pokory Braci Mniejszych była odrzucana przez wielu braci mądrych i uczonych, którzy dążyli do aktywnego włączenia się w duszpasterstwo, a co za tym idzie organizacji życia, podjęcia studiów, korzystania z pieniędzy i odpowiednio przygotowanych klasztorów. Franciszek obawiał się tego i postrzegał jako odchodzenie od ewangelicznego powołania, właściwego braciom mniejszym, którzy „zarówno przez nazwę, jak też przykład i postępowanie winni być pokorniejsi od wszystkich innych ludzi tego świata”((SpLem 30). . W regule wzywał swych naśladowców: „abyśmy zachowywali ubóstwo i pokorę i świętą Ewangelię Pana naszego Jezusa Chrystusa, jak to stanowczo przyrzekliśmy”(2Reg 12,4). Odstępstwa braci, szczególnie te pociągające za sobą publiczne zgorszenie były dla Franciszka źródłem dotkliwego cierpienia, co wyraził w słowach: „ Tacy przebijają ,mnie ostrym mieczem i przez cały dzień wciąż ranią moje serce”(Mem 157). Na kapitule mat, gdzie zgromadziło się około 5 tysięcy braci, doszło do konfrontacji Franciszka z braćmi uczonymi, którzy wspierając się autorytetem kardynała protektora proponowali mu przyjęcie którejś z reguł monastycznych. Odmowa Franciszka była kategoryczna, jednak wzrastające napięcie wewnątrz zakonu sprawiło, że on sam zaczął przeżywać wątpliwości odnośnie sposobu życia zaproponowanego braciom, choć nigdy nie negował jego boskiego pochodzenia. Dla Franciszka był to czas niepewności, stawiania Bogu pytań, bolesnej samotności i duchowych zmagań. Ten etap jego życia określony przez biografów terminem „pokusa” opisują różne źródła, ale jedynie Speculum Perfectionis wiąże go z dalszym cierpieniem wewnętrznym, przeżywanym na Alwerni. Według G.Miccoli[1] „ciężką pokusą” Franciszka była pokusa buntu wobec braci uczonych, stanowczej kontestacji, siłowy opór celem potwierdzenia pierwotnego ideału, podczas, gdy krzyż na Alwerni stał się alternatywą przeciwstawną do walki i buntu, dowodem, a zarazem warunkiem i potwierdzeniem wstępowania w ślady Chrystusa. Według Miccoli stygmaty stanowią rozwiązanie wątpliwości i trudności, z którymi mierzył się w poprzednich latach. Stanowią odpowiedź Boga, który dotąd wydawał się milczeć i przyjmować bierną postawę wobec piętrzących się trudności w zakonie.

              Stygmaty otrzymane na dwa lata przed śmiercią, stanowiły zwieńczenie cierpienia Franciszka, oraz fizyczny znak upodobnienia do Chrystusa, do którego nieustannie dążył: „pragnął być we wszystkim podobny do ukrzyżowanego Chrystusa, który ubogi, bolejący i obnażony wisiał na krzyżu”(LegM XIV,4). O fakcie stygmatyzacji wspominają wszyscy biografowie, jednak najpełniejszy, mający wręcz formę drobiazgowej relacji opis prezentują zawarte w Actus Rozważania o stygmatach. Wydarzenie miało miejsce 17 września 1224 roku na górze Alwernia, gdzie Franciszek w towarzystwie kilku braci udał się celem odprawienia 40-dniowego postu ku czci św. Michała Archanioła, do którego miał wielkie nabożeństwo. Post rozpoczął zaraz po uroczystości Wniebowzięcia Matki Bożej, to jest 16 sierpnia. Góra Alwernia była darem hrabiego Orlanda z Chiusi, który pozostając pod wrażeniem świętości Biedaczyny, postanowił 8 maja 1213 roku ofiarować mu ziemię, na której w odosobnieniu mógłby wraz z braćmi modlić się i czynić pokutę. Po raz pierwszy Franciszek przybył tam w lecie 1214 roku, natomiast szósta i ostatnia wizyta na Alwerni miała miejsce 10 lat później, pod koniec lata 1224 roku. Gdy Franciszek z braćmi Leonem, Aniołem i Maciejem dotarli na górę, przywitały ich ptaki, które nie tylko głośno śpiewały, ale w niezwykły sposób cisnęły się do Franciszka siadając na jego głowie, ramionach, kolanach i u stóp. To ich dziwne zachowanie Franciszek odczytał jako Boże przyzwolenie na pobyt braci na górze (por. LegM VIII,10). Poczuł też natchnienie, by w Piśmie Świętym odczytać wolę Bożą. Po modlitwie polecił więc bratu Leonowi w imię Trójcy Świętej trzykrotnie otworzyć Świętą Księgę. Za każdym razem natrafił na opis męki Pańskiej: „Mąż przepełniony Bogiem zrozumiał, że jak naśladował Chrystusa w życiu czynnym, tak teraz powinien się do Niego upodobnić w udrękach i bólach męki, zanim odejdzie z tego świata. I chociaż ciało jego było już bardzo wyczerpane, z powodu wielkiej surowości dotychczasowego sposobu życia i ustawicznego dźwigania krzyża pańskiego to jednak nie przeraził się, lecz ożywił jeszcze bardziej do przyjęcia męczeństwa”(LegM XIII, 2,3-4). Choć cała Alwernia była miejscem bezludnym, pokrytym gęstym lasem, Franciszek wybrał dla siebie miejsce ukryte na zboczu góry, oddzielone szczeliną skalną, nad którą bracia przerzucili kłodę drewna. Zbudowali też Franciszkowi skromny szałas i otrzymali od niego polecenie, by przez cały czas trwania postu nikt go nie odwiedzał, jedynie raz dziennie br. Leon przynosił mu trochę wody i chleba, oraz w nocy przychodził, by wspólnie odmówić matutinum. Znakiem umownym do rozpoczęcia tej modlitwy były słowa Franciszka: „ A usta moje będą głosić chwałę Twoją”, stanowiące odpowiedź na zawołanie Leona: „Panie, otwórz wargi moje”(Actus 9,30). W przypadku braku odpowiedzi, brat Leon miał odejść. Po jakimś czasie Franciszek odkrył sprzymierzeńca tej nocnej modlitwy w postaci sokoła, który regularnie budził go na modlitwę. Według św. Bonawentury wyjątkowe zachowanie ptaków na Alwerni, to zapowiedź przyszłych wydarzeń: „Radość różnego rodzaju ptaków i śpiew sokoła były z pewnością Bożym znakiem, wskazującym, że prawdziwy wielbiciel i czciciel Boga, uniesiony na skrzydłach kontemplacji, będzie w swoim czasie przemieniony ukazaniem się Serafina.”(LegM VIII, 10,13) Mimo wyraźnej prośby Franciszka, by nie przeszkadzano mu w samotności, Leon nieraz zbliżał się do miejsc, w których przebywał Franciszek i dlatego niekiedy był świadkiem jego modlitwy, która często przybierała formę ekstazy, cudownych wizji, czy lewitacji. Dla Franciszka pobyt na Alwerni był czasem wpatrywania się w Boga, szczerych z Nim rozmów oraz żarliwego rozważania Jego męki. Tomasz z Celano tak relacjonuje jego wewnętrzne usposobienie:„ Na wszystkie rozproszenia od zewnątrz okazywał się niewrażliwy i dlatego z całych sił powściągał zmysły zewnętrzne oraz trzymał na wodzy poruszenia ducha, przebywając z samym tylko Bogiem. Zagnieżdżał się w zagłębieniach skały, a w rozpadlinie przepaści jego zamieszkanie. Z prawdziwie szczęsnej pobożności pogrążał się w niebiańskich sferach, a pełen wyniszczenia cały zagłębiał się długo w ranach Zbawiciela.”(VbF 71k,3-4).Franciszek poprosił wówczas o dwie łaski: by odczuć w duszy i ciele cierpienie Chrystusa podczas Jego męki i śmierci krzyżowej oraz doświadczyć miłości, która skłoniła Go do podjęcia zbawczej ofiary (por. Fior Roz St 3). Jego prośba została wysłuchana , gdy pewnego dnia około święta Podwyższenia Krzyża (17 września), o świcie kontemplował mękę Chrystusa przed wejściem do celi. Nagle zobaczył zstępującego z nieba Serafina, który jaśniejąc niczym ogień zbliżył się do niego szybkim lotem, a wówczas Franciszek spostrzegł, że ma on postać ukrzyżowanego człowieka . Jego dwa skrzydła rozpościerały się nad głową, dwa służyły do lotu, a dwa pozostałe okrywały jego tułów i nogi. Gdy tak patrzył zdumiony, ogarnęły go ambiwalentne uczucia: „ Bardzo się ucieszył i mocno uradował miłym i łaskawym względem, z jakim Serafin patrzył na niego. Jego piękno było niezwykle urzekające, ale całkowicie przejmowało trwogą jego przybicie do krzyża i udręczenie męką. Powstał więc, żeby tak powiedzieć, smutny i radosny zarazem, a radość i smutek na przemian brały w nim górę.(VbF 94,4) Widzenie znikło, a on odczuł w duszy żarliwą miłość, na ciele natomiast zaczęły pojawiać się rany, takie same jak te, które przed chwilą oglądał na ciele ukrzyżowanego człowieka. Różne źródła podają dokładny opis stygmatów[2]. Według Tomasza z Celano: „ Jego ręce i stopy wyglądały jak przebite w samym środku gwoździami. Główki gwoździ ukazały się po wewnętrznej stronie dłoni i na wierzchu stóp, a ostrza ich były po stronie odwrotnej. Znamiona te bowiem były okrągłe wewnątrz na rękach, a na zewnątrz podłużne. Z ciała wystawały grudki mięsa, które wyglądały jak czubki gwoździ zgięte i zagięte. Tak samo na stopach wycisnęły się znamiona gwoździ i wystawały z ciała. Także prawy bok, jakby przebity, miał podłużną bliznę, która często krwawiła, tak, że po wiele razy jego tunika i spodnie były spryskane świętą krwią” (VbF 95,1-4). Celańczyk podjął się także interpretacji tego cudownego zdarzenia, dopatrując się jego początków w mistycznym spotkaniu z Ukrzyżowanym w San Damiano, zapisał bowiem: „ Odtąd jego świętą duszę przebiło współcierpienie z Ukrzyżowanym, i jak można zbożnie sądzić, wycisnęły się wówczas na jego sercu, choć jeszcze nie na ciele, stygmaty czcigodnej Męki”(Mem 10,8).Można tu już dostrzec genezę owego upodobnienia, choć Celano pisze o niej także w Traktacie o cudach: „Tu nie trzeba pytać o rację, bo chodzi o cud, ani szukać wzorca, bo chodzi o coś szczególnego. Wszystkie dążenia męża Bożego, tak publiczne, jak prywatne, obracały się wokół krzyża Pańskiego; i od samego początku jego rycerskiej służby Ukrzyżowanemu rozbłyskały wokół niego różne tajemnice krzyża” (Traktat 2,3-4). Sugestywne jest także jego stwierdzenie: „Albowiem jak jego duch odział się w Chrystusa ukrzyżowanego wewnątrz, tak całe jego ciało ubrało się w krzyż Chrystusowy na zewnątrz”(Traktat2,10). Autor Relacji Trzech Towarzyszy wskazuje na miłość Biedaczyny jako przyczynę stygmatów:„ sam Pan chcąc okazać całemu światu żar jego miłości i ustawiczną pamięć męki Chrystusowej, którą miał w sercu” (3Soc 69, 1), natomiast Anonim z Perugii podkreśla inicjatywę miłości Boga: „ A Pan, chcąc okazać miłość, jaką żywił względem niego, wycisnął w jego członkach i na jego boku stygmaty swego umiłowanego Syna”(De inceptione 46,5). ). Według św. Bonawentury stygmaty są dowodem żarliwej miłości i upodobnienia Franciszka do Chrystusa: „prawdziwa miłość do Chrystusa przekształciła kochającego, upodobniając go do Jego obrazu”(LegM XIII,5,1).W fakcie stygmatyzacji dostrzega także spełnienie Franciszkowego pragnienia upodobnienia do Jezusa aż do śmierci męczeńskiej, co dokonało się „ nie przez męczeństwo ciała, lecz przez żar duszy” (LegM XIII,3,8). W innym miejscu stygmaty otrzymane rok po zatwierdzeniu reguły Braci Mniejszych, przyrównuje do Bożej pieczęci: „były one [stygmaty]jakby bullą Najwyższego Kapłana Chrystusa, która w pełni zatwierdziła regułę i wyraziła uznanie dla jej autora”(LegM IV,11,10).

 Niedługo po otrzymaniu stygmatów Franciszek własnoręcznie napisał tzw. Uwielbienie Boga Najwyższego, zamieszczając na odwrocie pergaminu Błogosławieństwo dla brata Leona, który trapiony ciężką pokusą duchową pragnął otrzymać jakieś pisemne pocieszenie od brata Franciszka, wierząc, że pomoże mu ono w przezwyciężeniu duchowych trudności. Choć nie odważył się powiedzieć mu o tym, Biedaczyna sam wręczył mu pergamin z tekstem Uwielbienia oraz krótkim błogosławieństwem na odwrocie. Dokument był podpisany przez Franciszka znakiem Tau, szczególnie mu drogim, gdyż „ za [jego]pomocą podpisywał listy i wszędzie rysował na ścianach cel.”(Traktat 3,4), zdobił go również rysunek głowy, różnie interpretowany: jako zarys góry Kalwarii[3], zarys Alwerni[4], głowa br. Leona z naznaczonym Tau na czole, głowa Adama na którą spływa krew z krzyża Chrystusowego, głowa św. Franciszka, z którego ust wychodzi krzyż- znak głoszenia krzyża i pokuty[5]. Br. Leon sporządził później czerwonym atramentem dopiski potwierdzające wiarygodność autografu, m.in.: „Po widzeniu i słowach Serafina i odbiciu znaków męki Chrystusa na swoim ciele napisał własnoręcznie na drugiej stronie pergaminu hymn, oddając chwałę Bogu za dobrodziejstwa, które mu On uczynił”[6] Tym sposobem wskazał na postawę wdzięczności Franciszka za otrzymane od Boga dobrodziejstwa.

Biedaczyna zdumiony i zawstydzony wydarzeniem stygmatyzacji, starał się ukryć go nawet przed najbliższymi, jednak szybko przekonał się, że nie jest to możliwe, choćby ze wzgl. na konieczność pomocy, jakiej odtąd potrzebował. Obawiał się rozgłosu i zamieszania, jakie stygmaty mogły wywołać wśród wiernych, a przecież on zawsze „ starał się w oczach własnych i innych okazywać siebie małowartościowym”(LegM VI,1,5). Bijąc się z myślami, czy opowiedzieć o niezwykłym spotkaniu z Serafinem, czy też zachować tą tajemnicę dla siebie, przedstawił swą wątpliwość zaufanym braciom. Za radą br. Illuminata odważył się opowiedzieć o widzeniu i wysłuchaniu ukrzyżowanego Serafina, zastrzegając jednak, że pewnych rzeczy nie może ujawnić, jak długo będzie żył na ziemi.

Źródła hagiograficzne nie wskazują żadnego bezpośredniego świadka stygmatyzacji na Alwerni, jedynie samego Franciszka, który zrelacjonował to wydarzenie „ z wielką bojaźnią”(Leg M XIII, 4,6) najbliższym towarzyszom. Dzieje błogosławionego Franciszka i jego Towarzyszy wskazują na br. Leona, który przekazuje tę historię kolejnym braciom.(por. Actus 9,71), natomiast Anonim z Perugii wspomina o tym, że Franciszek zwierzył się bratu, który przyniósł mu posiłek, jednak nie podaje jego imienia (por. CAss 118). Według Tomasza z Eccleston br. Leon wskazał br. Rufina, jako tego, któremu Franciszek opisał wydarzenie stygmatyzacji. Świadectwo to zawiera także obietnicę czterech przywilejów dla zakonu, objawionych na pośrednictwem anioła, mianowicie, że zakon i ideał życia braci mniejszych będzie istniał aż do dnia sądu, że nikt prześladujący go, długo żyć nie będzie, podobnie zakonnicy prowadzący złe życie, prędko z niego odejdą, a ci, którzy go szczerze miłują, dostąpią Bożego miłosierdzia (por. SpPerf 79). Kronika wspomina jeszcze o poleceniu danym bratu Rufinowi, by umyć oraz namaścić olejem kamień, na którym spoczął anioł, a który dziś wskazywany jest jako miejsce Bożego objawienia.  

Po upływie 40 dni, gdy zbliżała się uroczystość św. Michała Archanioła, stygmatyzowany Franciszek z pomocą braci zszedł z góry i wrócili do Porcjunkuli. Św. Bonawentura w Legenda maior zastosował porównanie: jak Mojżesz schodził z góry Synaj niosąc tablice z dziesięcioma przykazaniami, tak Franciszek „ niósł z sobą wizerunek Ukrzyżowanego, nie ręką artysty wykonany (…) lecz palcem Boga żywego wyrażony na członkach jego ciała”(LegM XIII,5,2

              Ostatnie dwa lata przed śmiercią były dla Franciszka prawdziwą kalwarią. Wyczerpany fizycznie potrzebował stałej opieki. Źródła relacjonują, jak bracia pielęgnowali go, dbając o higienę, ubrania, dietę, i pomoc w przemieszczaniu się: „ dokładali wszelkiej czujności, wszelkiego starania, całej dobrej woli, by zapewnić świętemu ojcu spokój ducha i ulżyć w chorobie ciała”(VbF 102,8). W gronie tzw. socjuszy Świętego, a więc braci, którzy troszczyli się o niego w codzienności byli z pewnością: br. Anioł, Rufin oraz Leon, który od początku niemal stale towarzyszył Franciszkowi. To jemu „Franciszek pozwolił dotykać swych stygmatów i zakładać nowe opatrunki, które między owymi cudownymi gwoździami i pozostałym ciałem, dla zatamowania krwi i zmniejszenia bólu zmieniał Święty każdego dnia w tygodniu z wyjątkiem czwartku wieczorem i całego piątku, kiedy nie chciał przyjmować żadnego lekarstwa, aby w tym dniu ukrzyżowania z miłości do Chrystusa on, prawdziwie ukrzyżowany, z Chrystusem uczestniczył w cierpieniach krzyża”(Actus 39,8-9). Nie jest do końca jasne, kto jeszcze bezpośrednio troszczył się o Franciszka, bowiem Celano świadomie przemilczał imiona tych, „na których [Franciszek] opierał się, jak dom na czterech kolumnach”(VbF 202,3). Niektórzy typują Bernarda i Jana delle Lodi, inni Eliasza. Bonawentura wskazuje także na pewnego brata, „który bardzo gorliwie się nim opiekował”(LegM XIII,8,7), według Analecta Francescana był to brat Jan.[7] Konieczność korzystania z pomocy innych oraz świadomość bycia dla nich ciężarem, stanowiła dla Franciszka dodatkowe źródło cierpienia i upokorzenia, o czym świadczy apel skierowany do braci: „Najdrożsi bracia i synowie moi, niech nie będzie wam przykro ani ciężko trudzić się wokół mojej osoby, ponieważ Pan za mnie swego sługę, odda wam w tym życiu i w przyszłym wszelki owoc waszych działań, jakich nie możecie wykonać z powodu troski [o mnie] i [z powodu mojej]choroby ” (CAss 86,9) Obecność socjuszy choć konieczna, ciążyła mu, jako, że nie chciał być w jakikolwiek sposób hołubiony i nawet gdy już w 1220 roku na wskutek bolesnej choroby oczu tracił wzrok, bracia szczególnie do niego przywiązani opiekowali się nim, zrzekł się stanowczo możliwości wyboru socjuszy, argumentując: „przez ten przywilej wolności nie chcę uchodzić za wyjątek”(CAss 40,1).To także jeden z powodów, dla których starał się ukryć rany, nawet przed najbliższymi braćmi. Nie było to możliwe, stąd wielu z nich widziało je, choć zwykle ukradkiem lub dzięki użyciu podstępu. Ręce bowiem miał zwykle owinięte, a gdy bracia chcieli z szacunku złożyć na nich pocałunek, wystawiał z za rękawa jedynie palce, lub zamiast ręki podawał do ucałowania rękaw. Rzadko mył całe ręce, zanurzając w wodzie tylko palce, by stojący obok nic nie zauważyli. Także stopy mył bardzo rzadko, a do tego ukradkiem. Zaczął też ubierać obuwie, nakładając na rany kawałki zamszu, by złagodzić szorstkość wełnianych skarpet. Celem ochrony rany boku bracia sporządzili specjalne spodnie, które sięgały mu po pachy Ponieważ dostrzeżenie stygmatów sprawiało Franciszkowi dużą przykrość, sami socjusze odwracali oczy, gdy on zmuszony był z jakiegoś powodu odsłonić ręce czy nogi. Choć mimo starania nie udało się Franciszkowi ukryć ran na rękach i nogach, to ranę w boku widziało za jego życia jedynie dwóch braci: br. Eliasz, który bacznie obserwował go podczas ubierania tuniki oraz br. Jan, jeden z opiekunów, któremu nawet udało się przy pomocy wzroku i dotyku ocenić wielkość rany (por. LegM XIII 8,7) . Choć wielu braci powodowanych ciekawością lub szczerą pobożnością pragnęło zobaczyć święte rany, nie było to proste, ile razy bowiem dawał tunikę do wyczyszczenia, prawą ręką zakrywał ranę boku, a lewą przyciskał do boku, zasłaniając w ten sposób bliznę. Tak opisał ją św. Bonawentura: „ rana zaś w boku czerwona i z powodu ściągnięcia się ciała zaokrąglona, przypominająca najpiękniejszą różę”(LegM XV,2,3) Tym, którzy stawiali niewygodne pytania rzucał ze zniecierpliwieniem: „Pilnuj tego, co do ciebie należy”(Mem 135,5) Wieść o stygmatach, nawet jeśli były starannie ukrywane, szybko rozniosła się za sprawą licznych cudów. Następowały one podczas dotyku stygmatyzowanych dłoni, kontaktu z przedmiotem używanym przez Franciszka, czy wodą, w której obmywał poranione części ciała.

Słabość ciała oraz niemożność swobodnego chodzenia nie osłabiły zapału apostolskiego Biedaczyny, wręcz przeciwnie: „nie przestając przez przepowiadanie troszczyć się o zbawienie bliźnich, sprawił, że na wpół obumarłe ciało wożono na ośle przez miasta i osiedla”(Jl 64,5). Stygmatyk stał się dla wielu oczywistym znakiem miłości Ukrzyżowanego Chrystusa, nazwano go Alter Christus Ci, którzy za jego życia widzieli stygmaty, po śmierci zaświadczyli o tym pod przysięgą .Po śmierci Franciszka 3 października 1226 roku, jego ciało udostępniono wszystkim, którzy pragnęli złożyć mu ostatni hołd. Wówczas stygmaty oglądali nie tylko bracia, Klara wraz z siostrami, ale też wielkie rzesze duchownych i świeckich: „Wielu z pobożnością całowało je i dotykało rękoma, aby utwierdzić się w prawdzie”(LegM XIII,8,5). Wielu kardynałów dawało później ustne i pisemne świadectwo, układali sekwencje mszalne, hymn i , antyfony. Także papieże: Grzegorz IX oraz kolejny Aleksander IV zaświadczyli o prawdziwości stygmatów, choć bulla kanonizacyjna Franciszka- Mira circa nos[8] pokrywa ten fakt milczeniem. Domniemaną przyczyną wydaje się polityka papieska, przypisująca braciom mniejszym ważną rolę w Kościele i dla Kościoła(obrona Kościoła w konflikcie z cesarzem Fryderykiem II)[9]oraz ostrożność dyktowana niebezpieczeństwem pobudzenia prostego ludu do samookaleczeń, celem naśladowania Syna Bożego w cierpieniu. Zastanawia też wytrwałe milczenie o stygmatach najbliższych towarzyszy świętego, będących przecież ich prawdziwymi i wiarygodnymi świadkami zarówno za życia, jak po śmierci Biedaczyny. R. Manselli jako możliwą przyczynę zaproponował szacunek wobec wyjątkowego, intymnego przeżycia Franciszka, bądź niemą polemikę wymierzoną przeciw bratu Eliaszowi, który w tym czasie popadł w niełaskę u wielu braci[10].

Pierwsza oficjalna informacja o stygmatach wraz z ich opisem pojawiła się w 1226 roku, gdy wikariusz generalny br. Eliasz Buonbarrone tuż po zakończeniu uroczystości pogrzebowych Franciszka skierował do braci List okólny o śmierci św. Franciszka, w którym zapisał: „ ogłaszam wam wielką radość i nowy cud. Od wieków nie słyszano o takim znaku jak tylko w Synu Bożym, którym jest Chrystus Pan. Niedługo przed śmiercią nasz brat i ojciec okazał się ukrzyżowany, nosząc na swoim ciele pięć ran, które prawdziwie są stygmatami Chrystusa” (LE 15).

Choć wydawać by się mogło, że dobrze poświadczony fakt stygmatyzacji nie powinien budzić wątpliwości, to nie zabrakło też sceptyków, w tym kaznodziei, którzy publicznie negowali autentyczność cudu, posądzając św. Franciszka i br. Eliasza celową mistyfikację. Niekiedy również fizycznie likwidowano przedstawienia stygmatów na wizerunkach Świętego. Reakcją na negację stygmatów było 12 bulli papieskich, które począwszy od 1237 roku, ukazały się na przestrzeni pięćdziesięciu kilku lat. Dotyczyły one biskupów, kleru diecezjalnego oraz zakonnego, szczególnie dominikanów. Obrońcami stygmatów byli papieże: Grzegorz IX, Aleksander IV, Innocenty IV, Mikołaj III i Mikołaj IV. Być może to właśnie trzy listy papieża Grzegorza IX, skierowane w 1237roku do wszystkich wątpiących w prawdziwość stygmatów, zainspirowały br. Leona do sporządzenia na autografie z Alwerni dopisków, potwierdzających prawdziwość stygmatów, a zarazem będących dokładnym sprawozdaniem z przebiegu wypadków.

Góra Alwernia nazywana seraficką Kalwarią zafascynowała nie tylko św. Franciszka z Asyżu, bowiem przez 8 wieków franciszkanizmu nieustannie pociągała i inspirowała wielu, często wybitnych przedstawicieli franciszkańskiej duchowości, jak św. Bonawenturę(1217-1274), który w tym miejscu napisał ważne dzieła duchowe (Itineratium mentis in Dem i De triptici via), Hubertyna z Casale (1259-1338), dla którego stygmaty Franciszka oznaczały „ znak szacunku wobec najwierniejszego Przyjaciela”(Ub 5,4) i które nazwał poetycko „pięcioma najpiękniejszymi perłami” (Ub 5,4), bł. Jana z Fermo(1259-1322), który w alweryjskiej pustelni spędził 30 lat, św. Bernardyna ze Sieny(1380-1444), czy św. Jana Kapistrana(1385-1456)., który w tym miejscu zredagował konstytucje Braci Mniejszych Obserwantów. Do dziś jest to jedno z miejsc najczęściej odwiedzanych przez sympatyków Biedaczyny z Asyżu.

s. Chrystiana Anna Koba CMBB

fot. Agnieszka Mazurek- Alwernia sierpień 2023.

 



[1] F. Acrocca Franciszek bratem i nauczycielem, wyd. Bratni Zew Kraków, 2007, str. 152.

[2] VbF 95,1-4; Vb 73; Jl 62; 3Soc 70,1-3; LegM XII, 10-13I; Legm VI,

[3] Manselli Św. Franciszek z Asyżu. Editio maior, wyd.Bratni Zew, Kraków 2006, str. 426.

[4] Opr. Zbiorowe Leksykon duchowości franciszkańskiej, wyd. m, Warszawa 2006, str. 2.

[5] L.Lehmann OFM Cap. Franciszek mistrz modlitwy, wyd. Głos o. Pio, Kraków 2003, str. 180.

[6] Za: A. Hejnowicz OFM Conv Św. Franciszek z Asyżu. Prawda i legendy, wyd. Bratni Zew, Kraków 2012, str. 64.

[7] Analecta Francescana 3, 1897.

[8] Promulgowany 19 lipca 1228 roku dokument p. Grzegorza IX ogłaszający Franciszka z Asyżu nowym świętym Kościoła katolickiego.

[9] W Block Franciszek seraficki, wyd. Instytut Studiów Franciszkańskich 2013, str. 24.

[10] R.Manselli święty Franciszek z Asyżu. Editio maior, wyd. Bratni Zew, Kraków 2006, str. 423.

800-lecie stygmaty św. Franciszka 1224-2024, św. Bonawentura

 

Św. Franciszek z Asyżu- anioł szóstej pieczęci

„Ukrzyżowany Jezus Chrystus jak wiązka mirry spoczywał zawsze na piersiach jego wnętrza. Przez żar ogromnej miłości pragnął zupełnie się przemienić w Ukrzyżowanego”(LegM IX 2,1) - tak św. Bonawentura przedstawił relację miłości św. Franciszka z Asyżu do Chrystusa, która doprowadziła go do fizycznego upodobnienia do Niego przez fakt otrzymania stygmatów. Dla Bonawentury był to dowód szczególnej bliskości z Bogiem oraz inspiracja do refleksji nad duchową drogą chrześcijańskiej doskonałości. W tym roku (15 lipca 2024) przypada 750 rocznica śmierci św. Bonawentury z Bagnoreggio (1217-1274). Z tej okazji warto przyjrzeć się jego wizji św. Franciszka, Zakonu Braci Mniejszych oraz duchowości właściwej wszystkim wstępującym w ślady Biedaczyny z Asyżu. Podstawowym źródłem do poznania stanowiska Bonawentury w tych kwestiach jest napisana na polecenie kapituły generalnej w Narbonie w 1260 roku biografia św. Franciszka, tzw. Legenda maior sancti Francisi (życiorys większy) oraz powstała na jej podstawie Legenda minor sancti Francisi (życiorys mniejszy) dla potrzeb liturgicznych. Obie zatwierdzone w 1263 roku, stały się trzy lata później jedynymi obowiązującymi w Kościele biografiami urzędowymi św. Franciszka, bowiem kapituła w Paryżu (1266r.) nakazała zniszczenie wszystkich poprzednich życiorysów św. Franciszka, także tych, znajdujących się poza zakonem. W ten sposób biografie Bonawentury stały się pismami o decydującym znaczeniu w historiografii franciszkańskiej oraz duchowej i praktycznej interpretacji posłannictwa św. Franciszka[1]

W centralnych rozdziałach Legenda maior (rozdz.5-13) Bonawentura rozwinął drogę doskonałości św. Franciszka, opierając się na swojej doktrynie trzech dróg: oczyszczenia ( rozdz. 5-7), oświecenia (rozdz. 8-10) oraz zjednoczenia (rozdz. 11-13). Punktem kulminacyjnym tej postępującej ascezy Franciszka jest mistyczne zjednoczenie, które dokonało się na Alwerni, podczas którego ubogi naśladowca Chrystusa został naznaczony „pieczęcią Boga żywego”(Legm VII,9,3). Na tej drodze Franciszek jest prowadzony przez krzyż, którego kolejne odsłony stanowią niejako sześć stopni prowadzących do spotkania z ognistym Serafinem. Te stopnie to kolejno: 1. słabość ciała i stan depresji, będące skutkiem około rocznego uwięzienia w Perugii (por. LegM I,2) - Bonawentura postrzega to wydarzenie jako Boże działanie przygotowujące duszę Franciszka na doświadczenie nawrócenia; 2. spotkanie z trędowatym, które wstrząsnęło nim dogłębnie i pozwoliło odnieść zwycięstwo nad własną naturą (por. LegM I,5); 3. San Damiano, gdzie podczas mistycznego spotkania z Ukrzyżowanym Franciszek otrzymał wezwanie do odbudowy zrujnowanego Kościoła (por. LegM II,1); 4. trzykrotna wizja ks. Sylwestra,  który widział, jak złoty krzyż wychodzący z ust Franciszka ochronił nie tylko miasto Asyż, ale też całą okolicę przed zagrażającym jej niebezpieczeństwem zagłady (por. LegM III,5); 5. wizja brata Pacyfika, który oglądał Franciszka naznaczonego jakby dwoma skrzyżowanymi mieczami o wielkim blasku, z których jeden sięgał od stóp do głowy, a drugi przechodząc przez pierś, dotykał rozłożonych rąk (por. LegM IV,9); 6. błogosławieństwo znakiem krzyża podczas kapituły generalnej w Arles, gdzie jeden z braci dostrzegł uniesionego w powietrzu Franciszka, który choć nie mógł przybyć fizycznie, w cudowny sposób pojawił się i „ pobłogosławił braci rękoma wyciągniętymi na kształt krzyża”(LegM IV,10).

Św. Bonawentura zwraca uwagę na stałą obecność krzyża w życiu Franciszka i jego braci, już na początku ewangelicznej drogi, gdy pozbawieni ksiąg liturgicznych „zamiast tych ksiąg rozważali dniem i nocą księgę krzyża, ciągle się w nią wpatrując, pouczeni przykładem i słowami Ojca, który ustawicznie mówił im o krzyżu Chrystusowym”(LegM IV,3,3), a także, gdy Franciszek rozesłał swych braci na cztery strony świata, na wzór krzyża (por. LegM III,7). Podkreśla też wyjątkową ascezę Franciszka i jego troskę o zbawienie dusz: „Stąd pochodziła jego nadzwyczajna gorliwość w modlitwie, pracowitość w głoszeniu kazań i wielkie poświęcenie w dawaniu dobrego przykładu”(LegM IV,4,5). Zwraca uwagę na uprzywilejowane miejsce ubóstwa w życiu Biedaczyny, który nie tylko opuścił wszystko, „ ale również zrezygnował ze wszystkiego, co mógł posiadać”(Legm III,5,1), co z kolei doprowadziło go do postawy minoritas, gdyż: „właśnie dzięki ubóstwu nauczył się także uważać siebie za mniejszego od wszystkich”(Legm III,5,5). Umierając nakazał braciom, by nigdy nie opuszczali drogi krzyża: „polecał im z troską, aby doskonale wstępowali w ślady Jezusa ukrzyżowanego”(Legm VII,4). Następnie: „wyciągnął ku siedzącym synom ręce złożone na kształt krzyża, bo zawsze kochał ten znak i wszystkim braciom, tak obecnym, jak i nieobecnym, mocą Ukrzyżowanego i w Jego imię udzielił błogosławieństwa” (Legm VII,4,5).

Życiorysy św. Franciszka napisane przez Bonawenturę miały być narzędziem do naprawienia licznych nadużyć w zakonie, wprowadzenia jedności wśród podzielonych braci oraz obrony zakonu przed atakami z zewnątrz, także tych, którzy podważali prawdziwość stygmatów Założyciela. Legenda maior tak przedstawia moment stygmatyzacji: „ Natychmiast na jego rękach i nogach zaczęły się pokazywać ślady gwoździ, które dopiero co widział na podobiźnie ukrzyżowanego człowieka. Ręce i nogi okazały się przebite w samym środku gwoźdźmi tak, że główki gwoździ było widać na wewnętrznej stronie rąk i na górnej stóp, zaś ich ostre końce na stronach przeciwnych. Główki gwoździ w rękach i nogach były okrągłe i czarne, a ich ostre końce wydłużone, zagięte i jakby powtórnie wbite; wychodząc z ciała, wystawały nad jego powierzchnią. Również na prawym boku, jakby przebitym włócznią, nosił czerwoną bliznę a krew często z niej wypływająca, plamiła habit i spodnie”(LegM XIII,3,10-13). W Życiorysie mniejszym pojawia się nigdzie indziej nie występujący szczegół: „samo zaś zagięcie gwoździ pod stopami było sterczące i tak na zewnątrz wystające, że nie tylko nie pozwalało swobodnie stawiać stopy, ale nawet w otwór, gdzie było zagięcie, łatwo można było włożyć palec ręki”(Legm VI,3,3).

W październiku 1259 roku św. Bonawentura, od dwóch lat pełniący funkcję ministra generalnego Zakonu Braci Mniejszych, udał się na górę Alwernię, by tam odprawić rekolekcje śladami Biedaczyny z Asyżu. Rozważanie stygmatyzacji św. Franciszka zaowocowało jego intelektualno-duchową przemianą, która wyraziła się w opisie całości chrześcijańskiej egzystencji z perspektywy doświadczenia św. Franciszka[2]. Tak powstała Droga duszy do Boga (Itinerarium mentis et Deum), stanowiąca syntezę duchowości franciszkańskiej - Franciszkowa miłość do Boga i stworzeń, powszechne braterstwo i stygmaty otrzymane na Alwerni wskazały Bonawenturze drogę wznoszenia się ducha od życia zmysłowego do wewnętrznego i mistycznego[3]. Droga duszy do Boga to jeden z najważniejszych traktatów z zakresu teologii duchowości powstałych na łonie zachodniego chrześcijaństwa[4]. Został napisany w formie podręcznika duchowego dla Braci Mniejszych, jednak ze względu na trudną formę, nie cieszył się zbytnim zainteresowaniem braci[5].

Sześcioetapowa droga do Boga zaprezentowana przez Bonawenturę prowadzi przez oczyszczającą pokutę do oświecenia, a następnie zjednoczenia. Rozpoczyna się od cielesnego śladu (kontemplacja Boga w stworzeniu), następnie kieruje do wnętrza ducha będącego odwiecznym obrazem Boga. Wówczas w Bożej prawdzie można przekroczyć siebie, by wznieść się ku Stwórcy. Następuje przejście od życia zmysłowego, do życia duchowego. Człowiek doświadcza radości z poznania Boga i uwielbienia Jego majestatu.

 Fundamentem dla struktury traktatu uczynił Bonawentura trzy pary skrzydeł Serafina, choć na początku pierwszego rozdziału uzupełnia go obrazem trzech dni modlitwy na pustyni: medytacja wieczorna, poranna i południowa, a każda z nich obejmuje dwa etapy, niczym dwie pary skrzydeł. Ostatni, siódmy etap to mistyczna ekstaza, dojście do zjednoczenia z Bogiem, to stan upodobnienia, którego doświadczył Franciszek podczas pobytu na Alwerni.

Pierwsza para skrzydeł (medytacja wieczorna) oznacza odkrywanie Boga w świecie, a więc poza nami (extra nos). Franciszek jawi się tutaj jako dobry nauczyciel, bowiem dzięki bogatej uczuciowości, naturalnej wrażliwości na piękno i otwartości względem wszelkich bytów, łatwo dostrzegał Boże ślady w stworzeniach i instynktownie podążał nimi zbliżając się do Boga, co trafnie św. Bonawentura wyraził w słowach: „radował się wszystkimi dziełami rąk Pańskich i poprzez ich widzialne piękno wznosił się do ożywiającej Przyczyny i Racji ostatecznej. We wszystkim co piękne, widział Najpiękniejszego; dzięki śladom zostawionym w rzeczach wszędzie znajdował Umiłowanego, ze wszystkiego robiąc sobie drabinę, po której wstępował na spotkanie Tego, który cały jest godny pragnienia”(LegM I,6-7). Szczególnym przykładem odkrywania Boga w otaczającym świecie jest Franciszkowa Pochwała stworzenia powstała w czasie, gdy jego ciało przeszywał ból pochodzący ze stygmatów oraz licznych chorób ciała, a oczy nie mogły już cieszyć się pięknem świata. Pieśń ta wypłynęła z serca Franciszka przepełnionego wdzięcznością wobec Stwórcy. Zachwyt Bogiem w stworzeniach napełniał go radością, jak o tym zaświadczył Tomasz z Celano: „Któż potrafiłby wypowiedzieć słodycz, jakiej zażywał, kiedy kontemplował w stworzeniach mądrość Stworzyciela, Jego moc i dobro. Zaprawdę, bardzo często z tego rozważania czerpał dziwną i niewysłowioną radość – kiedy patrzył na słońce, kiedy spostrzegał księżyc, kiedy wpatrywał się w gwiazdy i w sklepienie niebios”(VbF 80,3-4).

Druga para skrzydeł (medytacja poranna) kieruje do wnętrza (in nobis). To poznanie Boga za pomocą Jego obrazu wpisanego w osobę ludzką, pozwala dostrzec Boga we własnej duszy, spotkać się z Nim w ciszy, oddaleniu od spraw światowych. Franciszek już od początku swego nawrócenia instynktownie szukał samotności, która pozwalała mu odsunąć się od zgiełku spraw i relacji, a sprzyjała spotkaniu z samym sobą i Bogiem, a w konsekwencji rozeznaniu powołania do którego wzywał go Bóg. Całe późniejsze życie Franciszka wypełnione było naprzemiennie intensywnym głoszeniem pokuty lub służbą trędowatym i okresami samotności w oddalonych od siedzib ludzkich eremach: „Franciszek zrozumiał podczas modlitwy, że Duch Święty tym doskonalej obdarza ludzi swoją upragnioną obecnością, im bardziej są oni oddaleni od światowego hałasu. Dlatego szukając miejsc odludnych, spędzał samotne noce na modlitwie w opuszczonych kościołach”(LegM X,3,1). Bonawentura w 1 części opisuje znaczenie władz duszy (pamięć, inteligencja, wola) i twierdzi, że jeśli działają one prawidłowo, mogą doprowadzić człowieka do samej Trójcy. Franciszek jest dobrym przykładem tego, jak właściwie owe władze duszy wykorzystać, choć bowiem według Tomasza z Celano: „nie studiował żadnych nauk, to jednak uczył się od Boga tej mądrości, co w górze jest i oświecał się blaskiem wiecznego światła, dlatego wcale niezgorzej rozumiał Pismo Święte. Jego czysty umysł, wolny od wszelkiego skażenia, przenikał skrytości tajemnic. Tam, gdzie nie docierał poprzez wiedzę szkolną, dochodził za pomocą kochającej miłości. Czasami czytał Pismo Święte, a co raz zapadło mu w duszę, zapisywał na zawsze w sercu. Miał pamięć do ksiąg Pisma Świętego, a to dlatego, że co raz usłyszał, przetrawiał z nabożną miłością”(Mem 102,1-4). Wiedział czego chce i wytrwale dążył do osiągnięcia zamierzonych celów: „był bardzo stanowczy i nie zważał na nic, jak tylko na to, co należało do Pana”(VbF 72,3). Kontemplacja Boga w duszy dokonuje się za pośrednictwem Chrystusa - Słowa Wcielonego i prowadzi do wewnętrznej harmonii, co Bonawentura wyraźnie dostrzegał w osobie Franciszka: „[Ciało] tak bardzo zgadzało się z duchem i odznaczało się tak chętnym posłuszeństwem, że gdy duch starał się zdobyć wszelką świętość, ono nie tylko się nie sprzeciwiało, ale starało się nawet go uprzedzać.”(LegM XIV,1,7). Tak natomiast tłumaczy genezę Franciszkowej dyspozycji względem Ducha Świętego: „Nieustanne oddawanie się modlitwie połączonej z ustawicznym ćwiczeniem się w cnotach, doprowadziło męża Bożego do zdobycia tak wielkiej jasności umysłu, że chociaż nie był biegły w Piśmie Świętym przez swoje wykształcenie, to jednak z dziwną bystrością umysłu wnikał w jego głębię oświecony blaskiem wiecznego światła. Nieskalanym umysłem zgłębiał ukryte tajemnice, a tam, gdzie nie sięga rozumowe poznanie uczonych teologów, wkraczało mistyczne uczucie kochającego. Kiedy zaś czytał święte księgi i bodaj raz czymś się przejął, wówczas z uporem starał się to zapamiętać, ponieważ nigdy na próżno nie przyjmował zdolnością uważnego umysłu tego, co w ustawicznej modlitwie rozpalał uczuciem”(LegM XI,1,1-3). Choć o sobie mówił: prosty i niewykształcony (simplex et idiota), to wiedzę teologiczną płynącą z Bożego objawienia posiadł w takim stopniu, że rozmawiający z nim uczony dominikanin stwierdził ze zdumieniem: „Zaiste, teologia tego świętego Ojca jest jak orzeł, uniesiona bardzo wysoko na skrzydłach czystości i kontemplacji; nasza zaś wiedza czołga się na brzuchu po ziemi”(LegM XI,2,2). Bonawentura wskazuje na obecność Boga w człowieku, pozwalającą się z Nim spotkać we własnym wnętrzu, czego Franciszek miał świadomość, bowiem jak stwierdził Celano: „Święty przebywał sam ze sobą, chodził po przestrzeni swego serca, gotował w sobie godne Bogu mieszkanie. Dlatego poklask zewnętrzny nie porywał jego uszu, ani żaden głos nie potrafił wytrącić go z równowagi lub przerwać mu ogromu zajęć, jakie wykonywał (VbF 43,4). Świadomy, jak ważna jest dyspozycja człowieka i jak łatwo można ją utracić przebywając wśród ludzi i angażując się w ich sprawy, zachęcał braci idących przez świat do wewnętrznego skupienia: „gdziekolwiek jesteśmy i wędrujemy, mamy celę ze sobą: naszą celą jest bowiem brat ciało, a dusza jest pustelnikiem, który przebywa wewnątrz celi, aby modlić się do Boga i rozmyślać”(CAss 108,22).

Trzecia para skrzydeł (medytacja południowa) ponad nami (supra nos). Pozwala na poznanie Boga w Jego istocie, przez podobieństwo, które łączy człowieka z jego Stwórcą, o czym Franciszek przypomina słowami:„ Człowieku, zastanów się, do jak wysokiej godności podniósł cię Pan Bóg, bo stworzył cię i ukształtował według ciała na obraz umiłowanego Syna swego i na podobieństwo według ducha” (Nap5). W medytacji południowej św. Bonawentura snuje refleksję nad relacjami w Trójcy. Podobny temat odnajdujemy w Pismach Franciszka, stąd jego duchowość określić można jako chrystocentryzm trynitarny[6]. W Regule niezatwierdzonej wzywa braci: „Przygotowujmy w sobie zawsze mieszkanie i miejsce pobytu Temu, który jest Panem Bogiem Wszechmogącym, Ojcem i Synem i Duchem Świętym”(1Reg 22,27). Słowa te świadczą o jego świadomości Trójcy Świętej, z odrębnością poszczególnych Osób. Podobnie w Liście do wiernych, gdzie zachęca do czynienia pokuty przygotowującej miejsce Bogu: „bo spocznie na nich Duch Pański i uczyni u nich mieszkanie i miejsce pobytu”(1LW 6), po czym wymienia relacje, w jakie można wejść z Trójjedynym Bogiem (bycie synem, oblubieńcem, matką, bratem). Bonawenturiańskie nawiązanie do relacji w Trójcy to kontynuacja rozważań na temat dobroci Boga, która jest rozlewna, czyli daje się innym. Franciszek zdaje się być stale pod wrażeniem Bożej dobroci, gdyż w jego pismach jak refren powraca przekonanie o tym przymiocie Boga: „bo Ty, Panie, jesteś dobrem najwyższym, wiecznym, od którego pochodzi wszelkie dobro, bez którego nie ma żadnego dobra”(On 2). Na tym etapie (supra nos) według Bonawentury kończy się zakres możliwości poznawczych człowieka, a otwiera się przestrzeń wyjścia poza siebie. Ukrzyżowany Chrystus jest Tym, który niejako porywa człowieka do zjednoczenia z Bogiem, On to dla Franciszka stanowił stały punkt odniesienia, według słów Bonawentury: „całe [jego] życie od momentu nawrócenia zdobiły wspaniałe tajemnice krzyża Chrystusowego”(LegmVI,9,3).

 Siódmy, ostatni etap, na którym Doktor Seraficki nie odwołuje się już do skrzydeł Serafina, charakteryzuje się ustaniem dotychczasowej aktywności człowieka na rzecz całkowitego poddania się działaniu łaski. To mistyczna ekstaza, doświadczenie duszy możliwe wyłącznie dzięki męce i zmartwychwstaniu Chrystusa, mającego moc przeprowadzić podobną drogą tego, kto wpatruje się w Niego, jak Franciszek, który według Bonawentury „okazał się godny szczególnego przywileju, gdyż cała jego troska tak publiczna, jak i osobista, była skierowana na krzyż Pański. Bowiem i przedziwna łagodność i surowość życia, jego głęboka pokora, chętne posłuszeństwo, doskonałe ubóstwo, nienaruszona czystość, gorzka skrucha, potoki łez, przejmująca litość, gorliwość niedościgniona, pragnienie męczeństwa, wyjątkowa miłość i wreszcie cały splot zalet upodobniających do Chrystusa – czyż to wszystko nie zmierzało do nakreślenia na nim rysów Chrystusa i czyż nie było przygotowaniem do owych świętych stygmatów?” (LegmVI,9,1-2). Podobnie jak wcześniej był dla swych naśladowców przykładem działania, tak w wydarzeniu Alwerni stał się wzorem kontemplacji jednoczącej z Bogiem. Na Alwerni dokonał się jego transitus[7].

Kilka lat później, w 1263 roku, powstało inne dzieło, w którym Bonawentura także nawiązał do skrzydeł serafinów- Sześć skrzydeł Serafinów (De sex alis Seraphim). Napisane zostało celem pomocy przełożonym i podwładnym. Doktor Seraficki dzieli się w nim własnym doświadczeniem kierowania Zakonem Braci Mniejszych, któremu przewodził przez 17 lat. Sześć skrzydeł Serafinów to: 1. pragnienie sprawiedliwości, 2. dobroć, 3. cierpliwość, 4. przykład życia, 5. rozwaga i rozeznanie tego, co należy czynić, 6. pobożność.

Św. Bonawentura nie był pierwszym, który zastosował analogię skrzydeł Serafina. 20 lat wcześniej dokonał tego pierwszy biograf św. Franciszka, Tomasz z Celano. Doktor Seraficki z pewnością znał jego myśl, jednak dokonał odmiennej interpretacji. Warto porównać oba spojrzenia, gdyż ich wspólnym celem jest zachęta do naśladowania Franciszka na drodze do zjednoczenia z Bogiem, dostępna dla każdego chrześcijanina mającego intencję życia w bliskości Boga oraz świadomość własnej słabości. Dla Tomasza z Celano 6 skrzydeł Serafina odnosi się do cnoty miłości, która tak znamionowała Franciszka, że wykształcił w sobie Serafina i zasłużył na dołączenie do najwyższego z chórów anielskich. Opisując jego ciało po śmierci, przyrównuje je do umęczonego ciała Chrystusa: „Naprawdę wyraziła się w nim forma krzyża i męka niepokalanego Baranka, który zgładził grzechy świata. Wyglądał, jakby zdjęty z krzyża. Ręce i stopy miał przebite gwoździami, a prawy bok jakby ”zraniony lancą”(VbF 112,9). Następnie zaświadcza o doskonałości jego cnót: „Trwając na krzyżu, zasłużył na dołączenie do najwyższego stopnia duchów. Zawsze bowiem był na krzyżu, nie uchylał się przed żadnym trudem i bólem, żeby tylko w sobie i z siebie wypełnić wolę Pana”(VbF115,1-2). Przytacza też świadectwo braci, którzy towarzyszyli mu w codzienności i słyszeli: „jak codziennie i stale głosił Jezusa, jak słodko i rozkosznie rozprawiał o Nim, jak łagodnie i z pełną miłością rozmawiał na Jego temat. Z obfitości serca usta mówią. Światłe źródło miłości napełniało jego całe wnętrze i biło na zewnątrz. Zaprawdę bardzo dużo miał wspólnego z Jezusem. Jezusa nosił w sercu, Jezusa na ustach, Jezusa w uszach, Jezusa w oczach, Jezusa na rękach, Jezusa w całym ciele”(VbF 115,3-5). Następnie prezentuje alegorię skrzydeł Serafina, celem ukazania cnót Franciszka oraz sposobu jego naśladowania. Pierwsza para skrzydeł wznoszących się ponad głową oznacza czysta intencję i prawe działanie; środkowa para skrzydeł to podwójna miłość bliźniego: względem duszy (Słowo Boże) i ciała (doczesne wsparcie), ostatnia para skrzydeł oznacza zachętę do oczyszczenia z win i usunięcia słabości moralnej. Pióra tych skrzydeł, to uczucia zrodzone z żalu i pragnienia sprawiedliwości.

Łaska stygmatów sprawiła, że niektórzy zaczęli utożsamiać św. Franciszka z apokaliptycznym aniołem wstępującym od wschodu słońca, mającym pieczęć Boga żywego (por. Ap 7,2). W prologu Życiorysu większego Bonawentura szeroko rozwinął rolę profetyczno-apokaliptyczną Franciszka, kreując go na anioła szóstej pieczęci, Bożego herolda, naznaczonego pieczęcią Boga żywego, który niczym drugi Mojżesz za pomocą „laski Chrystusowego krzyża”(por. Legm VII,9,4) rozdziela morze i wyprowadza z niewoli grzechu i ciemności wszystkich, którzy naśladują go na ewangelicznej drodze nawrócenia i ubóstwa. Jest niczym Jan Chrzciciel poprzedzający Mesjasza i wskazujący na Niego głoszonym słowem pokuty i życiem ukształtowanym przez dosłowne wstępowanie w ślady Mistrza.

Pobyt na Alwerni zainspirował Bonawenturę do napisania jeszcze jednego traktatu mistycznego:  Droga duszy do siebie samej, inaczej Trzy drogi (Itinerarium mentis in se ipsam), w którym widoczne jest jego ascetyczne dążenie, by zrozumieć ubóstwo, wewnętrzne skupienie i walkę z sobą samym. Dzieło jest opisem duchowych dróg: oczyszczającej, oświecającej i jednoczącej. Już sama liczba odnosi do trzech Osób Trójcy, która jest celem, a drogi jedynie środkiem do niego prowadzącym. Każda z dróg ma swoją odrębną duchowość, cel w sobie i ponad sobą, stąd oczyszczenie prowadzi do pokoju, oświecenie do prawdy, zjednoczenie do miłości. Środkami doskonalenia na każdej z dróg są: 1. czytanie i rozważanie (medytacja), 2. modlitwa, 3. kontemplacja. Prowadzą one do rozwoju życia duchowego, przez jednoczesne doskonalenie sumienia, rozumu i mądrości. Pokój, prawda i miłość to zasadnicze elementy duchowej doskonałości człowieka, na wzór boskiej doskonałości Ojca, Syna i Ducha Świętego.

Świętych, Franciszka i Bonawenturę, łączyła silna duchowa więź, która dla tego drugiego stanowiła nieocenioną pomoc w dążeniu do osobistej świętości oraz w kierowaniu Zakonem Braci Mniejszych. „Przyjaźń z Franciszkiem wzbogacała Bonawenturę o nowy rodzaj doświadczenia duchowego i egzystencjalnego. W poznaniu tym chodziło głównie o przeżycie poznanej prawdy, to znaczy wyprowadzenie jej z jednego życia i ponowne wprowadzenie w życie drugiej osoby, podejmowane przez nią decyzje i wybory. W ten sposób prawda o Bogu, o życiu i modlitwie zawarta w pismach Bonawentury pokrywała się z duchem wierności w codziennym życiu (…) Chodziło o wierność historii życia, wierność egzystencji osobie Franciszka, na którego życiu odcisnęła się obecność samego Boga. W ten sposób wierność stawała się naśladowaniem”[8].

s. Chrystiana Anna Koba CMBB


Fot. Agnieszka Mazurek Alwernia sierpień 2023.

 



[1] Por. Cz. Gniecki OFM Hagiograficzne źródła franciszkańskie powstałe w III i XIV w., wyd. Istytut Studiów Franciszkańskich, Kraków 2005, str. 122.

[2] Por. ks. R.J. Woźniak, Przełom w teologii św. Bonawentury z Bagnoregio i jego teologiczno-pastoralne konsekwencje w perspektywie współczesności, pobrano 25.04.2024 z https://czasopisma.upjp2.edu.pl/poloniasacra/article/view/3351/3258, str. 64.

[3] Por. A. Gemelli OFM, Franciszkanizm, Warszawa 1988, str.52.

[4] W. Block OFM Cap, Doświadczenie Alwerni źródłem powstania Drogi do Boga św. Bonawenury z Bagnoregio,  pobrano 15.04.2024 z https://czasopisma.upjp2.edu.pl/poloniasacra/article/view/3352/3259, str.84.

[5] P. J. Śliwiński OFM Cap, Personalistyczna zasada wychowania w Itinerarium mentis in Deum św. Bonawentury, pobrano 25.04.2024 z https://czasopisma.upjp2.edu.pl/poloniasacra/article/view/3349/3256, str. 30.

[6] C. Vaiani, Droga św. Franciszka z Asyżu. Synteza duchowości franciszkańskiej na podst. Pism św. Franciszka, wyd. Instytut Studiów Franciszkańskich, Kraków 2002, str.19.

[7] Por. W. Block OFM Cap pobrano 15.04.2024 z https://czasopisma.upjp2.edu.pl/poloniasacra/article/view/3352/3259, str. 107.

[8]   Z. Kijas OFM Conv ,Święty Bonawentura, wyd. WAM, Kraków 2002, str. 73.

bracia mniejsi konwentualni

  Bracia Mniejsi Konwentualni Pośród licznych relacji o jedności pierwszych braci mniejszych, ich wzajemnej miłości i trosce o wspólne b...