Niegodne stworzenie Pana Boga i błogosławiona wina
Już pierwsze oddziaływania Bożego Ducha spowodowały widoczne zmiany w
zachowaniu Franciszka z Asyżu. Instynktowne szukanie izolacji od ludzi
przywiodło go do ustronnej groty w pobliżu Asyżu. Tam w ciszy i oddaleniu od
światowego zgiełku spotykał się z Bogiem. Zaintrygowany Jego Osobą błagał Go o
objawienie Jego woli i pomoc w wiernym jej wypełnieniu. Toczył zaciętą walkę
duchową, zmagając się z pokusami lęku i rozpaczy. Był to czas stawania w
prawdzie o sobie, bowiem Franciszek otrzymał łaskę poznania swojej grzeszności
oraz świadomość zmarnowanego czasu.
Relacja Trzech Towarzyszy tak relacjonuje ową tajemniczą walkę, która
rozgrywała się w grocie: „Żył jednak w strasznych cierpieniach i wielkiej
udręce duszy, nie mogąc wycofać się z wprowadzenia w czyn tego, na co się
zdecydował w sercu. Nacierały nań kolejno najróżniejsze myśli, a ich
natarczywość wstrząsała nim coraz okrutniej. Wewnątrz bowiem płonął ogniem
Bożym, nie mogąc ukryć okazania na zewnątrz żarliwości ducha. Żałował, iż
niegdyś grzeszył tak ciężko, ale dawne czy obecne błędy straciły dla niego
wszelką radość; nie miał jednak pewności, czy będzie wierny na przyszłość”(3
Soc 11,7). Przeżycie było na tak silne, że skutkowało fizycznym zmęczeniem, a
świadomość własnej grzeszności zapisała się w pamięci Franciszka na stałe i
niejednokrotnie wracał do niej w rozmowach z braćmi, czy w swoich pismach.
Świadomość popełnionych win i przekonanie o własnej grzeszności uczyniły
pokornym jego sposób mówienia o sobie, np. „Ja, brat Franciszek, człowiek
nieużyteczny i niegodne stworzenie Pana Boga”(LZ 47), lub: „brat Franciszek,
sługa wasz w Panu Bogu najmniejszy i godny pogardy”(LRz 1). Biorąc dosłownie
jego słowa można odnieść wrażenie, że Franciszek nie kocha siebie i cierpi na
niemożność pogodzenia się z grzeszną przeszłością, jednak w rzeczywistości był
on człowiekiem świadomym swej godności Bożego dziecka, a to czyniło go wolnym
od przejmowania się ludzkimi osądami i niezrozumieniem. Poznanie własnej
grzeszności zaowocowało w jego życiu postawą pokory i zachowaniem dystansu
wobec własnych subiektywnych przekonań. Jednym z wydarzeń, które doprowadziło
go do takiej dojrzałości było spotkanie z trędowatym.
W średniowieczu grzech utożsamiany był z wzbudzającym lęk i odrazę trądem.
Był metaforą trądu duszy. Takie wyobrażenie często pojawiało się w duchowości
tamtego czasu. Prawdziwie trędowaci uznawani byli za widoczny znak
niewidocznego trądu moralnego skrywanego na dnie duszy osoby, nie zdającej
sobie sprawy ze swej śmiertelnej choroby. Spotkanie Franciszka z trędowatym,
ten zasadniczy etap nawrócenia, polegał na zrozumieniu cierpienia duszy i
zaakceptowaniu grzeszności i słabości ludzkiej natury. Współczucie i okazane
miłosierdzie zastąpiły dotychczasową spontanicznie pojawiającą się odrazę.
Nowe, nie znane sobie dotąd doznanie nazwał intuicyjnie słodyczą i napisał o
niej w testamencie – jedynym tekście, w którym wspomina swoje nawrócenie.
Według niego był to moment przełomowy dla zmiany myślenia, przewartościowania i
w konsekwencji rozpoczęcia nowego życia, uznanie się za grzesznika, wejście w
krąg trędowatych: „I Pan sam wprowadził mnie między nich i okazywałem im
miłosierdzie”(T2). Kontakt z odrażającą stroną ludzkiej natury, dotknięcie
obrzydliwości grzechu i powstrzymanie się od odwrócenia ze wstrętem i pogardą
twarzy oraz przyzwolenie sercu na naturalny odruch wzruszenia, to jeden z
przejawów powrotu do pierwotnej niewinności. Taki bowiem odruch litości i
miłosierdzia powinien towarzyszyć w zetknięciu z ludzką biedą i nieszczęściem,
a przecież tym w istocie jest wina grzechu, która pozbawia człowieka godności
Bożego dziecka, wolności i poczucia bezpieczeństwa. Biografowie zgodnie podają,
że na widok trędowatego Franciszek zsiadł z konia, to znaczy zniżył się do jego
poziomu, a to otwarło przestrzeń spotkania. Następnie wręczył jałmużnę, czyli
udzielił konkretnej pomocy i na dowód szacunku obdarzył pocałunkiem pokoju.
Kilka dni później udał się do szpitala trędowatych. Zebrawszy wszystkich razem
, wręczył każdemu jałmużnę i ucałował (por. 3 Soc 11,7). Utrwalił w ten sposób
zwycięstwo odniesione nad własną grzeszną naturą oraz ponownie odczuł słodycz,
o czym napisał w testamencie: „I kiedy odchodziłem od nich, to co wydawało mi
się gorzkie, zmieniło mi się w słodycz duszy i ciała”(T3).
Wydarzenie to nie było jedynie okazjonalnym gestem wspaniałomyślności, ale
początkiem trwałej przemiany i świadomego przejścia do grona tych, którzy żyli
na marginesie społeczeństwa: wykluczeni, ubodzy, wzbudzający lęk i odrazę.
Franciszek wyraźnie dostrzegł tu początek swego nowego życia: „i potem nie
czekając długo, porzuciłem świat”(T 3). To proste, wręcz lakoniczne
stwierdzenie okrywa płaszczem milczenia ofiarę wyrzeczenia, jaką dobrowolnie
złożył, jego wewnętrzne cierpienie jakie przeszedł, zanim zdecydował się
porzucić bogactwo i wspaniale zapowiadającą się przyszłość, o której przecież
zawsze marzył. Pozostawił znany i kochany świat szlacheckich zabaw, tak
fascynujące go wyobrażenia rycerskich podbojów
miłosnych i militarnych, a wybrał trudną codzienność biednego człowieka, dla którego
Chrystus wszedł w kenozę i który ostatecznie został przez Niego odkupiony. To
właśnie Chrystus ubogi i pokorny stał się dla Franciszka inspiracją i
przewodnikiem, a wstępowanie w Jego ślady uczynił podstawą tożsamości braci
mniejszych: „abyśmy mogli iść śladami umiłowanego Pana naszego Jezusa
Chrystusa” (LZ 51).
Ubodzy i chorzy, także w znaczeniu moralnym, znaleźli trwałe miejsce w
sercu Biedaczyny, który w regule zachęca swych braci: „I powinni się cieszyć,
gdy przebywają wśród ludzi prostych i wzgardzonych, ubogich i słabych, chorych
i trędowatych i żebraków przy drogach”(1Reg 9,2). On sam „pragnąc upodobnić się
do Chrystusa, jak najczulej służył trędowatym”(Actus 28,3) opatrując ich rany,
rozdzielając żywność, piorąc ubrania i okazując należny szacunek. Trędowatych
nazywał braćmi chrześcijanami i postanowił, że bracia mniejsi, w jakimkolwiek
miejscu świata się znajdują, mają im służyć i mogą dla ich potrzeb zbierać
jałmużnę (por. 1Reg 8,10). W napomnieniu zatytułowanym Prawdziwa miłość Franciszek wzywa do miłości bez wzajemności:
„Błogosławiony sługa, który tak kochałby swego brata chorego, który nie może mu
oddać przysługi, jak kocha zdrowego, który może mu pomóc”(Nap 24).
Źródła obfitują w przykłady Franciszkowego miłosierdzia względem tych,
których zachowanie budziło powszechną odrazę i chęć odwetu. Dzieje błogosławionego Franciszka
zawierają opowiadanie o nieznośnym trędowatym, który nie tylko fizycznie ranił
i obrzucał obelgami opiekujących się nim braci, ale ponadto otwarcie bluźnił
Panu Bogu, Maryi i Świętym. Swoim zachowaniem tak zraził do siebie swych
opiekunów, że wszyscy odwrócili się od niego. Gdy dowiedział się o tym św.
Franciszek, postanowił osobiście usługiwać choremu, który doświadczając jego
przebaczenia, cierpliwości i oddania, pożałował dotychczasowej złośliwości,
zmienił swe zachowanie i skorzystał z sakramentu pokuty (por Actus 28). Także
opowiadanie o trzech rozbójnikach ukrywających się w lasach w pobliżu pustelni
Monte Casale dowodzi wyjątkowej wyrozumiałości Franciszka wobec grzeszników
oraz jego wrażliwości na człowieka w potrzebie i zamkniętego na Bożą łaskę. W
odróżnieniu od pozostałych braci, św. Franciszek nie zgorszył się często
okrutnym i niesprawiedliwym postępowaniem zbójców i nie potępił ich, ale okazał
miłosierdzie i cierpliwą wyrozumiałość, która z czasem zaowocowała ich
nawróceniem (por. Actus 29). Taki sposób postępowania zalecił swoim braciom:
„aby nie było takiego brata na świecie, który, gdyby zgrzeszył, choćby
zgrzeszył najciężej, a potem stanął przed tobą, żeby odszedł bez twego
miłosierdzia. A gdyby nie szukał miłosierdzia, to ty go zapytaj, czy nie
pragnie przebaczenia. I choćby tysiąc razy potem zgrzeszył na twoich oczach,
kochaj go bardziej niż mnie, abyś go pociągnął do Pana, i zawsze bądź
miłosierny dla takich”(LM 9). W regule z kolei napomina: „I niech się strzegą,
aby się nie gniewali i nie denerwowali z powodu czyjegoś grzechu, bo gniew i
zdenerwowanie są dla nich i dla innych przeszkodą w miłości” (2 Reg 7,3).
Podobny przekaz zawiera napomnienie 11: „Słudze Bożemu tylko jedno nie powinno
się podobać: grzech. I jakikolwiek grzech jakaś osoba popełniłaby i z tego
powodu sługa Boży niepokoiłby się i gniewał, ale nie z miłości, gromadzi sobie
winę. Ten sługa Boży wiedzie życie prawe, wolne od przywiązań, który się nie
denerwuje i nie gniewa na nikogo”(Nap 11). Tomasz z Celano napisał o
Biedaczynie: „szczególną łagodnością darzył i cierpliwie znosił tych chorych, o
których wiedział, że są jak chwiejące się dzieci, dręczone pokusami i upadające
na duchu”(Mem 177,1). Bracia, szczególnie ci, którzy otwarcie sprzeciwiali się
jego wizji zakonu, mogli doświadczyć tej wyjątkowej wyrozumiałości, gdyż „nie
chciał się z nimi sprzeczać, lecz ustąpił ich woli, chociaż nie dobrowolnie, a
przed Panem się usprawiedliwiał”(CAss 101,27). W liście do ministra kreśli taki
sposób zachowania wobec braci trudnych we wspólnocie: „I nie żądaj od nich
czego innego, tylko tego, co Bóg ci da. I kochaj ich za to; i nie pragnij, aby
byli lepszymi chrześcijanami”(LM 5). Sam był otwarty wobec wszystkich braci bez
wyjątku i zgodnie ze świadectwem Bernarda z Bessy okazywał im współczucie „ i
mówił do nich nie jako sędzia, ale jak ojciec do synów i jak lekarz do chorego
(…) Żywił też wielkie współczucie dla chorych na ciele i bardzo troszczył się o
ich potrzeby”(Bess 3,21).
Przekonanie o własnej grzeszności uczyniło Franciszka pokornym wobec Boga i
ludzi. W regule kieruje do swych braci stanowczą zachętę: „I bądźmy mocno
przekonani, że naszą własnością są tylko wady i grzechy”(1Reg 17,7) i jakby na
potwierdzenie tych słów, w liście skierowanym do wszystkich braci otwarcie
przyznaje się do swoich przewinień, dokonując czegoś w rodzaju publicznej
spowiedzi: „W wielu rzeczach ciężko zgrzeszyłem, szczególnie, że nie zachowałem
reguły, którą Panu ślubowałem, i nie odmawiałem oficjum, jak reguła przepisuje,
czy z niedbalstwa, czy z powodu choroby, czy dlatego, że jestem człowiekiem nie
mającym wiedzy i niewykształconym”(LZ 39). Kwiatki opisują szczególną modlitwę
zainicjowaną przez św. Franciszka, który na wzór modlitwy brewiarzowej polecił
powtarzać br. Leonowi słowa, w których deprecjonował swoją osobę. Choć br. Leon
w imię posłuszeństwa próbował powtarzać wezwania typu: „O Boże mój, Panie nieba
i ziemi, dopuściłem się tylu niegodziwości i grzechów przeciw Tobie, że
zasługuję tylko na to, abyś mnie potępił”(F rozdz.9)[1]
to Boża interwencja sprawiła, że z jego ust wychodziły wyłącznie słowa pochwał.
To wydarzenie pokazuje jak wielką wartość miały w oczach Franciszka uniżenie i
świadomość własnej małości w obliczu Boga. Zawsze prawdziwy nie bał się obnażyć
swej słabości publicznie, jak chociażby wtedy, gdy zaaranżował iście teatralne
przedstawienie, mające na celu udowodnić mieszkańcom Asyżu, jak cielesnym i
obłudnym jest człowiekiem, gdy rezygnując ze zwyczajnego surowego postu zjadł w
czasie choroby rosół i kawałek mięsa. By objawić wszystkim to swoje
postępowanie, zdjął habit i nakazał bratu, by prowadził go z powrozem na szyi,
obwieszczając głośno jego „winę”, a na końcu wysypując mu na głowę miskę
popiołu (por. ZA80). Ta publiczna pokuta dowodzi jego prostoty i
przejrzystości. W stosunku do siebie wymagający, wręcz surowy, wobec innych
wykazywał się wielką delikatnością i wyrozumiałością. Tak nakazywał traktować
brata obciążonego grzechem: „Wszyscy bracia, którzy wiedzą o jego grzechu,
niech go nie zawstydzają i nie zniesławiają, lecz niech okazują mu wielkie
miłosierdzie i zachowują grzech brata swego w całkowitej tajemnicy, bo nie
zdrowi, lecz chorzy potrzebują lekarza” (Mt 9,12) (LM 15).
Precyzyjnie oddzielał grzech od grzesznika i o ile pierwszy zdecydowanie
piętnował i starał się wyrugować z życia swego i braci, o tyle drugiemu zawsze
okazywał miłosierdzie i nie odmawiał możliwości pokuty. Szczególnie raniły go
te grzechy braci, które stawały się przyczyną zgorszenia innych. Św.
Bonawentura zaświadcza: „często cierpiał tak wielką udrękę z powodu zgorszenia
maluczkich, iż uważał, że przywiodłoby go to do śmierci, gdyby go nie
podtrzymywała Boża łaskawość”(LegM 8, 3,5). W liście skierowanym do wszystkich
braci, on, który zawsze jawił się im jako łagodny, występuje stanowczo i surowo
wobec tych, którzy sprzeniewierzają się Regule: „Tych zaś braci, którzy nie zechcą
tego zachowywać, nie uważam za katolików, ani za moich braci. Nie chcę ich
widzieć, ani z nimi rozmawiać, dopóki nie będą czynili pokuty”(LZ 44).
Świadomość własnej grzeszności towarzyszyła św. Franciszkowi przez całe
życie, utrzymując go w postawie głębokiej pokory wobec Boga i ludzi. Tym,
którzy chwalili jego świątobliwe życie, odpowiadał: „Jeszcze mogę mieć synów i
córki, nie chwalcie mię jakobym już był pewny wytrwania. Nie trzeba chwalić
nikogo, czyj kres jest jeszcze niepewny. Gdyby tylko ten, kto pożyczył,
zechciał mi odebrać pożyczkę, to zostałbym jedynie z ciałem i duszą, które i
człowiek niewierzący posiada”(Mem 133,2). Wobec Boga wykazywał postawę
wdzięczności i utożsamiał Go z wszelkim Dobrem (por.MP11).
Samoświadomość uczyniła go też wyrozumiałym wobec innych ludzi oraz
chroniła przed osądami. Z każdym rozmawiał w sposób pełen szacunku, nikogo nie
odrzucał, a braci zachęcał: „ Niech nie sądzą i nie potępiają. I, jak mówi Pan,
niech nie roztrząsają nawet najmniejszych grzechów innych ludzi (por. Mt 7,3;
Łk 6,41), a raczej własne grzechy niech rozważają w gorzkości duszy swej” (1Reg
11,10).
Grzech nie tyle nie przesłaniał mu człowieka i nie odpychał od niego, co
stał się drogą do głębszego spotkania. Ludzka słabość przyciągała go jak
magnes, pobudzając do niesienia wzorem Chrystusa Bożej miłość i przebaczenia.
Starał się dotrzeć z tym orędziem do wszystkich, a pragnienie upodobnienia do
Tego, który wziął na siebie wszystkie ludzkie winy, rozpaliło w nim gorące
pragnienie śmierci męczeńskiej.
Choć początkowo świadomość grzechu przytłoczyła Franciszka, to gdy uwierzył
w Boże przebaczenie, powoli pokochał swoją słabość i uczynił ją drogą
upodobnienia do Tego, który „dla nas stał się grzechem”(por. 2Kor 5,21).
Pierwotna gorycz stała się słodyczą, a doświadczona darmowość i miłosierdzie, fundamentem
nowego projektu ewangelicznego życia zainspirowanego przez Boga[2].
S. Chrystiana Anna Koba CMBB
[2] Por. Ratio Rormationis Ordinis
Fratrum Minorum Capuccinorum, pkt. 21, str. 46, wyd. Serafin, Kraków 2021.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz