Naczynie pełne miodu
Ci którzy przyglądali się jak odmawiał psalmy, odnieśli wrażenie, że dla
niego „Bóg był widzialnie obecny”
(LegM 16, 6,10).To była autentyczna, szczera rozmowa- niekiedy spokojna, kiedy
indziej znów trudna, bo pełna bolesnych pytań wypowiadanych ze ściśniętym
sercem, przez łzy. Taka była modlitwa św. Franciszka z Asyżu. Nieustanna jak
oddech dający życie, prostolinijna, jak prośba dziecka, gorąca jak żar ogniska
w świetle którego bracia mniejsi odmawiali swe codzienne oficjum.
Opis modlitwy Franciszka przekazany nam przez jego braci nie pozostawia
wątpliwości: to było spotkanie. Nie przypadkowe, mało znaczące, przeżywane
niedbale i w pośpiechu, ale oczekiwane, upragnione, najważniejsze spośród
wszystkich wydarzeń dnia. Jego relacja z Bogiem miała charakter oblubieńczy i
cechowała ją zdolność do wejścia w wyjątkową bliskość z Bogiem. Takie też było
jego pragnienie: tak bardzo zbliżyć się do Niego, upodobnić, by wręcz zespolić
się w jedno. Szokująco w swym radykalizmie brzmią słowa, w których zdradził
braciom sekret osiągnięcia tak wielkiej zażyłości z Bogiem. To wezwanie do
zupełnego wyrzeczenia się „własnego sposobu myślenia, które sprawia, że
człowiek staje się posłusznym narzędziem w Bożych rękach i „nagi wydaje się w ramiona Ukrzyżowanego” (LegM 7,2,1). To właśnie stało się z Franciszkiem.
Tak bardzo zbliżył się do Chrystusa, że stał się do Niego zewnętrznie podobny
poprzez stygmaty. To dlatego św. Bonawentura mógł zgodnie z prawdą napisać:
„Prawdziwa miłość do Chrystusa przekształciła kochającego, upodabniając go do
Jego obrazu.”(LegM13,5,1).Początków tej wyjątkowej bliskości z Ukrzyżowanym
należy upatrywać w wydarzeniu mistycznego spotkania które miało miejsce w
zrujnowanym kościele san Damiano i które na stałe naznaczyło jego sposób
patrzenia. Odtąd stale miał w pamięci mękę Pańską i podobnie jak to się dzieje
z zakochanymi, którzy nie tracą sprzed oczu obiektu miłości, tak on „zawsze patrzył w twarz swego Chrystusa,
zawsze dotykał męża boleści znającego niemoc.” (Mem 85,9). Owo pragnienie
przebywania z Umiłowanym motywowało go do szukania miejsc odludnych:
opuszczonych kościołów czy trudno dostępnych samotni, gdzie z dala od ludzkich
oczu mógł w ciszy rozkoszować się obecnością swego Boga. Postępował tak odkąd
„zrozumiał, że „Duch Święty tym doskonalej obdarza ludzi swoją upragnioną
obecnością, im bardziej są oni oddaleni od światowego hałasu.”(LegM 10,3, 1).
Gdy modlitwa w samotności nie była możliwa, bo np. łaska Boża nawiedziła go
nagle w miejscu publicznym, robił sobie schronienie z płaszcza, lub zakrywał
twarz rękawem. W ten sposób nawet w tłumie, pośród gwaru przygotowywał w swym
sercu przestrzeń intymnego spotkania z Bogiem. Modlitwa Franciszka obfitowała w
ekstazy, duchowe uniesienia, prorocze wizje i przepowiednie. Pan Bóg obdarzył
go łaską przenikania sumień, zdolnością wnikliwego rozumienia Bożego Słowa oraz
poznania swych tajemnic. Choć obdarowany tak
wielkim bogactwem duchowych przeżyć, bezpośrednio obcował z Bogiem, pozostał
skromny i pokorny, a braciom, którzy prosili, by nauczył ich modlić się,
polecił powtarzać słowa modlitwy Ojcze
nasz oraz „Wielbimy Cię, panie Jezu Chryste, tu i we wszystkich kościołach
Twoich, które są na całym świecie i błogosławimy Tobie, że przez krzyż Twój
odkupiłeś świat.”(T 5). Nauka Franciszka miała charakter praktyczny, miał
bowiem świadomość, że on sam jest dla braci przykładem i punktem odniesienia.
Preferował kontemplację, lecz wyczulony na natchnienia Ducha Świętego
pozostawał dyspozycyjny i otwarty na nowe sposoby wyrazu. Wymownym przykładem
jest urządzona na wzór liturgii godzin modlitwa, w której Franciszek polecił
bratu Leonowi powtarzać wypowiadane przez siebie słowa, w których deprecjonował
samego siebie. Choć br. Leon starał się spełnić życzenie swego przełożonego,
zamiast oskarżeń Duch święty włożył w jego usta obietnice przebaczenia i
chwały. Właśnie obecność Ducha Świętego stanowiła dla Franciszka wartość priorytetową.
W regule zaleca braciom: „Niech pamiętają, że nade wszystko powinni pragnąć
posiąść Ducha Świętego wraz z Jego uświęcającym działaniem”(2Reg10,8).
Świadkowie Franciszkowej modlitwy niejednokrotnie doświadczali
rzeczywistości nadprzyrodzonej: Niekiedy otaczała go złocista poświata, kiedy
indziej unosił się nad ziemią. Stwierdzono zjawisko bilokacji oraz
stygmatyzacji. Jego modlitwa wstawiennicza, a szczególnie błogosławieństwo
znakiem krzyża często skutkowały cudownymi uzdrowieniami, czy uwolnieniem z
opętania.
Pan tak hojnie udzielał mu słodyczy swej łaski, że „odczuwał wlaną słodycz
i rozkosz rzadko komu daną, tchnioną z góry” (VbF 92). Gdy pewnego razu grupa
ludzi kierowanych duchem pobożności przybyła do opuszczonej pustelni, gdzie
wcześniej św. Franciszek modlił się i pościł przez 40 dni, znalazła tam małe
gliniane naczynie, które służyło świętemu do picia, a po jego odejściu stało
się mieszkaniem dzikich pszczół, które wewnątrz zrobiły plaster miodu. Biograf
opisując ten fakt, stwierdził, że unaoczniła się „[w ten sposób] słodycz
kontemplacji, jaką tam czerpał święty Boży” (Mem 169,5). By wyrazić głębię doświadczenia mistycznego Franciszka i rozkosz
jakiej doświadczał podczas tych wyjątkowych dotknięć Boga, przekazał nam
krótki, lecz bardzo afektywny opis: „Tak więc jego przenikliwy, kipiący
żarliwością duch i jego wszystek wzrok i jego cała dusza zupełnie roztopiona w
modlitwie przebywała w najwyższej krainie królestwa niebieskiego”(Mem94,8). Ta słodycz płynąca z trwania w bliskości
Boga, towarzyszyła Franciszkowi także podczas modlitwy brewiarzowej, bowiem „gdy
w tekście występowało imię Pana, wydawało się, że oblizuje swoje wargi z nadmiaru
słodyczy”(LegM 10,6,10).
Modlitwa Franciszka ewaluowała. Z czasem pierwotne doświadczenie słodyczy
charakterystyczne dla nowo nawróconych, ustąpiło miejsca bolesnemu zmaganiu – słodycz
zamieniła się w gorycz. W miarę postępu w świętości, jego modlitwa coraz
częściej stawała się walką; niekiedy dosłownym zmaganiem z szatanem zadającym
fizyczne udręki, bądź próbującym odwieść go od modlitwy za pośrednictwem pokus:
nieczystości, rozproszeń, czy zwątpienia. Niekiedy było to odziaływanie
pośrednie uniemożliwiające modlitwę – poduszka z pierza, plaga myszy. Odpowiedź
Franciszka była stanowcza – „Im mocniejsze cierpiał ataki wrogów, tym był
silniejszy w cnocie i gorliwiej oddany modlitwie”(LegM 10,3,2.) Tomasz z Celano
opisuje trwającą kilka lat pokusę duchową, podczas której Franciszek „doznawał
ucisku i cierpiał wielkie boleści; przeciw temu dręczył i karcił ciało, modlił
się i bardzo gorzko płakał.” (Mem 115,5). Forma jego modlitwy zależna była od okoliczności.
Gdy był sam w lesie lub pustelni, głośno
rozmawiał z Bogiem, z żarliwością wstawiał się za grzesznikami, a
rozpamiętywaniu męki Pańskiej często towarzyszył przejmujący płacz. Gdy
przebywał w obecności braci, zachowywał się bardziej powściągliwie: unikał
bicia się w piersi, wzdychań i płaczu, lecz skupiony wewnętrznie cały pogrążał
się w Bogu.
Jego modlitwa przybierała niekiedy całkiem przeciwstawne formy, w
zależności od Bożego natchnienia i charakteru relacji w jakiej stawał przed
Bogiem, bowiem „odpowiadał Mu jako Sędziemu, błagał Go jako Ojca, rozmawiał jak
z przyjacielem, cieszył się jak z oblubieńcem”(Mem94,2). Dostrzegamy w jego
świadomości obecność całej Trójcy Świętej, stąd duchowość Franciszka określić
można jako chrystocentryzm trynitarny
- wychodzi od Ducha Świętego i przez naśladowanie Chrystusa i prowadzi do Ojca.
Franciszek spontaniczny z natury, pozostał taki także podczas spotkań z Bogiem.
Zdarzały mu się nagłe wybuchy radości, a wówczas chwalił Boga śpiewając po
francusku, bądź improwizując grę na skrzypcach z zapałem tańczył przed Panem.
Taka niespodziewana euforia zwykle kończyła się łzami współczucia dla męki
Pana. Kiedy indziej znów chował się w leśnym gąszczu lub trudno dostępnej
pustelni, by tam rozkoszować się intymnym spotkaniem z Umiłowanym. Bywało, że
jego modlitwa ograniczała się do kilku zaledwie słów, jak podczas całonocnej
adoracji Chrystusa, gdy powtarzał nieustannie: „Bóg mój i wszystko!”(Actus
1,1). Kiedy indziej kierował do Boga modlitwy obfitujące w słowa. Spośród 10
modlitw ułożonych przez św. Franciszka, aż 5 z nich ma charakter pochwalny (
PSł, KLUw, Z, Mp, Of), bowiem specyficzną formą jego modlitwy było wysławianie
i dziękczynienie.
Stawał przed Bogiem jako człowiek wewnętrznie wolny, zintegrowany, świadomy
bycia częścią świata pierwotnie ukierunkowanego na oddawanie czci swemu
Stwórcy. Ta solidarność z wszystkimi bytami stworzonymi była u niego czymś
cudownym a jednocześnie naturalnym oraz wyznaczała mu bezpieczne miejsce pośród świata
zwierzęcego i bezrozumnych żywiołów. „Wszystkie stworzenia nazywał braćmi”(VbF 80,5), z niespotykaną
wrażliwością dostrzegał w nich obecność Stwórcy i wspólnie z nimi oddawał Mu chwałę.
Tomasz z Celano opisując modlitwę wewnętrzną Franciszka- „bez poruszania
wargami”(Mem 94,4), użył łacińskiego
czasownika ruminare, który dosłownie znaczy przeżuwać. Tym sposobem wskazał na ten sposób spotkania z Bogiem,
który polegał na „przeżuwaniu” treści intelektualnych, pochodzących z zewnątrz
i kierowaniu ich do wewnątrz, jednocześnie zwracając ducha ku górze. To
doprowadziło Franciszka do stanu
wyjątkowej jedności z Bogiem: „ Cały stawał się nie tyle modlącym się, co samą
modlitwą”(Mem 94,5).
Świadomość bycia przed Bogiem wyrażała się w jego zewnętrznej postawie.
Pomimo chorób i słabości nie opierał się o ścianę czy mur, lecz stał
wyprostowany, bez kaptura na głowie, a niekiedy modlił się na kolanach,
„zwłaszcza wówczas, gdy trwał na modlitwie przez większą część dnia i
nocy.”(SpLem 22).
Franciszek przedstawiał się jako
człowiek prosty i niewprawny w słowie i choć miał świadomość, że otrzymał
większą łaskę modlitwy aniżeli kaznodziejstwa, zmagał się z dylematem, czy
poświęcić się wyłącznie modlitwie, czy też od czasu do czasu głosić Słowo Boże.
Choć wielokrotnie radził się braci oraz usilnie prosił Boga o światło w tej
sprawie, nie potrafił rozpoznać, jaka jest Jego wola, a było to dla niego tak
męczące, że przeżywał swego rodzaju agonię duchową. Uciekanie się do modlitwy
celem rozeznania woli Bożej było zwyczajnym sposobem postępowania Franciszka,
już od początku nawrócenia i choć zwykle szybko otrzymywał Bożą odpowiedź tak,
że mógł powiedzieć: „W modlitwie otrzymuję rozeznanie wszystkiego co Mu się
podoba, lub nie podoba” (SpPerf 67), tym razem nie potrafił rozeznać. Ostatecznie otrzymał odpowiedź za
pośrednictwem św. Klary i br. Sylwestra, którzy jednomyślnie przekazali mu, że
wolą Bożą jest, by poświęcił się także głoszeniu. Choć przystąpił do niego z
gorliwością, powodowany troską o zbawienie dusz, to nie przysłoniła mu ona
znaczenia relacji z Bogiem, która pozostawała dla niego najważniejsza. Dzięki
temu stworzył swoistą koncepcję podziału czasu na poświęcony wyłącznie dla Boga
oraz przeznaczony na posługę bliźniemu. W ten sposób intensywny czas
ewangelizacji przeplatany był regularnymi odejściami na pustelnię, by oczyścić
serce i na nowo napełnić się Bogiem.
Pobyt na pustelni wiązał się zwykle z postem. Źródła franciszkańskie podają
świadectwa przynajmniej pięciokrotnych okresów 40-dniowej pokuty, gdy
Franciszek w ciszy i umartwieniu trwał na modlitwie w miejscach odosobnionych.
Powtarzające się cyklicznie okresy samotności i wyrzeczenia oznaczają, że
niemal 200 dni w ciągu roku spędzał w odosobnieniu, wiodąc życie pustelnicze.
Dowodzi to, że zdecydowanie więcej czasu poświęcał kontemplacji, aniżeli
czynnemu działaniu. I choć nie jest łatwo umiejętnie wyważyć w życiu te dwie
rzeczywistości, udało mu się osiągnąć ową dającą pokój serca równowagę. Tą
zależność modlitwy i aktywności św. Bonawentura ujął następująco: „Modlitwa
pomagała mu również w działaniu. We wszystkim, co czynił nie opierał się na
swoich zdolnościach, lecz ufał tylko łaskawości Bożej i w żarliwej modlitwie
powierzał Panu wszystkie swoje przedsięwzięcia” (LegM 10.1,3). Choć doceniał
wartość samotni, jednak zdawał sobie sprawę, że o wiele ważniejsze od
odpowiedniego miejsca jest wytrwałe zmaganie się z rozproszeniami i pragnienie
wiernego trwania przy Bogu. Potwierdzeniem tej prawdy są słowa, które skierował
do braci wyruszających na misje: „Gdziekolwiek jesteśmy i wędrujemy, mamy celę
ze sobą: celą jest bowiem brat ciało, a dusza jest pustelnikiem, który przebywa
wewnątrz celi, aby modlić się do Boga i rozmyślać. Dlatego jeżeli dusza nie
pozostanie w spokoju i samotności swojej celi, niewielki pożytek przyniesie
zakonnikowi cela zrobiona rękami.” (CAss108).
Choć pobożność Franciszka określono jako
wszechstronną ze wzgl. na namaszczenie Duchem Świętym (por. Mem 196,1), to pewne
elementy życia duchowego miały dla niego większe znaczenie, chociażby kult
maryjny, czy hołd oddawany aniołom, w
szczególności św. Michałowi. Żywił też wielką cześć dla relikwii oraz świętych
słów i imion- przede wszystkim imienia Jezus.
Wyjątkowo uroczyście obchodził święto Bożego Narodzenia, nazywając go
świętem nad świętami. W pobożności Franciszka wyraźnie dominuje rys i pasyjny i
eucharystyczny. Święty starał się często przyjmować komunię św., a nie
wysłuchanie przynajmniej jednej mszy św. w ciągu dnia uważał za zniewagę.
Ponieważ w pierwszej wspólnocie braterskiej brakowało ksiąg liturgicznych,
bracia za wzorem Franciszka „rozważali dniem i nocą księgę krzyża ciągle się w
nią wpatrując” (1B4,3). Franciszek
często mówił im o miłości Ukrzyżowanego i zachęcał do wstępowania w Jego ślady,
co nazywał drogą pokuty. Wyrazem jego osobistej pobożności pasyjnej było
ułożenie Oficjum o męce Pańskiej, które
stanowi osobistą kompozycję psalmów rozłożoną na cały rok liturgiczny.
Powtarzająca się antyfona Święta Dziewico
Maryjo stanowi dowód jego czci dla Maryi.
Niekiedy na modlitwie doświadczał stanów mistycznych, które przemieniały go
także zewnętrznie. Wówczas wracając z modlitwy starał się ukryć swą przemianę i
upodobnić do spotykanych ludzi, by uniknąć ich zainteresowania i podziwu oraz
niebezpieczeństwa utraty otrzymanej łaski, bowiem jak mawiał: „Zdarza się, że
dla marnej zapłaty porzuci się bezcenny skarb, a jego Dawcę sprowokuje, że
drugi raz już tak łatwo go nie udzieli.”(LegM 10.4,5). Pouczał też braci, by otrzymując nową łaskę, mówili: „Mnie, niegodnemu grzesznikowi zesłałeś
z nieba tę pociechę, Panie, a ja ją polecam Twojej straży, ponieważ uważam się
za złodzieja Twego skarbu” (LegM 10,4,9). Myśl tą trafnie ujmuje Napomnienie 28:
„Błogosławiony sługa, który tajemnice Pańskie zachowuje w sercu swoim.”
Modlitwa nie była dla Franciszka tylko obowiązkiem wypływającym z realizacji
specyficznego powołania w Kościele, nie była też wyuczoną techniką, lecz
sposobem życia; czymś tak naturalnym, jak oddech: „Modlił się chodząc, siedząc,
jedząc i pijąc, całe noce trawił na modlitwie.” (VbF 71,6). Choć taka modlitwa była darem łaski, to wiązała się także z
osobistym wysiłkiem przezwyciężania ludzkiej słabości: opieszałości ciała i
skłonności umysłu do rozproszeń. Franciszek pokonywał je mocą sakramentów oraz
surową ascezą: „Wypracował w sobie to
staranne skupienie się podczas modlitwy, że bardzo rzadko doznawał tego typu
rozproszeń.” (LegM 10,6,7). Znamienne
jest jego powiedzenie: „ Jeżeli ciało spożywa swój pokarm w spokoju, chociaż w
przyszłości samo stanie się pożywieniem robaków, z jak wielkim spokojem powinna
dusza przyjmować pokarm życia?”(Legm 10,6,4). Sam dokładał starań, by jego umysł nie był zbyt zaangażowany
sprawami, które utrudnią mu przebywanie w bliskości Boga- „Starał się na
wszelki sposób być wolnym od wszystkiego, co jest na świecie, aby nawet przez
godzinę spokój umysłu nie był zmącony skażeniem światowego zatroskania. Czynił
się nieczułym wobec wszystkich rzeczy, które krzyczą na zewnątrz, a całym
sercem skupiając zmysły wewnętrzne, oddawał się tylko Bogu.” (Vb57).Twierdził,
że szczera modlitwa posiada zdolność przywracania radości utraconej na wskutek
grzechu i zniechęcenia. W takiej sytuacji sam natychmiast uciekał się do
modlitwy, pouczając braci: „Sługa
Boży, gdy jest czymś zmartwiony, zaraz powinien wstawać do modlitwy i tak długo
trwać przed Ojcem Najwyższym, aż wróci mu swą zbawienną radość”(Mem 125, 9).
Pośród wielu cennych wypowiedzi Franciszka na temat modlitwy, warto zwrócić
uwagę na słowa, które stanowią niejako probierz dobrej modlitwy: „Zakonnik na
tyle dobrze się modli, na ile to spełnia” (CAss 105).Stwierdził w ten sposób,
że dobra modlitwa to ta, która znajduje
odzwierciedlenie w codzienności. Całe
życie świętego Franciszka stanowi potwierdzenie prawdziwości tych słów. Gdy
pogarszający się stan jego zdrowia i
stale wzrastający opór ze strony braci uczonych sprawiły, że nie czuł się na
siłach, by dłużej stać na czele braterstwa, wypowiedział słowa będące
świadectwem wiary w moc modlitwy: „Większą
pomocą, z jaką mogę przyjść zakonowi braci jest to, bym codziennie trwał na
modlitwie za niego do Pana, aby nim kierował, zachował go, osłaniał i bronił”(SpLem
40).
s. Chrystiana Anna Koba CMBB
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz