Franciszkowe odwrócenie porządku
Rok 1202, więzienie pełne jeńców wojennych. Żałosne warunki bytowe, mnóstwo
rannych, wśród uwięzionych powszechne przygnębienie i gorycz porażki
poniesionej na skutek krwawego konfliktu między Asyżem a Perugią. W tłumie nieszczęśników
jeden nie przystaje do pozostałych: jest dziwnie radosny i beztrosko kpi sobie
z kajdan. Gdy inni, uznając go za głupca
lub obłąkanego nie żałowali słów nagany, on w odpowiedzi wykrzyknął: „Cóż
myślicie o mnie? Jeszcze będę uwielbiany przez cały świat!” (3Soc 4,4). Św.
Franciszek z Asyżu – wielki w małości, bogaty dzięki ubóstwu, rycerz bez
zbrojnego oręża, żebrak hojnie rozdający Boże skarby, człowiek na wskroś
ewangeliczny, który dosłownie wypełnił Chrystusowe wezwanie: „Kto by między
wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą. A kto by chciał być
pierwszy między wami, niech będzie niewolnikiem waszym” (Mt 20, 26). Te słowa w praktyce oznaczają zmiany na miarę
przewrotu kopernikańskiego.
W życiu Franciszka ich świadoma realizacja zaczęła
się od tajemniczej obietnicy, którą Bóg powierzył mu zaraz na progu nawrócenia:
„Franciszku, zamieniłeś już miłość próżną i cielesną na duchową. Jeśli chcesz
Mnie poznać, bierz to co gorzkie za słodkie, wzgardź samym sobą, dokonaj tego
odwrócenia porządku, a zacznie ci smakować to, o czym ci mówię” (Mem 9,7). Wydaje się, że jaśniej tę zależność między rezygnacją z szukania
korzyści dla siebie we wszystkim i wszystkich, a kosztowaniem Bożego szczęścia,
ukazuje paralelny fragment Relacji Trzech Towarzyszy: „Franciszku, trzeba, abyś to wszystko co kochałeś i pragnąłeś
posiadać według ciała, uznał za godne wzgardy i nienawiści, jeżeli chcesz znać
moją wolę. Gdy później zaczniesz czynić to, do czego odczuwałeś wstręt,
znajdziesz wielką rozkosz bez miary” (3Soc11,
1). Słodycz, rozkosz, spełnienie –
obietnice Chrystusa pociągają, jednak w praktyce okazują się zwieńczeniem bardzo wymagającej drogi,
polegającej na rezygnacji z samostanowienia oraz powstrzymaniu się od nadmiernej troski o bezpieczeństwo, życiową
stabilizację i tak wynoszoną na piedestał samorealizację. Odwrócenie porządku to termin adekwatny na określenie tego, co
dokonało się w życiu św. Franciszka z Asyżu. Tradycyjny początek jego historii
nie zapowiadał tak zaskakującego finału, a przemiana, jaka się dokonała to zwrot
o 180 stopni. Dobitne słowa pierwszego biografa św. Franciszka- Tomasza z
Celano nie pozostawiają wątpliwości: „był uważany w ojczyźnie za bardziej
próżnego i zuchwałego (…) w marnościach i błazenadach czyniąc niegodziwe
postępy bardziej niż wszyscy jego rówieśnicy, oczekiwał podziwu we wszystkich
swych uczynkach” (Vb 2). Nie na darmo nazywano go „królem asyskiej młodzieży”.
Jako ów „król” przewyższał swych rówieśników ambicją, hojnością i odwagą w
manifestowaniu swej próżności. Bez żenady sięgał po to, co zdecydowanie nie przystawało
synowi kupca należącemu do niższego stanu społecznego. Im bardziej
kontrowersyjne było zachowanie młodego Bernardone w oczach mieszkańców Asyżu,
tym większe było ich zdziwienie, gdy pewnego dnia ujrzeli go zewnętrznie
odmienionego, ze śladami bolesnej walki, która rozegrała się w jego wnętrzu.
Przyzwyczajeni do jego ekstrawagancji i dotychczasowych żartów, odpowiedzieli
kpiną i szyderstwem, jednak czas pokazał, jak bardzo się mylili. We Franciszku
naprawdę rozpoczął się czas przemiany.
Wydarzeniem, które prawdopodobnie
stanowiło moment przełomowy, a w każdym razie tak znaczący, że zdecydował się
wspomnieć o nim w swym Testamencie, było spotkanie trędowatego: „I kiedy
odchodziłem od nich, to co wydawało mi się gorzkie, zamieniło mi się w słodycz
duszy i ciała; i potem nie czekając długo, porzuciłem świat” (T3).
Dokonało się przewartościowanie. Wyznający
dotąd otwarcie swe pragnienia sławy i wielkości, obracający się niemal
wyłącznie w wyższych sferach -maiores i nade wszystko stroniący od chorych na
trąd, do których czuł nieprzeniknioną odrazę, nagle zdecydował się trwale podzielić
los trędowatych, żebraków i innych wyrzutków społeczeństwa pozbawionych praw i
powszechnego szacunku. Ten, który „od czasu młodości był człowiekiem delikatnym
i słabym fizycznie i będąc w świecie nie mógł egzystować inaczej, jak tylko otoczony troskliwą opieką” (CAss50), wybrał życie skrajnie surowe i niepewne. Po spektakularnym
zrzeczeniu się majątku i zależności od ziemskiego ojca, Piotra Bernardone,
rozpoczął życie w oparciu o zawierzenie Bożej Opatrzności. Decyzja radykalnego
naśladowania Chrystusa postawiła go w opozycji wobec oczekiwań nie tylko
mieszkańców Asyżu, ale przede wszystkim własnego ojca, który dostrzegał w nim
godnego spadkobiercę kupieckiego interesu, a także matki, która wypowiadając słowa: „Cóż wy sobie myślicie o moim
synu? Jeszcze dzięki łasce będzie synem Bożym” (3Soc 2,6), z pewnością
liczyła na świetlaną przyszłość swego dorastającego dziecka. Decyzja
naśladowania Chrystusa ubogiego pociągała za sobą konieczność zmiany
dotychczasowych przyzwyczajeń i sposobu funkcjonowania, a przede wszystkim
myślenia, które nazwać można odwróceniem wartości. Wielkość owej metamorfozy w
pewnym stopniu oddaje zestawienie świadectw biografów prezentujących zachowanie
Franciszka przed i po nawróceniu. Piszą oni, że ten, który więc ten, który wcześniej „pożywienie miał
wykwintne i dobrane, gdyż nie tknąłby się nawet potraw, których nie lubił” (3Soc 22,2), później musiał zadowolić
się niekiedy tylko tym, co udało mu się wyżebrać. Relacja Trzech Towarzyszy przekazała
nam bardzo sugestywny opis: „Wszedł do miasta i prosił o jałmużnę od drzwi do
drzwi. Mieszał następnie w misce resztki najróżniejszych pokarmów (…) kiedy po
raz pierwszy chciał spróbować tej mieszaniny, dostał mdłości; nigdy bowiem nie
tknąłby się tak marnych potraw nigdy by nawet na nie spojrzał” (3Soc 22,6); ten, który wcześniej czerpał
przyjemność z wyszukiwania strojów wykwintnych i wzbudzających podziw otoczenia
i „nie miał żadnego umiaru w ubieraniu się, sprawiał sobie zawsze droższe szaty
niż mu przystało. W swej płochości był tak bardzo próżny, że czasami nakazywał
szyć dla siebie ubranie częściowo z bardzo drogiego materiału, a częściowo z
bardzo lichego” (3Soc 2,7), po nawróceniu
„okrywał swe biedne ciało jedną tuniką połataną do tego lichymi szmatami” (Mem130). Gdy dziwiono się, jak można nosić tak szorstki habit, odpowiadał: „dzięki łasce i przyzwyczajeniu tę
trudność można łatwo pokonać” (Bess
4,7). Skutkiem takiego podejścia, stopniowo z człowieka cielesnego, który stale
dogadzał ciału i spełniał wszystkie jego zachcianki, stał się człowiekiem
duchowym, który „ujarzmiał swe ciało chłostą i niedostatkiem” (Mem 129). Ten, który wcześniej organizował
wystawne przyjęcia i czuł się doskonale będąc w centrum zainteresowania, później „postanawiał porzucić przebywanie z ludźmi i uciec na całkowite
pustkowie, iżby (…) samotnie stanąć przed Bogiem, oddzielony odeń tylko
przegrodą ciała” (VbF 103). Wreszcie ten, który w opinii otoczenia
„nie mógł żyć inaczej, jak tylko w sposób zbytkowy” (SpPerf 34), po wyborze
życia ewangelicznego, jakby na przekór dotychczasowym przyzwyczajeniom, bardzo
troszczył się, by „nie zanurzyć się
jakimś sposobem w zbytkach, tak, że skłaniając się raczej zawsze ku brakowi niż
ku obfitej dostateczności lub przesadzie, aż do najwyższego wymogu
konieczności, z trudem choćby naczynie w domu pozostawił” (Jl 32,1). Z radością
wyrzekał się nie tylko przyjemności związanych z jedzeniem i ubraniem, lecz
także tych połączonych ze sposobem podróżowania, pracy i odpoczynku.
Wybierając radykalne ubóstwo,
paradoksalnie stał się szczęśliwym posiadaczem bogactwa przewyższającego chwilowe
zadowolenie płynące z posiadania dóbr materialnych. Św. Bonawentura trafnie więc skonkludował: „Posiadał wszystko
w Bogu, a Boga we wszystkim” (Legm
3,6). Tym, którzy odważyli się
naśladować ów radykalizm, św. Franciszek powtarzał: „W żaden sposób nie wyrzeka
się doskonale świata ten, kto w zakamarkach swego serca zostawia choćby
najmniejsze miejsce dla własnego sposobu myślenia” (LegM 7,2). Rezygnacja z własnej woli oraz ufne powierzenie się woli
Bożej i zdanie całkowicie na Jego miłosierdzie to kwintesencja franciszkańskiej
postawy małości – pragnienia umniejszenia się oraz prosta droga do osiągnięcia pokoju serca.
Powierzenie dobremu Bogu swojego życia uwolniło serce Biedaczyny od troski o siebie i
rozpaliło w nim pragnienie cierpienia dla zbawienia dusz oraz pragnienie męczeńskiej śmierci na wzór Chrystusa.
Zaskakująca jest jego modlitwa w
czasie, gdy szczególnie mocno udręczony był licznymi chorobami: „Panie Boże,
dziękuję Ci za te wszystkie bóle i proszę Cię, mój Panie, abyś je stokrotnie
pomnożył, jeżeli takie jest Twoje upodobanie” (LegM 14, 2,7). Owo pragnienie współcierpienia z Chrystusem to
wyjątkowo sugestywny znak metanoi, która dokonała się we Franciszku, w którym młodzieńcza
koncentracja na sobie i własnym rozwoju tak zdecydowanie ustąpiła miejsca altruistycznemu
pragnieniu współuczestniczenia w dziele zbawienia – „Mawiał, że nie ma nic ważniejszego, od zbawienia dusz” (Mem 172,2).
Kontemplacja Ukrzyżowanego wzbudziła w nim pragnienie bycia najmniejszym,
pogardzanym i nic nie znaczącym: „starał się bardzo okazać się małowartościowym
tak w oczach własnych, jak i w oczach innych; ukryte braki wyznawał publicznie,
a dary Dawcy ukrywał w tajemnicy swego serca, aby nigdy nie otrzymywać pochwał” (Legm3,4). Zwierciadło doskonałości potwierdza tę myśl stwierdzeniem: „jego zdaniem i pragnieniem to
wzgardzenie było największym wywyższeniem w oczach Boga i ludzi” (SpPerf 44, 7). Jego pokorny sposób bycia wyraźnie wyróżniał się na tle
średniowiecznego społeczeństwa, w którym naprawdę liczyli się tylko szlachetnie
urodzeni, bogaci, duchowni bądź solidnie protegowani. Franciszek, idąc całkowicie
pod prąd takiemu wartościowaniu, udowodnił, jak wielką siłę i determinację daje
ufne powierzenie się Bogu. Ono to stało się podstawą jego nowatorskiej
koncepcji jałmużny, której nie uważał za wstyd czy oznakę słabości, ale przeciwnie-
za „największe szlachectwo, godność królewską wobec Boga i zaszczyt w oczach
Tego, który choć był Panem wszystkiego, dla nas zechciał stać się sługą
wszystkich” (SpPerf 23,14). Co więcej, Franciszek odwrócił tradycyjne
rozumienie jałmużny, gdyż za prawdziwie obdarowanego uważał nie tego, który otrzymuje,
a tego, co daje. Zachęcał: „Pokornie proście o jałmużnę, jako zapłatę ofiarując
miłość Bożą” (LegM 7,5). Kolejnym
przykładem ewangelicznego odwrócenia porządku, będącym zarazem świadectwem
dojrzałego przeciwstawienia się wszechobecnemu hedonizmowi i egocentrycznej mentalności
oraz charakterystycznej dla mężczyzn skłonności do brania rzeczywistości w
swoje ręce i samodzielnego decydowania, jest zaniechanie czynnego działania i ufne
powierzenie się Bogu. Gdy narastający w zakonie kryzys sprawił, że bracia
wierni ideałom Franciszka zachęcali go do stanowczej reakcji i skutecznego rozprawienia
się z adwersarzami, spokojnie odpowiedział:
„Największą pomocą, z jaką mógłbym przyjść zakonowi braci jest to, bym
codziennie wytrwale modlił się za niego do Pana, by On nim kierował, osłaniał
go i bronił” (CAss112). W ten sposób naturalna ludzka troska o dzieło, które
zapoczątkował i za które czuł się odpowiedzialny, ustąpiła miejsca zawierzeniu
Bożej mądrości i przyjęciu roli pośrednika przyzywającego Bożego miłosierdzia.
Zachwyca odwaga Biedaczyny, który sam jeden, nie
znany, wyśmiany i bezbronny stanął w opozycji do całego asyskiego
społeczeństwa. Realizując nowatorską koncepcję życia, okazał bezgraniczne
posłuszeństwo Bożemu natchnieniu - „ Nikt mi nie wskazywał co mam czynić, lecz
sam Najwyższy objawił mi, że powinienem żyć według Ewangelii świętej” (T 14). Stał się prekursorem drogi, co choć niepozorna, przyczyniła się
do odnowy Chrystusowego Kościoła, który zgodnie z proroczym snem papieża Innocentego
III, chylił się ku upadkowi. Ta misja Franciszka stała się możliwa dzięki jego
wewnętrznej metamorfozie będącej owocem cierpienia i różnych form ubóstwa,
które stopniowo wyzwoliły go od niego samego, potrzeby prestiżu oraz lęku przed
samotnością i śmiercią, a w ostateczności pozwoliły odkryć, kim naprawdę jest w
Bogu, gdyż jak sam stwierdził: „Człowiek jest tym tylko, czym jest w
oczach Boga i niczym więcej” (Np 19,2). Odkrycie prawdy o byciu umiłowanym
bezwarunkowo dzieckiem Boga uwolniło go od presji robienia dobrego wrażenia
oraz bycia niezawodnym.
Richard Rohr, analizując duchowość św.
Franciszka, jego wewnętrzną siłę i zdolność do uzdrawiania i zmieniania
rzeczywistości nazwał wewnętrznym
autorytetem: „To autorytet wynikający
z wejścia na obszar, nad którym nie mamy absolutnie żadnej kontroli, by
następnie wyjść po drugiej stronie – w pełni życia, a przez to zdolni do
zaproszenia innych do wkroczenia w Wielką Przestrzeń. Franciszek i Klara są
przykładami ludzi, którzy rzucają się w tę Wielką Przestrzeń paradoksu i
absurdu z wyboru, a także z całkowitą wolnością.[1] s. Chrystiana Anna Koba CMBB
fot. fr. Paweł Teperski OFM Cap-akwarela fr. Efrem z Kcyni OFM Cap.
[1] Rihard Rohr „Siewca Miłości. Własna droga Franciszka z Asyżu” Rihard Rohr wyd. Charaktery Kielce, 2015, str. 48.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz