Kuglarz Boży Franciszek
Choć wychował się w domu kupca sukiennego Piotra Bernardone i od
najmłodszych lat przywykł do widoku bel różnobarwnych materiałów oraz słuchania
planów ekonomicznych swego ojca, który zapewne niejednokrotnie wyrażał głośno
zamiar powiększenia swego i tak znacznego już majątku, to jego niespokojne
serce, nie znajdując upodobania w tym, co pospolite i małomiasteczkowe,
wyrywało ku przygodzie, jakimś bliżej nieokreślonym ideom, do których
nawiązywali pojawiający się niekiedy w Asyżu wędrowni śpiewacy. Franciszek
odczuwał upodobanie w słuchaniu ich pieśni opiewających szlachetne czyny
rycerskie, miłosne podboje, czy pełne niebezpieczeństw wyprawy wojenne.
Wszystkie one budziły w nim tęsknotę za osiągnięciem czegoś niezwykłego, co
zaskarbi mu powszechny szacunek i sławę nie mniejszą niż ta, którą cieszyli się
podziwiani przez niego bohaterowie. Swe górnolotne pragnienia wyrażał całkiem
otwarcie, z zuchwałą pewnością ich realizacji: „Cóż myślicie o mnie? Jeszcze
będę uwielbiany przez cały świat!” (3Soc4,4). Nie przeszkadzało mu bynajmniej,
że składając ową deklarację, znajdował się w wyjątkowo nie sprzyjających
warunkach, był bowiem jeńcem wojennym w perugiańskim więzieniu.
Mimo przynależności do niższej klasy społecznej (minores), dorastający
Franciszek spędzał wiele czasu w gronie rówieśników szlacheckiego pochodzenia,
gdzie cieszył się powszechną sympatią. Jego atutem była wrodzona uprzejmość,
komunikatywność, pogoda ducha oraz hojność…w szafowaniu majątkiem swego ojca.
Rówieśnicy szybko przekonali się, jak korzystne jest towarzystwo młodego
Bernardone, który nie tylko fundował wystawne przyjęcia, ale też z powodzeniem
przewodził hulaszczym zabawom. Imponowało im jego beztroskie życie ponad stan,
modne stroje i ekscentryczny sposób bycia. Swobodny kontakt Franciszka z
arystokracją wpłynął na jego zachowanie oraz zaowocował poznaniem kultury dworskiej.
Pragnienia wyrosłe z obcowania z przedstawicielami wyższej klasy społecznej,
podzielanie ich zachwytu wzniosłymi ideami, wzmocnione zostały poprzez
zetknięcie się z powszechnie podziwianymi trubadurami (trouveres) oraz często pogardzanymi, choć także chętnie słuchanymi
dostawcami taniej rozrywki - ulicznymi błaznami (ioculatores). Szczególnie ci pierwsi zrobili na Franciszku wrażenie
i jak się później okazało, głosząc pokutę niejednokrotnie nawiązywał do ich
egzaltowanego, osobliwego sposobu komunikowania. Kuglarze - żonglerzy, bądź po
prostu błaźni, byli często przedmiotem kpin i szyderstwa i mimo podobnej do
trubadurów profesji, znajdowali się na marginesie ówczesnego społeczeństwa,
czyli zajmowali tą pozycję, która stała się później tak droga Franciszkowi,
którą świadomie wybrał, jako właściwe miejsce dla naśladowców ubogiego
Chrystusa, jakim mieli być bracia mniejsi.
Przyczyną tak łatwej adaptacji owego wielkopańskiego stylu, z pewnością
była jego zbieżność z takimi cechami charakteru Franciszka jak nietuzinkowość,
impulsywność, czy ekspresja. Nawrócenie nie spowodowało porzucenia
dotychczasowego upodobania w dworskiej kulturze, ani nie przeszkodziło
procesowi jej adaptacji w skrajnie odmiennych warunkach marginesu społecznego,
wybranych przez Franciszka i jego towarzyszy. Upodobanie w dworskim stylu nie
tylko nie stało się przeszkodą w realizacji ewangelicznych ideałów, lecz
okazało się niezwykle skutecznym sposobem oddziaływania na społeczeństwo, pomostem
łączącym dwie, wydawać by się mogło nie przystające do siebie rzeczywistości:
zabawę i pokutę. To odważne, nowatorskie połączenie ukazuje niespotykaną odwagę
i śmiałość przekraczania konwenansów przez tego, który najpierw aspirował do
cech dworzanina i rycerza, choć był tylko kupcem, a następnie przekroczył inną
barierę swych czasów: będąc świeckim człowiekiem wybrał życie w pokucie i nie
będąc duchownym, zdecydował się być jednym z tych, którzy się modlą. Wejście na
drogę nawrócenia spowodowało, że Franciszek zmienił ukierunkowanie, wybrał
nowego Pana swego życia i Jemu podporządkował wszystkie dążenia, a mimo to
wciąż pozostał sobą; pozostał radosnym kuglarzem ( ioculator), skutkiem czego, niczym magnes przyciągał do siebie
rzesze. Gdy wzrosła sława jego świętości, wielu chciało go słuchać, zobaczyć,
dotknąć. Już samo jego pojawienie się skutkowało powszechnym entuzjazmem i
gromadziło tłumy. To właśnie w otoczeniu tłumu najpełniej ujawniała się jego
niezwykła zdolność oddziaływania na pojedynczego słuchacza. Tomasz z Celano opisał
ją następująco: „Bardzo często, kiedy głosił Słowo Boże wśród wielu tysięcy
ludzi, był tak spokojny, jakby prowadził przyjacielską rozmowę z socjuszem.
Nawet największą rzeszę ludzi traktował jakby jednego człowieka, a do jednego
przemawiał z taką samą pilnością, jak do wielkiego zgromadzenia”(VbF 72,4). W
ten sposób ujawniła się jego wyjątkowa umiejętność wyczuwania uczuć, pragnień i
osobistych bolączek. Doświadczył tego osobiście kard. Hugolin, który zgodnie z tekstem Vita brevior „nigdy nie był aż tak
zmieszany, czy wzburzony w duchu, żeby po spotkaniu i rozmowie ze świętym
ojcem, nie odeszła od niego wszelka pochmurność i nie stał się znów pogodny”(Vb
80).
Zdolność wpływania na nastroje tłumu, poparta osobistym przykładem
radykalnego ubóstwa i umartwienia, ułatwiły Franciszkowi przejście od ioculator Domini, do głosiciela
pokuty. Było to przejście na tyle płynne i wyraziste, że pociągnęło za sobą nie
tylko tych, którzy decydowali się wstępować w szeregi braci mniejszych, czy
Ubogich Pań, ale także zastępy świeckich pokutników, z których z czasem
uformował się Trzeci Zakon. Choć surowa pokuta Franciszka przez wielu uważana
za przesadną i nazywana szaleństwem, to w rzeczywistości to pejoratywne
określenie stanowiło trafną diagnozę jego nowatorskiej drogi, gdyż jak sam
wyznał: „Powiedział mi Pan, że chciał, abym był nowym szaleńcem na tym
świecie”(SpPerf 68). W średniowieczu szaleństwo utożsamiane było z błazeństwem
rozumianym jako wyzwolenie z więzów i ograniczeń podstawowych zasad logiki.
Biedaczyna w całej swej oryginalności wpisywał się w ów obraz – wybrał życie na
marginesie, często wśród trędowatych i innych wykluczonych ze społeczeństwa,
ubogą tunikę tak lichą, „jakiej w żaden sposób świat by nie zapragnął”VbF22,8), a także ironiczny sposób mówienia o sobie: „człowiek nieużyteczny i
niegodne stworzenie Pana Boga”(LZ 47). Wszystko to stanowiło świadectwo
dojrzałej akceptacji siebie i swej wyjątkowej drogi, co z kolei pozwalało mu
wznieść się z godnością ponad liczne prześladowania oraz przeciwności i
odpowiedzieć na nie dobrocią i cierpliwością. Za przykład może posłużyć
incydent, do jakiego doszło w Terni, gdzie gospodarz miejsca, bp. Rajner, publicznie
poniżył głoszącego kazanie Franciszka, nazywając go człowiekiem wzgardzonym,
prostym i nieuczonym. Słysząc to, święty nie zrażony doznaną przykrością, gdyż
świadomy swej wartości, z wdzięcznością upadł mu do nóg dziękując za doznaną
zniewagę. „Człowiek jest tym, kim jest w oczach Boga” (Nap 19) - powtarzał swym
braciom, przypominając o bezwarunkowej miłości Boga Ojca i wskazując właściwe
miejsce w świecie zawiłych relacji międzyludzkich.
On sam swoje miejsce odnalazł wśród najuboższych - w ich samotności,
upokorzeniu i biedzie. Ten właśnie sposób życia blisko ludu, dzieląc jego
radości i bolączki, umożliwił mu wywieranie skutecznego wpływu na ludową
wyobraźnię. Wbrew temu, że zwykłymi skutkami ubóstwa były: smutek, upodlenie, zawiść
i gorycz, Franciszek przyjął je z radością i śpiewem, traktując jako najwyższe
wyzwolenie. Misję braci mniejszych określił słowami: „Kimże są słudzy Boży, jak
nie Jego radosnymi trubadurami, którzy powinni podnosić serca ludzi i prowadzić
je ku duchowej radości?”(SpPerf 100,19).Przejęty świadomością bycia dla braci
wzorem i przykładem, ułożył Pozdrowienie cnót, będące pieśnią
pochwalno-upominającą, z której przemawia duch żonglerów, nadwornych śpiewaków
i rycerzy. Poetycko przedstawione cnoty zostały uosobione i nazwane w stylu
rycerskim „Panie”(dominae). Zgodnie z
zachętą Franciszka bracia mniejsi śpiewali tę pieśń ludziom.[1]
Franciszek ułożył jeszcze dwa inne utwory, zawierające cenne pouczenia,
które miały być przekazywane śpiewem, oba w języku starowłoskim: Pieśń
słoneczną (PSł), oraz Zachętę dla ubogich Pań (ZUbP). Pewnego dnia przepełniony
uczuciem wdzięczności względem Boga i pragnieniem zbudowania bliźniego, ułożył Pochwały Pana (PSł), a następnie wezwał
uzdolnionego muzycznie brata Pacyfika[2],
który w świecie uhonorowany został tytułem króla poezji i posłał go wraz z
kilkoma innymi braćmi, by szli przez świat głosząc pokutę. Ich wspólne
przepowiadanie miało wyglądać następująco: najpierw uzdolniony do tego brat
głosił krótkie kazanie do ludu, a następnie wszyscy jako kuglarze Pana śpiewali
„Pochwały Pana”. Po zakończeniu kaznodzieja powinien wyjaśnić zgromadzonym:
„Jesteśmy kuglarzami Pana i chcemy być wynagrodzeni przez was tym, żebyście
mianowicie trwali w prawdziwej pokucie”(CAss83, 27).
Zachęta dla Ubogich Pań powstała, podobnie jak Pieśń słoneczna, podczas
pobytu Franciszka w klasztorze san Damiano, aby pocieszyć Ubogie Panie
zmartwione jego chorobą. To krótki poemat zawierający niczym testament
wskazania, które Franciszek pragnął przekazać swym duchowym córkom. Osłabiony
dotkliwym cierpieniem nie mógł uczynić tego osobiście, więc pieśń w jego
imieniu odśpiewali bracia (por. CAss85). Zwraca uwagę wytworny język, z jakim
Franciszek zapewnia siostry o przyszłej nagrodzie: „każda będzie królową w niebie
ukoronowaną wraz z Dziewicą Maryją”(ZUbP 13-14).Także Sposób życia przekazany św. Klarze obfituje w zwroty wzorowane na rycerskiej
galanterii: „zostałyście córkami i służebnicami najwyższego i największego
Króla, Ojca niebieskiego”(SpKl 1), a jego ton jest łagodny, w odróżnieniu od
zdecydowanego i surowego niekiedy sposobu mówienia do braci.
Wzywając do pokuty Franciszek wielokrotnie uciekał się do teatralnych
gestów wykorzystując skojarzenia, czy rekwizyty mające na celu wzmocnienie
zamierzonego efektu. Tak było podczas kazania dla mieszkańców Asyżu, podczas
którego Franciszek pragnął publicznie się upokorzyć. W bramie miasta nakazał
bratu, który był z nim, by mu uwiązał powróz u szyi i ciągnąc przez całe miasto
jak przestępcę, wołał głosem herolda: „Oto widzicie obżartucha, który tuczył
się kurzym mięsem, które zajadał, a wyście tego nie widzieli”(VbF 52,5).
Autor Zbioru Asyskiego przedstawiając
to wydarzenie dodaje jeszcze jeden szczegół: inny brat uczestniczący w tym
przedstawieniu miał dodatkowo wysypać na jego głowę miskę popiołu. (por. CAss80).
Skutkiem tego przepowiadania była powszechna skrucha i łzy żalu. Jeszcze
bardziej szokującym było wydane bratu Rufinowi polecenie, by w samych tylko
spodniach [3]
przeszedł przez Asyż i wszedłszy do któregoś z kościołów wygłosił ludowi
kazanie (por. DbF 34). Gdy Franciszek zrozumiał, na jak wielki wstyd i
pośmiewisko wystawił swego brata, pełen skruchy natychmiast zdjął habit i
ruszył za Rufinem do Asyżu, by doświadczyć podobnego upokorzenia. W istocie,
ludzie potraktowali ich jak błaznów i uznali, że „zwariowali od nadmiaru
pokuty”(DbF34, 8), jednak, gdy św. Franciszek zaczął mówić o obnażeniu i
zniewagach Chrystusa, zebrani doświadczyli tak wielkiego współczucia i żalu za
grzechy, że z szacunkiem i wdzięcznością zaczęli patrzeć na tych, którzy
własnym sumptem przybliżyli im tajemnicę Chrystusowego uniżenia z miłości. Zbawiennych
skutków Franciszkowego głoszenia bardziej czynem niż słowem doświadczyły także
Ubogie Panie z San Damiano. Uprzedzone wiadomością o jego przybyciu, zebrały
się, by wspólnie wysłuchać Słowa Bożego. On natomiast kazał przynieść sobie
popiół, uklęknął na posadzce i z popiołu zrobił wokół siebie koło, pozostałą
część wysypując na głowę. Milczenie zdumionych sióstr przerwały słowa psalmu Zmiłuj się nade mną Boże (Ps 51), po
czym Franciszek wstał i pospiesznie wyszedł na zewnątrz (por. Mem207).
Podobną inwencję twórczą w przybliżaniu prawd Ewangelii wykazał podczas Świąt
Bożego Narodzenia 1223 r., gdy zamiarem unaocznienia tajemnicy Wcielenia
Chrystusa i Jego eucharystycznej obecności, przygotował żywą szopkę w Greccio.
Ten nowatorski obchód świąt narodzenia Jezusa poruszył do głębi wszystkich
obecnych i zapoczątkował tradycję przygotowywania Bożonarodzeniowych szopek na
całym świecie. Także koncepcja wprowadzenia znaku będącego powszechnym
wezwaniem do modlitwy, okazała się trafna i na trwałe weszła do liturgii
Kościoła w postaci „dzwonów na Anioł Pański”. Pomysł zrodził się podczas pobytu
Franciszka w Ziemi Świętej w 1219 roku, kiedy to zauważył, jak pięciokrotnie w
ciągu dnia z minaretu meczetu muezin (mu’addin) wzywał do oddania czci
Allahowi. Franciszek postanowił przeszczepić muzułmański zwyczaj zwoływania na
modlitwę na grunt chrześcijański, czego ślady odnajdujemy w listach: do Rządców narodów: „I tak wielką cześć
dla Pana rozszerzajcie wśród ludu wam powierzonego, aby każdego wieczoru na
głos herolda lub inny znak cały lud oddawał chwałę i dziękczynienie Panu Bogu
wszechmogącemu (LRz 7) oraz do kustoszów (1LK
8). Zadanie wzywania do modlitwy przekazał przede wszystkim kustoszom i
wędrownym kaznodziejom[4].
Plastyczny, wykorzystujący formy dramy sposób głoszenia Franciszka, służył
także do formacji braci, stanowiąc skuteczny sposób wyzwalania uczuć i
oddziaływania przez nie na sferę wolitywną. By ostudzić zapał pewnego
nowicjusza, który natarczywie domagał się pozwolenia na posiadanie psałterza, sięgnął po popiół z ogniska, nałożył go sobie na
głowę i wodząc po niej ręką jak ktoś, kto myje głowę, mówił głośno
„Ja-brewiarz! Ja- brewiarz!” Po udzieleniu tej nauki opowiedział oszołomionemu
nowicjuszowi o swojej pokusie posiadania książek i wiedzy oraz jej
przezwyciężeniu wyborem radykalnego ubóstwa (por. CAss 104). Podobnej konsternacji
jak ów młody adept życia zakonnego doświadczyli bracia przebywający w pustelni
w Greccio, gdy w dzień Paschy[5]
przygotowali wystawnie świąteczny stół. Widząc to Franciszek przebrany w strój
żebraka poprosił ich o jałmużnę, po czym usiadł na ziemi, a miskę z otrzymanym
jedzeniem postawił na popiele, oznajmiając: „Oto teraz siedzę jak brat
mniejszy”, a na koniec dodał: „Na nas bardziej, niż na innych zakonników winien
wpływać przykład ubóstwa Syna Bożego”(Mem 61, 10).
Biorąc pod uwagę kontekst społeczny, Franciszkowa fascynacja kulturą
dworską nie była czymś niecodziennym, bowiem już pod koniec XII w. wyraźne
dotąd różnice między klasami społecznymi powoli zaczęły się zmniejszać. Kupcy
ze względu na swój stale powiększany majątek, cieszyli się coraz większymi
wpływami w mieście i konkurowali ze szlachtą w posiadaniu zbytkownych
przedmiotów. Dorównywali im także na polu kultury, bowiem przeprowadzane
transakcje handlowe wymusiły na nich opanowanie sztuki pisania, czytania i
liczenia, niezbędnych do sporządzania aktów notarialnych. Odbiorcami ich
luksusowych materiałów byli głównie przedstawiciele maiores, stąd dochodziło do
częstych spotkań, w wyniku których mieszczanie poznawali wielkopański model
życia, byli nim zafascynowani i usiłowali go naśladować. Styl ten, zwany
dworskim, zapoczątkowany w południowej Francji, bardzo szybko rozprzestrzenił
się na cały kontynent, będąc szczególnie propagowanym właśnie we Włoszech. Był
charakterystyczny nie tylko dla szlachty, lecz także bogatych mieszczan, którzy
także mogli sobie pozwolić na luksus i wspaniałomyślność względem innych. Tym
jednak, co ich różniło, była przestrzeń działania. O ile dla szlachty był to
dwór magnacki lub królewski, o tyle mieszczanie musieli wpasować się w
środowisko miejskie, wykorzystując place i ulice. Grupę szlachciców
towarzyszących damie zastąpiła wesoła kompania młodych, a trudną pieśń
trubadura, czuła serenada kierowana do wybranki serca. Wszystkie te elementy są
obecne w młodzieńczych latach Franciszka, włącznie z tym, który uznawany jest
za istotę dworskiej kultury, a którym jest manifestacja górnolotnej miłość i
potrzeba poświęcenia się dla wybranki serca. Podczas ostatniej już wspólnej
zabawy Franciszka z przyjaciółmi doszło do nieoczekiwanego zatrzymania
rozbawionego korowodu, po czym Franciszek poważnym głosem obwieścił towarzyszom
zamiar poślubienia oblubienicy, której nie dorównuje żadna inna kobieta:
„Poślubię oblubienicę szlachetniejszą i piękniejszą od wszystkich, jakie
kiedykolwiek widzieliście, która wyglądem góruje nad innymi, a mądrością
wszystkie przewyższa”(1 Cel 7,6). Incydent ten stanowił wyraźny sygnał wejścia
na nową drogę, na której przodujący dotąd i pławiący się podziwem innych
Franciszek, pokornie ustąpił miejsca prawdziwemu Panu, stając się bratem
mniejszym wszelkiego stworzenia. Jego zdolność zatracenia się w wielkiej miłości
wzmacniały takie cechy charakteru, jak: elegancja, wyrafinowanie, odwaga, czy
spontaniczność. Wszystkie one charakteryzowały Franciszka i zyskiwały mu
powszechną przychylność i uznanie także w sytuacjach trudnych, jakimi były
prześladowanie przez rodzonego ojca, czy żebranie o kamienie na odbudowę
zniszczonego kościoła św. Damiana. Autor Relacji Trzech Towarzyszy pozostawił
następujący opis: „Chodził po ulicach i placach wyśpiewując pochwały na cześć
Pana. Wyglądał jakby upojony Duchem (3Soc21,3). Po zakończeniu śpiewu
potencjalni ofiarodawcy usłyszeli zachętę: „Kto da mi jeden kamień, otrzyma
nagrodę, kto da mi dwa, będzie miał podwójną nagrodę; da mi trzy, trzykrotnie
będzie nagrodzony”(3Soc21,5). Ta radosna kwesta okazała się skuteczna, podobnie
jak żebranie o żywność poprzedzone formułą „dla miłości Pana Boga”(por. Mem 61,5). On sam chętnie udzielał jałmużny wykazując się wielką
wspaniałomyślnością, gdy tuż przed wyjazdem na wyprawę wojenną do Apulii oddał
swe nowe, drogie szaty pewnemu biednemu rycerzowi; jako pielgrzym przy grobie
św. Piotra złożył ofiarę tak hojną, że wprawił w zdumienie obecnych; jako ubogi
brat wielokrotnie rezygnował z dodatkowego okrycia, by wspomóc innych
potrzebujących. Do cech charakterystycznych dla stylu dworskiego zalicza się
także umiejętność wyrażania uczuć często w wysublimowany sposób, za
pośrednictwem pieśni, bądź tańca. Także tu Franciszek wykazał się dużą
pomysłowością i swobodą. Publiczny płacz na wspomnienie męki Zbawiciela (CAss78),
spontaniczna pieśń uwielbienia w języku francuskim połączona z improwizowaną
grą na skrzypcach (por. (Mem 127), czy Pieśń Brata Słońca, będąca pochwałą
Boga w Jego stworzeniu, są tego najlepszym dowodem.
Choć podobnie jak zabawiający tłumy trubadurzy i kuglarze, Franciszek był
bardzo towarzyski i posiadał swobodę nawiązywania relacji, to co pewien czas
wycofywał się z przestrzeni życia publicznego, by w ukryciu pustelni przebywać
sam na sam z Bogiem. Szukając ciszy wybierał miejsca ustronne, z dala od ludzi,
jednak zawsze chętnie przebywał w obecności zwierząt, które podobnie jak cała
przyroda nieożywiona cieszyły jego wrażliwą na piękno naturę, a myśli kierowały
ku Bogu Stwórcy. Dobrze obrazuje to spotkanie z cykadą, która zapraszana przez
świętego, schodziła na jego rękę, po czym zachęcona śpiewała, sprawiając mu tym
wielką przyjemność: „I tak przez osiem kolejnych dni , kiedy wychodził z celi,
znajdował ją na tym samym miejscu i codziennie brał ją do ręki, a gdy głaszcząc
ją mówił jej, aby śpiewała, ona natychmiast śpiewała”(CAss110,7). Tomasz z Celano
zapisał zdanie, które trafnie charakteryzuje jego artystyczną naturę: „Po wiele
razy, gdy szedł drogą śpiewając o Jezusie, zapominał o podróży i wszystkie
żywioły zapraszał do pochwały Jezusa”(VbF 115,7).
Towarzysząca Franciszkowi od młodości sympatia względem kultury dworskiej
nie osłabła na wskutek wyboru radykalnego ubóstwa i pokuty. Autor Zbioru Asyskiego zamieścił anegdotę o
tym, jak pewnego razu Franciszek bardzo cierpiąc z powodu choroby oczu,
postanowił nieco pokrzepić udręczone ciało i poprosił br. Pacyfika, by w
tajemnicy pożyczył cytrę i zagrał mu kilka radosnych melodii. Swą prośbę
umotywował następująco: „będziemy przy tej muzyce recytować słowa „Pochwały
Pana’’, zwłaszcza, że moje ciało jest udręczone ciężką chorobą i bólem. Gdyż
chciałbym przy tej okazji zamienić ból fizyczny ciała w radość i pociechę
duchową” (CAss66,3). Innym razem, gdy wędrując w kierunku Romanii dowiedział się,
że w zamku Monte Feltro odbywa się uroczystość pasowania na rycerzy i z tej
racji przybyło tam wielu szlachetnych rycerzy z różnych miejscowości,
postanowił udać się tam z bratem Leonem, by głosić im wezwanie do pokuty. By
być dobrze widzianym i słyszanym, śmiało wstąpił na mur, po czym zaczął mówić w
ludowym narzeczu: „Dobro, którego czekam jest tak wielkie, że mi słodyczą są
męczarnie wszelkie”(Actus 9,6). Oczywistość i prostota tych słów wzmocniona
żarliwym świadectwem tego, który je wypowiadał, spowodowała ogromne poruszenie
słuchaczy. Także w rozmowach z braćmi Franciszek niekiedy odwoływał się do
przykładów zaczerpniętych wprost z dworskiej kultury, co nie powinno dziwić,
gdy weźmie się pod uwagę, że wielu pierwszych jego towarzyszy wywodziło się z
kręgów szlachty i rycerstwa (Bernard z Quintavalle, Piotr Cattani, Anioł
Tancredi, Rufin, Morico, Pacyfik, Ryceriusz ). Według Zwierciadła doskonałości, by wykazać wyższość szlachetnych czynów
nad wiedzą i posiadaniem ksiąg, odwołał się do przykładu znanych i podziwianych
bohaterów: cesarza Karola, Rolanda, Oliweriusza oraz palatynów (por. SpPerf 4,3). Innym
razem swych braci poświęcających się kontemplacji w życiu pustelniczym nazwał „rycerzami
okrągłego stołu”, gdyż podobnie , jak sławni mężowie, w ukryciu przed światem
dokonują wielkich rzeczy (por. CAss103,13).
Wymownym, naznaczonym elementami dramatyzmu i zarazem mistycyzmu, był czas
odchodzenia Franciszka do domu Ojca. Rozciągnięty w czasie i miejscu, gdyż
związany ze stopniowym pogarszaniem stanu zdrowia, rozpoczął się w pałacu
biskupa Asyżu[6], by swe
dopełnienie znaleźć w Porcjunkuli, gdzie Święty kazał się przenieść, by umrzeć
tylko w otoczeniu braci, w miejscu szczególnie mu drogim. Celem wzmocnienia
ducha przygotowującego się do przejścia przez bramę śmierci, nakazał braciom
śpiewanie Pieśni Słonecznej. Właśnie wtedy ułożył ostatnią jej zwrotkę sławiącą
Boga za siostrę śmierć. Zbyt osłabiony, by podjąć śpiew, recytował głośno psalm
142: Głosem moim wołałem do Pana (por. Mem 217, 6). Pożegnanie Franciszka z braćmi przybrało formę nabożeństwa wzorowanego na liturgii Wielkiego
Czwartku, on sam był zresztą przekonany, że dniem tej ostatniej „celebracji” z
braćmi jest właśnie czwartek. Wycieńczony cierpieniem nie miał świadomości swej
pomyłki. Poprosił o odczytanie opisu ostatniej wieczerzy z ewangelii wg św.
Jana (J 12,1). Pragnął powtórzyć gest łamania chleba, lecz nie mając dość siły,
poprosił o pomoc jednego z braci po czym podzielił chleb między wszystkich
zebranych. Następnie udzielił braciom ogólnej absolucji oraz pobłogosławił
zgromadzonych wokół niego, a także nieobecnych i tych, którzy w przyszłości
wstąpią do zakonu. Świadectwa poszczególnych biografów różnią się nieco
szczegółami, jednak rekonstrukcja ostatnich chwil z Franciszkiem przedstawia go
jako do końca świadomego swej tożsamości brata mniejszego i misji względem
braci. Zgodnie z relacją św. Bonawentury: „Porwany porywem ducha, położył się
obnażony na gołej ziemi (…) swoim zwyczajem skierował twarz ku niebu,
koncentrując się cały na jego chwale. I lewą ręką zakrył ranę prawego boku, aby
nie była widoczna. Powiedział do braci: „Ja wykonałem to, co do mnie należało,
a o tym, co do was należy, niech was pouczy Chrystus”(LegM 14,3,2). Sceniczność
tych gestów może nasuwać przypuszczenie, że zostały one wcześniej
wyreżyserowane, celem poruszenia do głębi uczestników, jednak świadomość pokory
i prostolinijności Biedaczyny prowadzi raczej do stwierdzenia, że przebieg jego
ostatniego spotkania z braćmi oraz samo misterium śmierci, były naturalną
odpowiedzią na wydarzenia, które przyjmował jako wolę Bożą. Tomasz z Celano
przekazał szczegół o położeniu Franciszka na włosienicy i posypaniu popiołem
(por. Vb 87; VbF 110,3). Obecny wśród braci gwardian, znając Franciszkowe
umiłowanie pokory i ubóstwa, pożyczył mu pod posłuszeństwem habit, spodnie,
sznur i kapturek zakrywający rozległe blizny na twarzy powstałe na skutek
kauteryzacji[7](por. Mem 215,7). Ten gest szacunku wobec Franciszkowego umiłowania ubóstwa sprawił
Biedaczynie wielką radość.
Christian Bobin w książce pt. „Najniższy”, poetyckim językiem nakreślił
istotę wyboru, przed którym stanął Franciszek: „sławić potęgę miłości - jak
ewangelista, albo muskać wątłe życie - jak trubadur. A czemóż by nie robić obu
tych rzeczy naraz, być obydwiema: ewangelistą i trubadurem, apostołem i
wielbicielem.”[8]
Franciszkowi udało się harmonijnie połączyć i w pełni zrealizować oba te
pragnienia stając się Bożym kuglarzem, stąd w pełni uzasadnioną wydaje się
pochwała, która wyszła spod pióra pierwszego biografa: „[Franciszek] górował
nad wszystkimi sercem wolnym i szlachetnym. Ci, którzy doświadczyli jego
wielkoduszności, wiedzą, jak we wszystkim był wolny, jak wyrozumiały, jak we
wszystkim bezpieczny i odważny, z jaką mocą, z jakim zapałem ducha podeptał
wszystko, co światowe” (VbF 120,7).
/Powyższy tekst zainspirowany został III rozdziałem książki Raoula Mansellego
„Św. Franciszek z Asyżu. Editio maior”, wyd. Bratni Zew, Kraków 2006; str. 75.
s. Chrystiana Anna Koba CMBB
[1] Wg. Leonhard Lehmann OFM
Cap. „Św. Franciszek, mistrz modlitwy” wyd. Głos o. Pio” Kraków 2003, str. 141.
[2] Br. Pacyfik - Wilhelm Palermo z
Lisciano naznaczony tytułem króla poezji prawdopodobnie przez cesarza Henryka
VI(1190-1197) wg Raniero Cantalamessa OFM Cap „Franciszek, kuglarz Boży”, wyd.
Serafin, Kraków 2021, str. 41.
[3] Spodnie – chodzi o rodzaj slipów lub krótkich kalesonów zwanych też
mutandami. Publiczne ukazanie się w takim odzieniu uchodziło w średniowieczu za
nieprzyzwoitość i było równoznaczne z całkowitą nagością- wg. przypisu
34,; Źródła Franciszkańskie wyd. Bratni Zew, Kraków 2005, str. 2016.
[4] Por. br. Leonhard Lehmann OFM Cap „Franciszek z Asyżu. Gdy życie staje się
modlitwą”, wyd. Serafin, Kraków 2020, str. 73-75.
[5] O tym samym wydarzeniu nieco inaczej ZA74; 2Zw 20-21; 1B 7,9.
[6] Bp. Gwido- biskup Asyżu w latach 1204-1228
[7] Kauteryzacja- średniowieczny sposób leczenia jaglicy; przypalani żył
rozpalonym żelazem, celem powstrzymania ropienia.
[8] Christian Bobin „Najniższy” wyd. W drodze, Poznań, 1995, str.26.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz