środa, 10 grudnia 2025

błogosławiony smutny... św. Franciszek z Asyżu

 

Błogosławiony, który się smuci… Franciszek z Asyżu

„Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni”(Mt 5,4)[1]. To błogosławieństwo oparte jest na przeciwstawieniu, inaczej niż pozostałe prezentujące relację wynikania. Następuje w nim przejście z jednego stanu w przeciwny, dotyka emocji nierozłącznie związanych z codziennością: radości i smutku, które występują jedno po drugim, niekiedy na zasadzie odwrócenia, przejścia z jednego stanu w alternatywny. Nieuporządkowana radość zwraca się przeciwko człowiekowi przechodząc w smutek, gdyż z natury jest czymś przemijającym. Nieuporządkowane emocje często towarzyszyły Franciszkowi , zanim spotkał Chrystusa i wszedł w proces nawrócenia. Otoczony rzeszą rówieśników organizował huczne zabawy, podczas których szukał akceptacji, potwierdzenia swojej wartości, uwagi. Później wstydził się tego i wspominał ten czas z żalem jako zmarnowany. Gdy po powrocie z niewoli w Perugii stopniowo odzyskał zdrowie, zdumiał się, że piękno przyrody, które dotychczas dawało mu tyle zadowolenia, przestało go cieszyć. Według relacji Tomasza z Celano: „Kiedy już trochę odżył, i celem odzyskania zdrowia, zaczął chodzić po domu tu i tam, podpierając się laską, pewnego dnia wyszedł na pole i patrzył ciekawie na okolicę. Ale piękno pól, rozkoszny czar winnic i wszystko, co raduje oczy, zupełnie go nie ucieszyło. Przeto dziwił się nagłej swej zmianie i doszedł do wniosku, że bardzo głupi są amatorzy tych rzeczy. Od tego dnia zaczął się mało cenić i mieć w pewnej pogardzie to, co przedtem podziwiał i kochał”(VbF 5,3). Rozpoczęła  się w nim tajemnicza przemiana. Także nieco później, gdy szedł jak zwykle na czele rozkrzyczanego pochodu asyskiej młodzieży, niespodziewanie doświadczył wyobcowania. Pod wpływem Bożej łaski odłączył się od orszaku, a jego serce zostało zalane Bożą słodyczą. Wyrwany spośród młodzieńczej zabawy doświadczył nagle mistycznego stanu, który autor Relacji Trzech Towarzyszy opisał następująco: „I oto nagle nawiedził go Pan. Słodycz tak cudowna napełniła jego serce, że nie mógł ani mówić, ani poruszać się. Stało się dla niego rzeczą niemożliwą odczuwać czy słyszeć coś poza tą słodyczą, która sprawiła, że był tak nieczuły na doznania fizyczne, iż, jak sam później wyznał, nawet gdyby cięto go na kawałki, nie byłby w stanie ruszyć się z miejsca”(3Soc 7,4). Od młodości przyzwyczajony był do luksusów i jak sam później wyznał, „często pożywienie miał wykwintne i dobrane, gdyż nie tknąłby się nawet potraw, których nie lubił”(3Soc 22,2). Jednak gdy rozpoczął życie ubogie, nieraz zmuszony był posilać się jedynie użebranymi resztkami. Gdy skosztował ich po raz pierwszy, dostał mdłości, jednak głód i wysiłek przezwyciężenia słabości ciała spowodowały, że zgodnie z Relacją Trzech Towarzyszy :„wydawało mu się, że nigdy nie jadł podobnych przysmaków”(3Soc 22,9). Przemiana goryczy w słodycz i odwrotnie, towarzyszyła mu niekiedy podczas spotkań z ludźmi. Gdy słysząc komplementy dostrzegł niebezpieczeństwo próżnej chwały, natychmiast jej przeciwdziałał: „Po wiele razy, kiedy wynoszono go za pomocą pochwał, zaraz bolał i wzdychał, wywołując na ich miejsce uczucie goryczy”(Mem 130,3).

Niekiedy działanie łaski wprowadzało go w stan ambiwalencji, jak wtedy, gdy w przypływie duchowej radości podnosił z ziemi dwa patyki i improwizując grę na skrzypcach, chwalił Boga śpiewając po francusku. Ta niespodziewana euforia zwykle skończyła się łzami współczucia dla męki Pana (por. CAss 38).

Jezus dał początek nowemu rodzajowi przyjemności, która nie poprzedza smutku, ale następuje po nim, jako owoc. W Ewangelii to radości, spełnionemu życiu, przysługuje ostatnie słowo. Doświadczenie przejścia ze smutku w radość stało się momentem kluczowym w nawróceniu Franciszka, do czego został przygotowany przez  wcześniejsze objawienie: „Rzekł mu Pan w duchu: „Franciszku, zamieniłeś już miłość cielesną i próżną na duchową; jeśli chcesz Mnie poznać, bierz to, co gorzkie za słodkie, wzgardź samym sobą; dokonaj tego odwrócenia porządku, a zacznie ci smakować to, o czym ci mówię”(Mem 9,7). Owo odwrócenie porządku dokonało się podczas spotkania z trędowatym. Franciszek, który dotąd skutecznie unikał trędowatych brzydząc się ich chorobą i nie rozumiejąc ich beznadziejnego położenia, z pomocą łaski Bożej przezwyciężył lęk i wstręt, obdarzył trędowatego jałmużną oraz pocałunkiem, okazując mu szacunek dla jego ludzkiej godności. To wydarzenie zmieniło dotychczasową optykę Franciszka, który w trędowatym dostrzegł Chrystusa, z miłości biorącego na siebie trąd ludzkiego grzechu i oddającego życie, by przywrócić je człowiekowi. Urzeczony kenozą i miłością Syna Bożego, Biedaczyna zdecydował się odtąd żyć wśród ubogich i trędowatych i każdego dnia oddawać swe życie w łączności z ofiarą Zbawiciela. Tak wspomina to wydarzenie w Testamencie: „gdy byłem w grzechach, widok trędowatych wydawał mi się bardzo przykry. I Pan sam wprowadzał mnie między nich, a okazywałem im miłosierdzie. I kiedy odchodziłem od nich, to, co wydawało mi się gorzkie, zmieniło mi się w słodycz duszy i cała, i potem nie czekając długo, porzuciłem świat”(T1-3). Franciszkowe porzucenie świata nie było jednorazowym aktem, ale powolnym procesem przemiany dotychczasowego myślenia i wartościowania, dokonującym się dzięki Bożej łasce i uważnemu wsłuchiwaniu się w Słowa Ewangelii: „To co było gorzkie dla ciała, przyjmował zawsze jako słodycz, ponieważ nieustannie czerpał niezmierzoną słodycz z pokory i postępowania Syna Bożego” (SpPerf 91,7). Niedługo po niespodziewanym spotkaniu z trędowatym udał się do leprozorium, by tam z pietyzmem pochylać się nad cierpiącymi: „i przebywał z nimi, bardzo pilnie służąc im wszystkim ze względu na Boga. Mył im nogi, obwiązywał wrzody, oczyszczał ze zgnilizny rany i obcierał ropę. Nawet z godnym podziwu oddaniem całował ich owrzodzone rany”(VbF 6, 3-5). Zrozumienie sensu zbawczego cierpienia Chrystusa nie tylko nauczyło Biedaczynę przyjmować cierpienie, ale wyzwoliło w nim odwagę zbliżania się do ludzi biednych i cierpiących oraz uwrażliwiło na ich zmagania. Dobrze przeżyty smutek uszlachetnia, czyni człowieka dojrzalszym, prawdziwszym i bardziej ludzkim. Źródła podają wiele tego przykładów: Franciszek pocieszający zrozpaczonych, opiekujący się trędowatymi, wspomagający ubogich. Gdy po samowolnej sprzedaży materiałów z magazynu ojca, w obawie przed karą ukrył się w niedostępnej grocie i gorąco przyzywał Bożej pomocy, po kilku tygodniach, „chociaż był w jamie i przebywał w ciemnościach, doznawał dogłębnej, niewypowiedzianej radości, dotychczas sobie nieznanej. Cały nią rozogniony porzucił jamę i jawnie wystawił się na złorzeczenia prześladowców” (VbF 10,7).

Roaul Manselli, rozważając Franciszkową drogę, zwrócił uwagę na jego trud poszukiwania sensu cierpienia. Biedaczyna zmagał się z chorobą i słabością już od dziecka. Liczne niedomagania ciała często krzyżowały mu plany: gdy chciał udać się Apulii, a następnie Ziemi Świętej. Do przewlekłych chorób ciała dołączyły nie mniej bolesne zmagania duchowe. Przebywanie wśród cierpiących, wyrzuconych na margines społeczny obligowało do stawiania Bogu odważnych pytań o przyczynę i sens cierpienia. „Chodzi nie tylko o spotkanie z krzyżem, ale również o zrozumienie, że ból Chrystusa jest nową wartością, która nadaje sens ubóstwu i odrzuceniu. Tylko ten ból jest w stanie nadać znaczenie ludzkim cierpieniom”[2].

Łukaszowa wersja tego błogosławieństw wprowadza zamiast smutku pojęcie płaczu: „Błogosławieni, którzy teraz płaczecie , albowiem śmiać się będziecie”(Łk 6,21)[3]. Ważne jest pytanie o motyw płaczu. Starożytni ojcowie podkreślają wartość łez pokuty i żalu za grzechy, które prowadzą do oczyszczenia i przemiany. Takie łzy skruchy Franciszek często wylewał podczas modlitwy i to nie tylko w początkach swego nawrócenia, gdy z żalem rozpamiętywał grzeszną młodość, ale także później, podczas samotnej modlitwy: „przepełniał lasy płaczem, skrapiał miejsca modlitwy łzami” (Legm IV,2,3). Symeon Nowy Teolog parafrazując to błogosławieństwo stwierdza, że „błogosławieni ci, którzy zawsze gorzko opłakują swoje grzechy, ponieważ ogarnie ich światło i przemieni gorzkie łzy w słodkie”[4]. Franciszek przyjmował łzy jako błogosławieństwo oczyszczające ducha i nawet, gdy pogłębiały one poważną chorobę oczu, nie unikał ich, twierdząc, że: „woli utracić wzrok zewnętrzny, aniżeli zrezygnować z łez, które oczyszczają wewnętrzne oczy, a którymi będzie mógł oglądać Boga i że nie może hamować odzyskanej nabożności ducha. Mąż oddany Bogu wśród potoków łez promieniował dziwną słodyczą i pogodą wewnętrzną i zewnętrzną, która malowała się na jego twarzy, a równocześnie z powodu czystości świętego sumienia cieszył się tak wielkim namaszczeniem radości, że duchem nieustannie wznosił się ku Bogu”(Legm III,3,3-4).

Niektórzy współcześni autorzy proponują motyw egzystencjalny: płacz tych, którzy smucą się z powodu ogromu cierpienia i grzechu na świecie. Taki smutek nie był Franciszkowi obcy, płakał bowiem przejęty troską o zbawienie dusz: „Gorliwość o zbawienie bliźnich, wypływająca z żaru miłości, jak ostry i ognisty miecz przenikała jego wnętrze do tego stopnia, że wydawało się, iż ten mąż robił wrażenie, jakby był samą gorliwością, płonącą żarem współzawodnictwa, cierpieniem współczującego smutku. Gdy widział, że dusze odkupione ceną Krwi Jezusa Chrystusa splamił jakikolwiek grzech, to jakby był przebity dziwnym grotem bólu. Pod wpływem żarliwego współczucia bardzo płakał i jak matka codziennie rodził je w Chrystusie. To było źródłem jego łez podczas modlitwy, stąd płynął zapał w głoszeniu kazań i nawet osobliwe okazje w dawaniu przykładu, a to dlatego, że nie uważałby siebie za przyjaciela Chrystusa, gdyby nie troszczył się o dusze, które On odkupił”(Legm III,8,1-3). Franciszkowy płacz rozumiany jako współcierpienie z Chrystusem ma swą genezę w mistycznym spotkaniu w San Damiano: „Odtąd jego świętą duszę przebiło współcierpienie z Ukrzyżowanym, i jak można zbożnie sądzić, wycisnęły się wówczas na jego sercu, choć jeszcze nie na ciele, stygmaty czcigodnej Męki”(Mem 10,8). Według Celano: „Od tego czasu nie mógł powstrzymać się od płaczu. Nawet głośno płakał nad męką Chrystusa, jakby zawsze miał ją przed oczyma”(Mem 11,6). Wrażliwość na czyjąś krzywdę i cierpienie towarzyszyły Franciszkowi stale. Litował się nie tylko nad ludźmi lecz także nad zwierzętami, a nawet przyrodą nieożywioną.

 Błogosławieństwo dotyczy także tych, którzy tęskniąc za niebieską ojczyzną nie znajdują trwałego miejsca na ziemi, lecz żyją na niej jako obcy i przybysze. Gdy Franciszek rozsyłał swych braci do prowincji pouczał, by „szli przez świat jak przybysze i pielgrzymi” (por. De inceptione 40,4). W Testamencie umieścił zapis: „Niech bracia strzegą się, aby wcale nie przyjmowali kościołów, ubogich mieszkań i wszystkiego, co się dla nich buduje, jeśli się to nie zgadza ze świętym ubóstwem, które ślubowaliśmy w regule, goszcząc w nich zawsze jak obcy i pielgrzymi”.

Franciszek dostrzegał niebezpieczeństwo trwania w smutku i przygnębieniu, a utożsamiając je z konsekwencją grzechu i działaniem złego ducha, reagował natychmiast upominając braci: „Dlaczego z powodu swoich grzechów okazujesz na zewnątrz smutek i ból? Smutek ten zachowaj między Bogiem a tobą, módl się do Niego, by przez swoje miłosierdzie przebaczył ci i przywrócił twojej duszy radość swego zbawienia” (SpPerf 96,5-6). Wierzył, że radosne usposobienie braci jest ważnym elementem świadectwa, stąd w regule zalecił: „ I niech strzegą się, by swym zewnętrznym wyglądem nie robili wrażenia smutnych i posępnych obłudników, lecz niech okazują się radosnymi w Panu i pogodnymi, i życzliwymi”(1Reg 7,16). Z okazywaniem radości wiąże się Franciszkowa koncepcja bycia Bożymi kuglarzami[5]. Poznając w młodości dworską kulturę szlachty i rycerstwa oraz podzielając zachwyt ich wzniosłymi ideałami, wzmocnionymi przez zetknięcie się z trubadurami (trouveres) oraz często pogardzanymi, choć także chętnie słuchanymi dostawcami taniej rozrywki - ulicznymi błaznami (ioculatores).Zrobili na nim tak duże wrażenie, że później głosząc pokutę niejednokrotnie nawiązywał do ich egzaltowanego, osobliwego sposobu komunikowania. Wykorzystał śpiew i sztukę teatralną skutecznie wpływając na nastroje i emocje słuchaczy. Chciał przez to w sposób jasny i prosty dotrzeć z ewangelicznym przesłaniem do możliwie szerokiego grona odbiorców

Zgodnie z obietnicą błogosławieństwa, Franciszek wielokrotnie doświadczył Bożej pociechy. Tak opisał to św. Bonawentura: „Któregoś dnia, gdy w samotności opłakiwał swoje lata rozważając z goryczą, napełniła go radość Ducha Świętego i otrzymał zapewnienie o zupełnym odpuszczeniu wszystkich win” (LegM III, 6,2). Gdy udręczony bólem oczu bezskutecznie prosił jednego z braci, by odśpiewał mu Pochwałę stworzeń przy akompaniamencie cytry, sam Bóg sprawił cudownie, że nagle dał się słyszeć przyjemny dźwięk instrumentu, przynoszący ukojenie (por. CAss 66). Zwierciadło doskonałości wskazuje jeden z motywów, dla którego Święty ułożył Pieśń słoneczną: „błogosławiony Franciszek podczas swojej choroby ułożył Pochwały Pana, które niekiedy kazał recytować swoim towarzyszom na chwałę Pana i dla pociechy swojej duszy, a także ku zbudowaniu bliźniego”(SpPerf 66,5). Gdy cierpienia fizyczne i duchowe stały się tak dotkliwe, że Biedaczynie wydawało się, że nie udźwignie ich ciężaru, został pocieszony obietnicą Królestwa Bożego (CAss 100). Mając tak wyraźne doświadczenie pociechy ze strony Boga, Franciszek wielokrotnie i na różne sposoby pocieszał przygnębionych i udręczonych. Zapamiętali to dobrze jego bracia, którzy zaświadczyli: „Współczując bowiem, mówił do nich nie jak sędzia, lecz jak miłosierny ojciec do synów i dobry lekarz dla chorych, umiejąc cierpieć z cierpiącymi i smucić się z udręczonymi”(3Soc 59,6), co zdaje się potwierdzać Tomasz z Celano: „Prawie że nie było takiego brata, dotkniętego niepokojem ducha, który by pod wpływem żaru jego mowy nie pozbył się wszelkiego mroku i nie odzyskał pogody ducha”(VbF 46,10).



 

 



[1] Biblia Tysiąclecia,wyd.5, wyd. Pallotinum, Poznań 2000.

[2] Raoul Manselli, Św. Franciszek z Asyżu. Editio maior, wyd. Bratni Zew, Kraków 2006, str.454.

[3] Biblia Tysiąclecia, wyd.5, wyd. Pallotinum, Poznań 2000.

[4] R.Cantalamessa OFM Cap, Osiem stopni do szczęścia. Błogosławieństwa ewangeliczne, wyd. Serafin, Kraków 2009, str. 47.

[5] Por. Raoul Manselli, Św. Franciszek z Asyżu. Editio maior, wyd. Bratni Zew, Kraków 2006, str.223 nn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Błogosławiony miłosierny...Franciszek z Asyżu

  Błogosławiony miłosierny…Franciszek z Asyżu Piąte błogosławieństwo z ewangelii według św. Mateusza: „Błogosławieni miłosierni, albowie...