Kruche
i brudne naczynie
Św. Franciszek z Asyżu jest jednym z
tych świętych, którzy już od początku wejścia na drogę nawrócenia, wzbudzili
powszechne zainteresowanie swoją osobą. Jego nietuzinkowa, charyzmatyczna
osobowość nie tyle nie mogła pozostać niezauważona, co koncentrowała na sobie
swą niepowtarzalnością oraz świeżością odkrytej drogi. Niekonwencjonalny sposób
życia oraz wierność obranym ideałom, uczyniły go wyrazistym świadkiem życia
Ewangelią, a dla wielu stały się zachętą do konfrontacji z prezentowanym przez
niego światopoglądem zorientowanym na Boga. Początki jednak nie były proste.
Gdy po doświadczeniu spotkania z Bogiem zdecydował się radykalnie odmienić
swoje życie, spotkał się z niezrozumieniem i odrzuceniem nie tylko większości
asyskiego społeczeństwa, lecz także najbliższych. Posądzany o chorobę
psychiczną, hipokryzję i pasożytniczy sposób życia na koszt innych, doświadczył
przejmującej samotności i wyrzucenia na margines społeczeństwa. Ten początkowy
sceptycyzm otoczenia wzmocniony jawnymi wyrazami wrogości, powoli, jednak
konsekwentnie ustępował postawie zaciekawienia i sympatii, a wreszcie
społecznego uznania i podziwu. Można przyjąć, że historia kształtowania się
publicznego wizerunku Franciszka, miała charakter cykliczny. Początkowo
podziwiany i hołubiony; szczególnie w gronie tych, co korzystali z jego
hojności, bądź wróżyli mu świetlaną przyszłość kontynuatora intratnego interesu
kupieckiego ojca, następnie wzgardzony i wyszydzony, jako godny politowania
żebrak, „ciemna karta” szanowanej rodziny Bernardone, ostatecznie „powrócił do
łask” asyskiego tłumu, który w pełni przekonany o jego świętości, zaczął
okazywać mu należne dowody czci i miłości. Potrzeba było całkiem sporo czasu,
by dostrzeżono, że okrywający się łachmanami, żebrzący o resztki jedzenia i
odnajdujący swe miejsce pośród wszelkiego rodzaju wyrzutków społeczeństwa,
pokorny Franciszek jest mistykiem chodzącym w Bożej obecności, cudotwórcą oraz
prostym głosicielem Ewangelii, z mocą urzeczywistniającym Królestwo Boże na
ziemi. Także on sam przeżył swego rodzaju metamorfozę w odbieraniu samego
siebie. Jego pierwotne patrzenie oparte na ludzkich opiniach i oczekiwaniach, z
czasem uległo zmianie polegającej na widzeniu ukształtowanym bezpośrednio przez
Boże Słowo zdolne przywrócić ludzkiemu postrzeganiu pierwotną percepcję opartą
na zaufaniu i pewności Bożej miłości. Stały kontakt Franciszka z Bogiem,
głębokie przeżycie prawdy o Jego odkupieńczej ofierze, doprowadziły go do stanu
wewnętrznej równowagi oraz wolności Bożego dziecka, stąd będąc wśród braci często
powtarzał powiedzenie: „ Tak wielki
jest człowiek, jak wielki jest w oczach Bożych, nie większy”(LegM 6. 1). Świadkowie życia Franciszka pozostawili
cenne świadectwa stanowiące podstawę poznania, jakim był człowiekiem oraz jak
ewaluowała jego droga do świętości. Możemy w ten sposób spojrzeć na niego niejako
oczami tych, którzy doświadczali jego człowieczeństwa. By jednak poznanie nie
opierało się wyłącznie na subiektywnych opiniach, warto postawić sobie pytanie,
co Franciszek myślał o sobie samym oraz jak chciał być postrzegany, a więc,
jaki wizerunek swojej osoby świadomie kreował? Powszechnie znany jest
zamieszczony w „Kwiatkach” dialog św. Franciszka z br. Maciejem, który zdumiony
niezwykłą popularnością świętego, który choć nie wyróżniał się wykształceniem,
urodą, ani pochodzeniem, to jednak przez wszystkich był podziwiany i
poszukiwany. Wobec tego, zadał mu pytanie: „Czemu za tobą biega świat cały?[1]”
Tak sformułowane pytanie zawiera w sobie także inne, choć nie wypowiedziane
głośno: co myślisz sam o sobie? Odpowiedź Franciszka stanowiąca dowód jego
uniżenia przed Bogiem, brzmiała: „Wypatrzyły mi to oczy Boga Najwyższego (…)
Oczy te bowiem najświętsze nie widziały wśród grzeszników nikogo, kto by był
nikczemniejszy, niedołężniejszy, grzeszniejszy ode mnie.” Tym sposobem odwrócił
uwagę od swej osoby, a skierował ją na Tego, który tak zadziwiających rzeczy
dokonuje w człowieku, pomimo jego słabości i grzeszności. Bratu Pacyfikowi,
który badając pokorę Franciszka, także zadał mu pytanie dotyczące obrazu samego
siebie, odpowiedział: „ Wydaje mi się, że jestem większym grzesznikiem, niż
jakikolwiek inny człowiek żyjący na tym świecie”, uzasadniając: „ bo gdyby
jakiemukolwiek zbrodniarzowi Chrystus okazał tak wielkie miłosierdzie, byłby o
wiele bardziej wdzięczny Bogu, aniżeli ja” (LegM VI,6) . Franciszek zachwycony
Bożą dobrocią, wyrzucał sobie brak wdzięczności za tak liczne Boże
dobrodziejstwa, w szczególności otrzymane przebaczenie grzechów i łaskę
nawrócenia. Świadomość własnej małości i bolesne rozpamiętywanie grzesznej
młodości, do końca życia były dla niego źródłem upokorzenia oraz impulsem do
zwrócenia się w kierunku miłującego Boga. Modlitwie Franciszka bardzo często
towarzyszyły gorzkie łzy, będące konsekwencją głębokiego żalu oraz współczucia
Temu, który umarł na krzyżu, by wysłużyć człowiekowi łaskę życia wiecznego.
Relacja Trzech Towarzyszy zawiera plastyczny opis modlitwy Świętego, gdy
samotnie krążąc wokół Porcjunkuli, obficie wylewał łzy i głośno lamentował.
Zapytany o powód płaczu, odpowiedział: „Płaczę nad męką Pana mojego i nie
powinienem się wstydzić iść na cały świat, głośno płacząc” (3Soc14). Biografowie
zgodnie podają, że Franciszek był przeświadczony o swojej grzeszności, o czym
wielokrotnie przypominał. Świadomość bycia słabym i grzesznym człowiekiem, nie
tyle nie zamykała go na Bożą łaskę, lecz przeciwnie: zbliżała do Chrystusa, w
którym dostrzegał miłosiernego Boga, stającego zawsze po stronie człowieka i
solidarnie przyjmującego na siebie jego grzech, by przez ofiarę krzyża i
zmartwychwstanie, przywrócić mu utraconą godność Bożego dziecka. Szczególnie
cennym źródłem informacji, jak Franciszek postrzegał samego siebie, są jego
pisma, zawierające następujące zwroty: „brat Franciszek, sługa wasz w Panu Bogu
najmniejszy i godny pogardy”(LRz); „brat
Franciszek, człowiek nędzny i słaby, sługa wasz najmniejszy (1LK) nieużyteczny
i niegodne stworzenie Pana Boga”(LZ ); „brat Franciszek, najmniejszy ze sług
Bożych” (2LK); „jestem człowiekiem prostym i chorym”(T 29); „ wszyscy z własnej
winy jesteśmy nędzni i zepsuci, cuchnący i robaki” (2LW). Św. Bonawentura zwraca uwagę na ten charakterystyczny
aspekt duchowości Franciszka: „Był
przeświadczony, że jest największym grzesznikiem, że jest mało znaczącym czy
też tylko kruchym i brudnym naczyniem, choć w rzeczywistości był wybranym
naczyniem świętości, promieniującym ozdobą wielorakich cnót i łask – świętym” (Legm
III,4). Franciszek starał się bardzo pozostać małowartościowym nie tylko w
oczach własnych, lecz także innych ludzi, stąd umyślnie deprecjonował swoją
osobę, poprzez publiczne ujawnianie czynów stanowiących w jego mniemaniu
argument przeciw uznaniu go za świętego, jak próżna myśl, czy dietetyczny posiłek
podczas choroby. Gdy rozentuzjazmowany tłum witał go w jakimś miejscu, bądź
wyrażał aplauz z powodu wygłoszonej nauki, bywało, że studził ten entuzjazm
mocnym stwierdzeniem: „Nie jestem jeszcze pewien, czy nie powinienem mieć synów
i córki” (SpLem 13). Tomasz z Celano
napisał o nim: „Uczył wszystkich słowem i przykładem, jak sobą gardzić” (VbF 53). Robił to szczególnie, gdy dostrzegano
i podziwiano jego świętość. Niejednokrotnie podczas głoszenia kazań spowiadał
się publicznie z najmniejszych nawet uchybień, a gdy słyszał, że ludzie
rozprawiają na temat jego świętego życia, smucił się i z obawy, by nie popaść w
pychę, nakazywał pod posłuszeństwem któremuś z braci, by mu ubliżał. Gdy ów
brat czynił to, choć wbrew swej woli, uśmiechał się i z zadowoleniem odpowiadał: „
Niech ci Pan błogosławi, ponieważ mówisz całą prawdę i takie rzeczy godzi się słyszeć
synowi Piotra Bernardone” (VbF 53). Rozdźwięk widoczny pomiędzy tym, jak
Franciszek postrzegał samego siebie, a tym, jak był odbierany przez otoczenie, wypływał
głównie z jego pragnienia zajęcia ostatniego miejsca i solidarnego podzielenia
losu z odrzuconym, zelżonym i wyśmianym Chrystusem. Przyczyniła się do niego
także świadomość swej ludzkiej kondycji grzesznika stojącego w Obliczu
Nieskalanego Boga, oraz doświadczenie własnej bezradności, wobec problemów
narastających wraz z rozwojem braterstwa, a także jego skłonna do idealizowania
osobowość i szczególnie wrażliwe sumienie.
Franciszkowy osąd samego siebie, surowy
i pełen powściągliwości, może budzić zdumienie, a nawet niepokój płynący z domniemanej
sprzeczności między tak wymagającym traktowaniem samego siebie, a świadomością
Bożego wezwania do miłosierdzia. W rzeczywistości jest to sprzeczność pozorna,
gdyż samoświadomość Franciszka, będąca konsekwencją oczyszczonego Bożą łaską
spojrzenia w głąb siebie, stanowiła konsekwencję przyjęcia w prawdzie ludzkiej
kondycji grzesznika w pełni świadomego Bożej miłości i z niej czerpiącego
akceptację i poczucie własnej godności. Franciszek szczerze nazywający siebie
grzesznikiem, a jednocześnie autentycznie wolny i promieniujący naokoło
radością i pokojem, jednoznacznie wskazuje na źródło owego szczęścia, którym
jest przebaczająca miłość Boża. To ona napełnia człowieka wewnętrznym pokojem,
niezależnym od ludzkich sądów, czy jakichkolwiek przejawów wrogości. Myśl tą
trafnie oddają słowa napomnienia św. Franciszka: „ Błogosławiony sługa, który
nie uważa się za lepszego, gdy go ludzie chwalą i wywyższają, niż wówczas, gdy uważają go za słabego,
prostego i godnego pogardy; ponieważ człowiek jest tym tylko, czym jest w
oczach Boga i niczym więcej” (Nap 19).
S.
Chrystiana Anna Koba CMBB
[1] Kwiatki św. Franciszka z Asyżu, przeł. L. Staff,
wyd. św. Antoniego 1994.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz